Mózg propagandy Państwa Islamskiego wrócił "zza grobu" po celowym sfingowaniu własnej śmierci
• Omar Diaby był uznawany za rekrutera nr 1 do ISIS we Francji
• Zasłynął z widowiskowych filmów propagandowych
• Miał zginąć w walkach w Syrii w sierpniu ubiegłego roku
• Teraz okazuje się, że celowo sfingował swoją śmierć
• Ujawnił swoje "zmartwychwstanie" w mediach, ale pozostaje w cieniu
06.06.2016 | aktual.: 06.06.2016 16:39
Omar Diaby uchodził za najskuteczniejszego francuskiego rekrutera do Państwa Islamskiego. Swoją propagandową działalność rozpoczął już w 2012 roku, zanim jeszcze ISIS zdobyło światowy rozgłos oraz ziemie w Iraku i Syrii. Diaby zniknął nagle w sierpniu ubiegłego roku. W mediach pisano, że zginął. Tymczasem "superdzihadysta" - jak nazywano go we Francji - kilka dni temu powrócił "zza grobu" i znów jest o nim głośno.
Mózg dżihadystycznego PR-u od 2013 roku działał w Syrii, skąd nęcił potencjalnych zwolenników z Francji do przyłączenia się do zbrojnego dżihadu. Wcześniej mieszkał w Nicei i to właśnie tam rozpoczął swoją działalność - najpierw były to antyzachodnie filmy, które zamieszczał w sieci. Według mieszkańców osiedla, Diaby był popularną figurą w sąsiedztwie i cieszył się posłuchem, szczególnie wśród młodszych.
Produkcje Diaby'ego od początku wyróżniały się profesjonalizmem. Jego filmy zawsze zbierały co najmniej po kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń. Dynamiczny montaż, widowiskowe kadry, dobrze dobrana muzyka - mogły zwabić młodych ludzi, poszukujących przygód i odrzucających wartości Zachodu, ale wychowanych na kinie akcji.
"Zmartwychwstanie"
Diaby, choć wychowany we Francji, pała nienawiścią do swojej dawnej ojczyzny. W ubiegłym roku wyraził poparcie dla zamachu na redakcję "Charlie Hebdo", który nazwał po prostu "egzekucją" wymierzoną za obrażanie proroka Mahometa.
Po nagłym zniknięciu w sierpniu ubiegłego roku wszystko wydawało się jasne - rekurter zginął w walkach. Tymczasem teraz okazuje się, że Diaby celowo upozorował swoją śmierć. Potrzebował na dłużej zniknąć ze świecznika, by w spokoju poddać się operacji w Turcji. Teraz dżihadysta wrócił, a w mediach ujawnił, jak udało mu się oszukać świat. "Musiałem zniknąć na kilka miesięcy na operację, a to sprawiłoby, że stałbym się łatwiejszym celem" - pisał w mailu do serwisu Daily Beast.
Upadek czy wyreżyserowane widowisko?
Telewizja France 2 niedawno wyemitowała reportaż, w którym ujawniła, co dziś robi Diaby. Według dziennikarzy, którzy prawdopodobnie dotarli do rekrutera (nie zostało to powiedziane wprost), "superdżihadysta" przestał zajmować się propagandą po medycznym zabiegu. Dziś mieszka z innymi Francuzami z Nicei w obozie namiotowym na syryjskiej wsi. Rytm jego życia jest wyznaczany przez szariat, choć w reportażu nie zabrakło idyllicznych obrazków, jak np. skoki do jeziora czy jazda samochodami 4x4 po pustynnych bezdrożach. Zabrakło za to wojny, która toczy się w Syrii.
Zdaniem analityków, reportaż wyemitowany we France 2 świadczy o tym, że dziś Diaby może jedynie pomarzyć o swoim dawnym statusie. Jego pozycja nie jest już tak mocna jak dawniej, a po operacji i rekonwalescencji musi na nowo ją odbudować.
Czy tak jest w istocie? Nie wiadomo, Diaby wie, jak postępować z mediami i kontaktuje się z nimi tylko wtedy, gdy chce i ujawnia tylko tyle, ile chce. Nie unika przy tym kontrowersji, bo wie, że zapewnią mu czołówki informacyjnych serwisów. W przeszłości zasłynął zachęcaniem do głosowania na Marine Le Pen, liderkę antyimigranckiego i nacjonalistycznego Frontu Narodowego. Argumentował, że tylko ona zapewni pokój Francuzom, bo wycofa wojska z obcych krajów i nie będzie mieszać się w ich sprawy.
Na razie Diaby - zgodnie ze stylem Alfreda Hitchcocka - rozpoczął od trzęsienia ziemi, ogłaszając światu swoje "zmartwychwstanie". Choć na razie napięcie nie rośnie, to jednak możemy być pewni, że jego historia doczeka się sequeli.