Morawiecki szykuje się na kluczową rozgrywkę w Brukseli. Na szali portfele Polaków
Premier Mateusz Morawiecki będzie walczyć z unijnymi urzędnikami o przebudowę systemu handlu emisjami w ramach Unii Europejskiej. Inaczej system ten bardzo boleśnie uderzy w portfele Polaków, co dla PiS może skończyć się polityczną katastrofą. Szef polskiego rządu szuka sojuszników w Europie. Kluczowa rozgrywka w czwartek w Brukseli.
15.12.2021 07:18
Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że szef polskiego rządu może zażądać na najbliższym szczycie przywódców państw UE zawieszenia unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla (ETS), do czasu jego przebudowy - tak by zatrzymać cenową falę uderzeniową wymierzoną w polską gospodarkę, a tym samym w portfele Polaków. - Chcemy wyłączenia Polski z tego systemu do czasu jego reformy - mówią politycy Zjednoczonej Prawicy.
Nie będzie to jednak takie proste. Jak tłumaczy w rozmowie z WP ekspert od energetyki i zastępca redaktora naczelnego Defence24 Jakub Wiech, "Polska znajduje się w trudnej sytuacji, jeśli chodzi o ciężary związane z opłatami do emisji".
- Zaznaczyć trzeba, że jednostronne wyjście z systemu ETS nie wchodzi w grę. To prawo wspólnotowe, zrzucenie jego rygorów może nastąpić jedynie w razie wyjścia z Unii Europejskiej - co i tak byłoby rozwiązaniem raczej pyrrusowym, bo unijne fiskalne obciążenia emisji dalej dotykałyby polską gospodarkę, choć w sposób pośredni. Możliwym scenariuszem są zmiany wewnątrz systemu, do których trzeba byłoby jednak pomocy innych państw członkowskich - mówi nam Wiech.
Za wygraną nie chce dać premier. - Będziemy walczyć z tym anormalnym rynkiem ETS po stronie UE. Spekulanci nie mogą korzystać ze wzrostu cen ETS, one muszą być obniżone - stwierdził na konferencji prasowej we wtorek 14 grudnia Mateusz Morawiecki.
ETS to kluczowy element polityki UE na rzecz walki ze zmianą klimatu oraz jej podstawowym narzędziem służącym do zmniejszania emisji gazów cieplarnianych w sposób opłacalny. Jest to pierwszy i dotychczas największy na świecie rynek uprawnień do emisji dwutlenku węgla.
Na czym polega ów system? Na wprowadzeniu limitu emisji gazów cieplarnianych. Limit ten z czasem jest obniżany i ma prowadzić do spadku emisji. Jeśli któreś państwo odnotuje emisję wykraczającą poza limit, to musi dokupić uprawnienia do emisji. A cena uprawnień rośnie - i to w zastraszającym tempie.
System ten przyczynia się do windowania cen energii, bo rosną koszty wytworzenia prądu i ciepła. Te szybują w całej Unii. W Polskę uderzy to tym bardziej, ponieważ nasza energetyka oparta jest na wysokoemisyjnym węglu.
Największa obawa rządu
Sejm przyjął kilka dni temu pilotowaną przez posła Janusza Kowalskiego uchwałę w sprawie zawieszenia systemu emisji CO2. Inicjatywę tę poparł cały klub PiS przy wsparciu Konfederacji. - Ta uchwała musi zostać zrealizowana na szczycie Rady Europejskiej - twierdzą politycy z obozu władzy.
Czego będzie domagać się na czwartkowym szczycie Mateusz Morawiecki? - Unia Europejska musi wprowadzić maksymalne stawki za emisję CO2 na określony czas. To one w dużej mierze napędzają inflację na rynkach energetycznych. Będziemy domagać się przebudowy systemu w tym zakresie - słychać z otoczenia szefa rządu.
Rządowa delegacja najprawdopodobniej będzie domagała się zawieszenia systemu do czasu jego przebudowy - zgodnie z sejmową uchwałą.
W dokumencie zapisano, że Sejm "wyraża jednoznaczne poparcie dla inicjatywy polskiego rządu, by na najbliższym posiedzeniu Rady Europejskiej postawić wniosek o natychmiastowe zawieszenie funkcjonowania unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji (ETS) lub wyłączenie Polski z tego systemu do czasu jego reformy".
Wedle uchwały wzrost kosztów emisji przełoży się na to, że w 2022 r. czekają Polskę "drastyczne, kilkudziesięcioprocentowe podwyżki cen prądu i ciepła". - Jest to bezpośrednie uderzenie w bezpieczeństwo ekonomiczne milionów polskich rodzin i polskich przedsiębiorstw, którym zagraża widmo ubóstwa - podkreślają politycy obozu władzy.
PiS chce m.in., by Komisja Europejska wycofała się z nowego systemu ETS dla budownictwa i transportu. Wielu polityków UE bowiem opowiada się za rozszerzeniem systemu przez doliczanie do niego także emisji z transportu i nieruchomości. Taki scenariusz przyniósłby dla Polski opłakane skutki.
