ŚwiatMorze czy tortury? Piekło migrantów w Bułgarii

Morze czy tortury? Piekło migrantów w Bułgarii

• Migranci w Bułgarii padają ofiarą prześladowań ze strony służb mundurowych

• Organizacje praw człowieka publikują kolejne raporty o przemocy bułgarskiej policji

• Uchodźcy są bici, okradani, poniżani, nielegalnie deportowani do Turcji

• Bułgarscy aktywiści mówią wprost: to tortury

• Wszyscy wiedzą o szokującym procederze, ale nie mogą z tym nic zrobić

• - Moi krewni woleli ryzykować życie na morzu, niż narażać się na spotkanie z bułgarskimi służbami - mówi WP syryjski uchodźca

Morze czy tortury? Piekło migrantów w Bułgarii
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | DJORDJE SAVIC

09.03.2016 | aktual.: 10.03.2016 08:49

W środku nocy do celi wpadali bułgarscy strażnicy. Budzili śpiących tam Afgańczyków i krzycząc, że "nie są u siebie w domu", zaczynali ich niemiłosiernie bić, opowiada młody chłopak w rozmowie z Wirtualną Polską. - Kazali nam stać przez 36 godzin pod ścianą, z rękami w górze. Jeśli ktoś przysypiał, bili go - opowiadał inny Afgańczyk o przeprawie przez Bułgarię. Grupa Irakijczyków, mówiąc jeden przez drugiego, nie mogła uwierzyć, że bułgarscy mundurowi zmuszali 67-letnią Irakijkę do marszu, kopiąc ją w zwichniętą nogę. - Gdy ktoś, kto reprezentuje aparat państwowy robi takie rzeczy, to wtedy mówimy o torturach - przyznaje Nikolina Milić z Belgradzkiego Centrum Praw Człowieka, autorka raportu o łamaniu praw migrantów przez bułgarskie służby mundurowe.

Bułgaria jest członkiem Unii Europejskiej od 2007 roku. Wysunięta na południowo-wschodni kraniec Unii, graniczy z Turcją, która dla wielu migrantów jest ostatnim przystankiem przed dotarciem do Unii Europejskiej. Większość osób, które stamtąd wyruszyły - ponad 800 tysięcy w zeszłym roku - zdecydowała się na ryzykowną przeprawę przez Morze Egejskie do Grecji. Tylko 34 tysiące postanowiły przedzierać się przez lądową granicę turecko-bułgarską.

Opowieści o tym, co spotyka przeprawiających się przez Bułgarię migrantów skutecznie odstraszyły większość, choć na morzu tylko w zeszłym roku zginęło według UNHCR 3771 osób. - Mój wujek i kuzyni woleli ryzykować życie na morzu, choć nie umieją pływać, niż narażać się na spotkanie z bułgarskimi mundurowymi - mówi Wirtualnej Polsce Syryjczyk, którego rodzina w zeszłym roku postanowiła przedostać się do Niemiec. Uciekający z Syrii, Iraku, Afganistanu uchodźcy nie mają zbyt dużego wyboru w kwestii dotarcia do Europy - nie mają szans na wizy, nie mogą wsiąść w samolot czy autobus i spokojnie tu dotrzeć.

Albo morze, albo tortury

16-letni Afgańczyk Nazir nie umie pływać. Khalil podróżował w grupie z małymi dziećmi, podobnie dwie inne irackie rodziny - jedna jazydzka, jedna kurdyjska - wszyscy bali się morza. Afgański uchodźca spotkany w Belgradzie tłumaczył w rozmowie z WP, że nie miał pieniędzy na inną trasę: podróż przez Bułgarię kosztuje od 500 do 2000 euro i jest tańsza niż przez morze. O tym, co dzieje się w Bułgarii wiedzą wszyscy - nie tylko migranci, ale też organizacje pozarządowe, politycy, aktywiści. Organizacje praw człowieka publikują kolejne raporty o przemocy bułgarskiej policji wobec migrantów.

Obraz
© Płot na granicy bułgarsko-tureckiej (fot. AFP)

- Nic z tym nie możemy zrobić - mówi Nikolina Milić. - Uchodźcy sami musieliby składać skargi w Bułgarii - dodaje. Ale to nierealne, gdy powodzenie ich przeprawy zależy od tego, na ile skutecznie uda im się ukrywać przed bułgarskimi służbami. Milić zebrała wywiady z ponad setką migrantów, którzy dotarli do Serbii z Bułgarii. - Ich opowieści są bardzo spójne, powtarzają się. Uchodźcy z różnych krajów, docierający tu w różnym czasie, opowiadają takie same historie - dodaje. Raport jej organizacji, opublikowany w listopadzie zeszłego roku, na chwilę ściągnął uwagę mediów na problem znęcania się nad uchodźcami, ale nic nie rozwiązał: z Bułgarii do Serbii wciąż codziennie płyną dziesiątki storturowanych, umęczonych osób.

Przyjaciół poznaje się w biedzie

Milić spotykała się z uchodźcami w Dimitrowgradzie. W tym miasteczku, położonym przy górzystej serbsko-bułgarskiej granicy, do niedawna mieściło się centrum rejestracji dla uchodźców. Gdy zima się zaostrzyła, zaczęły tam docierać nie tylko osoby pobite, w zdartych butach, przemęczone kilkudniowym marszem przez las, wygłodzone i spragnione, ale też z poważnymi odmrożeniami. W lutym media poinformowały o śmierci kobiety i dziecka z wyziębienia w Bułgarii. Towarzyszące im osoby trafiły do szpitala z powodu odmrożeń. Trudno sobie wyobrazić strach, jakim musi napawać uchodźców spotkanie z bułgarskimi służbami, by nawet w tak ekstremalnych okolicznościach nie szukać pomocy.

