"Moskwa" trafiona pociskiem. "To był najlepszy okręt Rosjan w tamtym rejonie"
- Zniszczenie "Moskwy" to ogromny, taktyczny sukces armii ukraińskiej. Jeszcze większy w wymiarze symbolicznym. Była to najsilniejsza jednostka, którą Rosjanie dysponowali na Morzu Czarnym. Bez "Moskwy" Ukrainie znacznie łatwiej będzie bronić się i przeprowadzać podobne operacje - mówi Wirtualnej Polsce kmdr por. Tomasz Witkiewicz, były dowódca ORP Sęp, obecnie służący w Centrum Operacji Morskich – Dowództwie Komponentu Morskiego.
14.04.2022 | aktual.: 14.04.2022 20:23
Pierwsze informacje o zniszczeniu krążownika "Moskwa" pojawiły się w środę wieczorem. Po trafieniu ukraińskimi rakietami, na pokładzie wybuchł pożar, co doprowadziło do detonacji amunicji.
Krążownik Moskwa to flagowa jednostka Rosji na Morzu Czarnym. To ten okręt na początku wojny w Ukrainie zaatakował Wyspę Węży.
Według ostatniego komunikatu rosyjskiego ministerstwa obrony główne uzbrojenie krążownika nie zostało uszkodzone, pożar został opanowany a załoga ewakuowana na inne jednostki znajdujące się na Morzu Czarnym. We wcześniejszym oświadczeniu rosyjskie MON przyznało, że "amunicja krążownika Moskwa wybuchła w wyniku pożaru okrętu", a "statek jest poważnie uszkodzony".
- To potężny okręt, ale mocno przestrzały. Wodowany był w latach 80-tych, czyli w zupełnie innych czasach niż obecna wojna w Ukrainie. Mimo wszystko, to największa jednostka Floty Czarnomorskiej, z której Rosja była najbardziej dumna. Sama nazwa "Moskwa" wskazywała na prestiżowość tego okrętu. W 1939 r., kiedy Niemcy sami zatopili słynny krążownik Admirala Graf Spee, który nosił imię wiceadmirała Maximiliana hrabiego von Spee, to nazwę bliźniaczego okrętu zmienili z "Deutschland" na "Lutzow". tylko po to, żeby nie poszło w świat, że "Niemcy toną". Rosjanie nie zdążyli zmienić nazwy "Moskwy" - mówi Wirtualnej Polsce kmdr por. Tomasz Witkiewicz, były dowódca ORP Sęp, obecnie służący w Centrum Operacji Morskich – Dowództwie Komponentu Morskiego.
I faktycznie, krążownik rakietowy "Moskwa" to największy okręt rosyjskiej Floty Czarnomorskiej i – w teorii – jednostka o bardzo silnym uzbrojeniu. Okręt od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę bierze udział w działaniach na Morzu Czarnym.
- Takie okręty jak "Moskwa" zostały przeznaczone do tego, by być "trzonem" zespołów okrętowych w ramach Floty Czarnomorskiej. Ich głównym zadaniem było zapewnienie innym okrętom obronę przeciwlotniczą. Nie można ich porównać do amerykańskich krążowników typu Ticonderoga, mimo wszystko miały najbardziej zaawansowany system przeciwlotniczy na pokładzie. Były to systemy o największych zasięgach, najlepszych możliwościach przechwytywania samolotów czy też pocisków przeciwokrętowych. To okręt, którego zadaniem była osłona powietrzna innych statków i atakowanie celów nawodnych przeciwnika pociskami P-1000, P-500 - mówi nam ekspert.
Po ukraińskim ataku na "Moskwę" w mediach społecznościowych pojawiły się głosy, że pociski "Neptun" mogły trafić okręt w tylnej części dzięki działaniu przestarzałemu radarowi, który nie wychwycił zbliżającego się zagrożenia. Zdaniem kmr. Tomasza Witkiewicza, przyczyny jednak mogły być inne.
