Muzułmanie świętujący Ramadan uratowali chrześcijan. Nic nie pokona Londyńczyków
Muzułmanie świętujący Ramadan uratowali życie wielu mieszkańcom płonącego wieżowca w Londynie. Tragedia połączyła Londyńczyków niezależnie od wyznania. Świątynie dają schronienie poszkodowanym. Mieszkańcy miasta zbierają dary i pieniądze dla ofiar.
Londyńska policja stara się nie publikować niepotwierdzonych informacji na temat liczby ofiar pożaru w Grenfell Tower. Wiadomo, że zginęło przynajmniej 6 osób, a 74 zostało rannych w pożarze 24-kondygnacyjnego wieżowca. W 120 mieszkaniach socjalnych mogło być nawet 600 ludzi różnych wyznań i narodowości.
Pożar wybuchł późno w nocy na jednym z dolnych pięter. Jako pierwsi w niebezpieczeństwie zorientowali się muzułmanie świętujący Ramadan, którzy czekali na tradycyjny, nocny posiłek i ostatnią modlitwę przed snem. Dlatego całe rodziny jeszcze nie spały. Muzułmanie wszczęli alarm i ostrzegli innych mieszkańców bloku. Ocaleni nie mają wątpliwości, że wielu ludzi, także chrześcijan, zawdzięcza życie muzułmańskim sąsiadom.
Bieda w sąsiedztwie królewskiego przepychu
Blok socjalny taki jak Grenfell Tower jest ostatecznością dla tych, którzy nie mają pieniędzy na nic innego. Pożar pozbawił mienia setki ludzi, którzy i tak należą do biedniejszych mieszkańców miasta. Wielu z nich uciekło tyko w piżamach. Pobliski kościół św. Klemensa otworzył swoje drzwi dając schronienie wszystkim poszkodowanym, niezależnie od wyznania. Proboszcz zaapelował o koce i żywność - w duchu, z którego słynie jego parafia. Świątynia szybko przeobraziła się w schronisko dla uchodźców, gdzie wolontariusze podawali śniadania dla poszkodowanych.
"Witamy każdego – niezależnie od wieku, płci, pochodzenia czy preferencji seksualnych" – czytamy na stronie internetowej kościoła. Parafia jest zróżnicowana, z obszarami bogactwa w otoczeniu ubóstwa. Blok Grenfell Tower dzieli nieco ponad kilometr od królewskiej rezydencji w Pałacu Kensington, gdzie mieszkają książę William z żoną Kate i dziećmi.
Londyńczycy umieją sobie pomagać
Prośby o pomoc rozchodzą się błysakwicznie. Pochodzący z Indii sikhowie apelują o przynoszenie ubrań, zabawek i środków czystości do ich świątyni. Brytyjczycy zbierają pieniądze przez platformy internetowe. W ciągu pierwszych godzin internauci wpłacili kilkadziesiąt tysięcy funtów.
"W tej zżytej wspólnocie wiele rodzin straciło cały swój dobytek, a inni stracili życie" – w apelu o pomoc napisała Haley Yearwood, dyrektor szkoły, do której chodzi wiele dzieci mieszkańców spalonego wieżowca. "Zebrane pieniądze trafią do poszkodowanych mieszkańców Grenfell Tower i przynajmniej w niewielkim stopniu pomogą im uporać się z następstwami pożaru. Nasze myśli i modlitwy są z nimi wszystkimi" - dodała. Yearwood w ciągu trzech godzin zebrała ponad 30 tys. funtów. W ciągu miesiąca chciałaby dojść do miliona.
Louka Travlos z opieki społecznej nie tylko potwierdził tożsamość Yearwood i uwiarygodnił jej akcję, ale także zaapelował o przynoszenie koców i wody do lokalnego schroniska. Odpowiedź była tak wielka, że w ciągu 20 minut musiał skorygować apel tłumacząc, że darów i wolontariuszy jest już w nadmiarze. To najlepiej pokazuje jak Londyńczycy potrafią zjednoczyć się w obliczu tragedii niezależnie od tego, jak bardzo różnią się między sobą wyglądem czy wyznaniem.