Przed płotem ogradzającym starą siedzibę straży granicznej, w której mieściło się centrum rejestracji, ustawia się biały van. Należy do grupy wolontariuszy, których pracę koordynuje Tarek - Syryjczyk mieszkający od kilku lat w Serbii. "Przyjaciół", bo tak mówi o docierających tu migrantach, częstują ciepłą herbatą, oferują czapki, szaliki, skarpetki, rzeczy dla dzieci i kobiet. Nazir, 16-letni Afgańczyk, bierze od nich czapkę, od jednej z większych organizacji dostaje porządne zimowe buty. Jemu i innym "przyjaciołom" bez grosza przy duszy organizacja Tareka płaci za bilet autobusowy do Belgradu. Nazir musiał oddać wszystkie pieniądze przemytnikom. Inni - musieli zapłacić łapówki bułgarskim policjantom.

Obraz
© Funkcjonariusz bułgarskiej policji granicznej pilnuje uchodźców z Syrii (fot. PAP/EPA)


Dwie rodziny - kurdyjska i jazydzka, które razem przeprawiały się przez Bułgarię, opowiedziały WP, jak na granicy, w lesie, w środku nocy zaatakowała ich policja z psami. Rozbiegli się w różnych kierunkach, części grupy udało się uciec, część - została aresztowana. Ojciec kurdyjskiej rodziny opowiadał, jak w tym zamieszaniu stracił z oczu ośmioletnią córkę. Rodziny trafiły na trzy dni do więzienia. Wkrótce dowiedzieli się, że dziecko jest z inną grupą, której udało się uciec i kontynuować podróż.

- Chyba zabrali ją ze sobą do Niemiec, ale wciąż nie jesteśmy pewni. My trafiliśmy do więzienia. Po trzech dniach, bez jedzenia i picia, musieliśmy im zapłacić łapówkę, żeby nas wypuścili. 900 euro. A z nami są dzieci. Nawet mleka dla niemowlaka nie mieliśmy - opowiadali, wciąż w głębokim szoku, że Europa tak potraktowała osoby uciekające przed wojną. - Gdybyśmy wiedzieli, co nas tu spotka, nie uciekalibyśmy przed Państwem Islamskim z Sindżaru - dodali.

W imię ochrony granic

O tym, co ich spotkało opowiedzieli już w Belgradzie. Można tu usłyszeć bardzo wiele takich historii. W centrum miasta, przy stacji autobusowej, mieści się mały park. Większość koczujących tam ostatnio migrantów to właśnie osoby, które do Serbii dotarły z Turcji przez Bułgarię. Na park mówi się "afgański", choć trafiają tam osoby różnych narodowości. - Złapali nas przy granicy, przewieźli do więzienia, zabrali telefony, pieniądze. Trzymali nas tam przez pięć dni i pięć nocy. Ciągle nas bili - mówili młody migrant, któremu udało się po dwóch miesiącach podróży dotrzeć do Belgradu. Jest półsierotą. Jego matka została w domu - jak już sam dotrze do Niemiec, będzie chciał ją tam ściągnąć. Mówi, że od miesiąca nie miał jak z nią porozmawiać. Choć podaje się za Afgańczyka, jest prawdopodobnie Pakistańczykiem. Nie wolno mu się do tego przyznać na żadnym etapie podróży - mógłby zostać natychmiast deportowany i cały trud, pobicia w Bułgarii i ryzyko - na nic.

Kraje na bałkańskim szlaku wprowadziły pod koniec zeszłego roku podział na ludzi, którym wolno się przemieszczać tak zwanym korytarzem humanitarnym - Syryjczyków, Afgańczyków i Irakijczyków oraz na całą resztę osób w potrzebie, skazaną na słono opłacaną pomoc przemytników i jeszcze większe ryzyko.

W raportach publikowanych w 2014 i 2016 roku, organizacja Human Rights Watch opisała liczne przypadki pobić, kradzieży, szczucia psami, grożenia bronią oraz nielegalnych deportacji w Bułgarii. Dziesiątki uchodźców opowiedziały o tym jak policja ich biła, kazała im się rozbierać, odbierała im wszystkie pieniądze, dokumenty i urządzenia elektroniczne, a następnie odwoziła na granicę turecką i zmuszała ich do przekroczenia jej z powrotem.

Wspomniane w raporcie HRW śledztwo przeprowadzone przez dziennikarzy bułgarskiej telewizji wykazało, że przełożeni instruowali funkcjonariuszy straży granicznej, by ci używali przemocy wobec osób schwytanych podczas przekraczania granicy. Podczas swojej wizyty w Bułgarii brytyjski premier David Cameron pochwalił rząd w Sofii za skuteczną ochronę granic. - Mają morską granicę, którą chronią, mają lądową granicę z Turcją, którą chronią, i uważam, że możemy z tego wyciągnąć lekcje, że jeśli potraktuje się to priorytetowo, to można załatwić sprawę - mówił stojąc na granicy bułgarsko-tureckiej.

Sytuacja na szlaku bałkańskim zmienia się z dnia na dzień. Gdy zmęczeni podróżą migranci pytają co ich czeka na dalszych etapach, trudno komukolwiek odpowiedzieć na to pytanie. Jedyne, czego mogą się spodziewać z całą pewnością to nowe przeszkody na ich trasie, niezmienne ryzyko utonięcia na Morzu Śródziemnym, albo znęcanie się w Bułgarii. Wszystko w imię ochrony granic.

_**Współpraca Michał Grosz**_

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1226)