- Jeżeli okręt miałby wszystkie systemy sprawne, to nie ma możliwości ataku od tyłu. Takie statki maja obserwację z dwóch stron. Ta wojna jest prowadzona przez Rosję tak nieudolnie i karykaturalnie, że to załoga mogła zostać zaskoczona uderzeniem pocisków. Rosjanie nie doceniają przeciwnika. Od początku wojny rosyjskie zespoły desantowe pływały bez osłony i były narażone na ostrzał Ukraińców. Najwyraźniej też przyjęli założenie, że przeciwnik nie posiada żadnych skutecznych pocisków, którymi mógłby zrobić krzywdę. A Ukraińcy zaskoczyli ich swoją bronią, rakietowym system obrony wybrzeża – Neptun. Są one niebezpieczne i groźne, ale normalny okręt, który jest w gotowości bojowej powinien sobie z takim zagrożeniem poradzić. A już tym bardziej taki okręt "Moskwa" - uważa kmr. Tomasz Witkiewicz.
Jego zdaniem, świadczy to źle o gotowości bojowej załogi albo złym stanie stanie technicznym okrętu.
- A nawet jeśli było tak jak twierdzi rosyjska propaganda, że wybuchł pożar pod pokładem, to jeszcze gorzej. Bowiem ich standardy operacyjne są tak niskie, że topią sobie okręt. Przecież taki sam przekaz był w sprawie desantowego okrętu zatopionego w Berdiańsku. Jeśli Rosjanie – według ich przekazu – zdążyli sobie zatopić już dwa okręty, to fatalnie świadczy o ich armii. Nie wiem co jest gorsze, blamaż taktyczny czy blamaż szkoleniowy - ocenia ekspert ds. marynarki wojennej.
I jak dodaje, mogło być tak, że okręt nie był sprawny, a wystawiono go na Morze Czarne.
- Jeśli był to atak Neptunami, to Ukraińcy przetrzymali je tak długo i wybrali sobie najlepszy cel z możliwych. Najbardziej wartościowy. Pytanie tylko: czy Ukraina miała zdolność do samodzielnego wykrycia "Moskwy". Mógł on zostać wykryty dzięki pracy bezzałogowca. Neptun to pocisk nowoczesny, groźny i ponaddźwiękowy. Ma ponad 200-kilogramową głowicę. Trafienie dwoma pociskami okrętu, który nie do końca jest sprawny technicznie i ma braki w wyszkoleniu załogi, może spowodować duże straty. Jeśli jeszcze ma się szczęście, że trafi w łatwopalne miejsce, to może doprowadzić do zatopienia - uważa Tomasz Witkiewicz.
Z kolei dla Ukrainy - jak podkreśla nasz rozmówca - to taktyczny sukces w wymiarze militarnym.
- A w wymiarze symbolicznym jeszcze większy, bowiem w świat pójdzie przekaz, że "Moskwa płonie". Wśród okrętów, które są na Morzu Czarnym, ten miał największy potencjał przeciwlotniczy. Teraz bez "Moskwy" Ukrainie będzie operować znacznie łatwiej w tamtym rejonie. Była to najsilniejsza jednostka, którą Rosjanie dysponowali na Morzu Czarnym. Okręty, które zostały w ramach Floty Czarnomorskiej posiadają słabsze systemy przeciwlotnicze. Tyle, że Ukraińcy nie mieli nigdy takich jednostek morskich, by przeciwstawić się okrętom rosyjskim - ocenia kmr. Tomasz Witkiewicz.
Trafienie "Moskwy" to kolejny sukces Ukrainy w walce z rosyjską flotą. W pobliżu Odessy na początku marca ukraińscy artylerzyści dokonali niemożliwego – przy pomocy wyrzutni M-21 Grad, przeznaczonej do atakowania celów powierzchniowych, ostrzelali i uszkodzili rosyjski okręt, identyfikowany wstępnie jako korweta "Wasilij Bykow" (czemu później zaprzeczyli Rosjanie).