- Trzeba pamiętać, że obecny poziom cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla jest astronomiczny. Tak wysokie ceny sprawiają, że system jest de facto przeciwskuteczny. Zamiast stymulować spółki do transformacji w kierunku zmniejszenia emisyjności, pozbawia je środków koniecznych na takie przemiany. Posługiwanie się uprawnieniami do emisji jako instrumentem finansowym obarczyło system ETS spekulacją, co obniża jego efektywność w gospodarkach, które najpilniej potrzebują stymulacji do cięcia emisji. Bez zmian usprawniających jego funkcjonowanie zarzuty dotyczące ETS będą coraz częstsze - przyznaje w rozmowie z WP Jakub Wiech.
Nie da się ukryć, że w rządzie są potężne obawy z tym związane. Sam premier zdaje sobie sprawę, że wysokie ceny prądu będą przeszkodą dla utrzymania konkurencyjności polskiej gospodarki. A to mogłaby być dla PiS katastrofa.
- Wybory możemy przegrać przez inflację. Polacy rozjechaliby każdą władzę, która nie udźwignęłaby tej walki - przyznają rozmówcy z partii rządzącej.
"Ziobryści" wykorzystują kryzys
Odpowiedzialność polityczna za taki stan rzeczy spadnie jednak na polityków. W Polsce to przede wszystkim koalicjanci PiS - czyli politycy Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobro - oskarżają premiera, że to on - rzekomo - jest współodpowiedzialny za rosnące ceny energii. "Ziobryści" podkreślają, że to Morawiecki zgadzał się na podejmowane dotąd decyzje UE w tej sprawie (m.in. akceptując kosztowne cele klimatyczne UE na szczycie Rady Europejskiej w 2020 roku).
- Były kolejne szczyty związane z Green Dealem, z energetyką i teraz jest ta szalejąca zielona inflacja, która m.in. wynika ze zgód na politykę klimatyczną, ze zgody, którą udzieliła niestety Polska na działanie mechanizmu warunkowości. Zostały podjęte decyzje, które skutkują tymi złymi wydarzeniami, które obserwujemy w Unii Europejskiej - mówi Wirtualnej Polsce wiceminister sprawiedliwości Michał Woś.
"Ziobryści" odczuwają gorzką, polityczną satysfakcję, bo mogą uderzać w zwalczanego przez siebie szefa rządu. Na koniec jednak i oni będą ponosić konsekwencje tej polityki, bo jeśli przez galopującą inflację i rosnące ceny energii (nawet o kilkadziesiąt procent w przyszłym roku) - które będą nie do udźwignięcia dla polskich rodzin - PiS straci władzę, to na polityczne dno pójdą także politycy Solidarnej Polski.
Polska szuka sojuszników
Jak słyszymy, Polska w sprawie ofensywy przeciwko ETS liczy na Czechy - mimo że z naszymi sąsiadami wciąż prowadzimy wojnę o Turów - a także Francję. - Mamy nadzieję, że będzie zrozumienie po stronie wielu krajów, które są zależne od systemu ETS, a jednocześnie nie chcą, żeby system był podatny na ataki spekulacyjne - mówił ostatnio w Budapeszcie premier Morawiecki.
Kwestia ETS - twierdzą rządzący - może połączyć kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Politycy z rządu przekonują, że szybujące ceny emisji CO2 są poważnym kłopotem dla tych europejskich gospodarek, które ciągle większość energii czerpią ze spalania węgla.
Mniej optymistycznie widzą to eksperci. - Polskie argumenty w sprawie emisji są coraz mniej zrozumiałe dla innych krajów UE. Intensywność emisji polskiej energetyki jest trzykrotnie wyższa od średniej unijnej (dochodzimy niekiedy do ok. 750g CO2/kWh), Polska ma najwyższy współczynnik udziału węgla w miksie energetycznym (ok. 70 proc.), na horyzoncie brak też odpowiednio dużych inwestycji w moce, by zmienić profil energetyczny kraju (zarówno energetyka wiatrowa na morzu, jak i energetyka jądrowa to projekty, na które trzeba będzie poczekać). Nic więc dziwnego, że nawet kraje Europy Środkowej nie podzielają często stanowiska Polski ws. ETS - mówi nam Jakub Wiech z Defence24.
Jak dodaje nasz rozmówca: - Ten, kto nie emituje, ten nie płaci. I tak już np. Słowacja za kilka lat będzie się cieszyć praktycznie bezemisyjną energetyką opartą na OZE i atomie.
Dlatego też - zdaniem Wiecha - Warszawa chce wykorzystać obecną koniunkturę polityczną w relacjach z Francją i skłonić Paryż do gry po jej stronie. Zwracał na to uwagę również niemiecki "Die Welt": "Polska, kraj węglowy, chce korzystać z energii jądrowej, aby zrealizować cele klimatyczne, a Francja chce podpisać kontrakt wart miliardy euro. Nowa oś jądrowa może wywrócić do góry nogami politykę klimatyczną Unii Europejskiej, a wtedy Niemcy zostaną sami ze swoją transformacją energetyczną" - pisał dziennik.
Tygodnik "Wprost" przypomina, że już w październiku Francja jako pierwsza złożyła ofertę Polsce w sprawie współpracy energetycznej. "Die Welt" pisze o możliwości budowy elektrowni atomowej w naszym kraju.
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl