Mógł być tylko szpital, a jest tartak
Gdańscy radni umożliwili prywatnemu przedsiębiorcy legalizację samowoli budowlanej. Chodzi o tartak przy ul. Goplańskiej w Gdańsku Kokoszkach. Wybudowano go wbrew prawu w połowie lat 90., w miejscu, gdzie mógł stanąć tylko szpital. Dokładnie w środku osiedla.
24.06.2003 10:22
Właściciel tartaku od lat starał się o jego zalegalizowanie. I wreszcie mu się udało. Pomogli mu w tym radni gdańskiej Rady Miasta. Na ostatniej sesji 29 maja br. zmienili miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego terenu, na którym stoi tartak. Tymczasem zgodnie z nowelizacją prawa budowlanego, która wejdzie w życie za dwa tygodnie, będzie można zalegalizować samowolę, jeśli jest ona zgodna z zapisami planu. Teraz dzięki radnym... już jest.
Próbowaliśmy ustalić, jak do tego doszło. Okazało się m.in., że radni nie mieli zielonego pojęcia, za czym głosują. Nie chcieli też słuchać racji protestujących sąsiadów tartaku. Niektórzy z gdańskich rajców takie bezmyślne przyjmowanie uchwał nazywają "klepaniem". Wszystko więc wskazuje na to, że także tartak został po prostu "zaklepany".
Tartak Brokamir w Gdańsku Kokoszkach robi wrażenie. Powstał w połowie lat 90. i jest jednym z najnowocześniejszych tego typu obiektów w Trójmieście. Jest tylko jeden szkopuł. Wybudowano go wbrew prawu. Zgodnie z obowiązującym w 1995 roku planem zagospodarowania przestrzennego, w tym miejscu mógł powstać tylko szpital.
Na wybudowanie tartaku zgodziły się ówczesne władze miasta. Protestowali sąsiedzi. Od pięciu lat walczą o jego rozbiórkę - taki bowiem, zgodnie z prawem, jest los samowoli budowlanych. Dwa lata temu wojewoda przyznał im rację i unieważnił pozwolenia miasta na użytkowanie obiektu. Jego właściciel - Kazimierz Browarczyk - odwołał się do NSA.
Tymczasem w sukurs biznesmenowi przyszli gdańscy radni, którzy na ostatniej sesji Rady Miasta wpisali istniejący tartak do miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Za dwa tygodnie wchodzi w życie nowelizacja prawa budowlanego. Umożliwia ona legalizację samowoli, jeśli jest zgodna z ustaleniami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Dzięki rajcom tartak spełnia już ten warunek. Teraz będzie łatwiej zalegalizować zakład.
Klepanie za opinią
Próbowaliśmy wyjaśnić, jak doszło do takiej sytuacji. Okazało się, że kluczem do całej sprawy jest posiedzenie Komisji Rozwoju Przestrzennego, które odbyło się na dwa dni przed majową sesją. Radni odrzucili wtedy protesty mieszkańców, otwierając tym samym drogę do zmiany planu. Rzadko się bowiem zdarza, aby rada głosowała wbrew jej opinii.
- Na sesji często jest do przegłosowania trzydzieści czy czterdzieści uchwał - mówi jeden z rajców. - Rzadko kto to wszystko czyta. "Klepie" się je wtedy zgodnie z opiniami komisji problemowych. Wydawało się nam, że ustalenie przebiegu spotkania będzie dziecinnie proste, bo obrady komisji są nagrywane. Tymczasem okazało się, że akurat te się nie nagrały. Dlaczego, nie wiadomo.
Wiadomo jednak, że w posiedzeniu wzięło udział pięciu radnych - Tadeusz Mękal, Maciej Lisicki i Małgorzata Chmiel z PO oraz Eugeniusz Głogowski z SLD i Janusz Kasprowicz z Obywatelskiego Klubu Bogdana Borusewicza. Za odrzuceniem protestów mieszkańcow byli radni PO. Głogowski i Kasprowicz wstrzymali się od głosu. - Zgłosiłem formalny wniosek, aby przełożyć sprawę na inny termin - mówi Kasprowicz. - Ale koledzy nie chcieli mnie słuchać, mimo że nie znali dokumentacji sprawy, bo ta jest w NSA.
Idealne rozwiązanie
Mało kto chciał z nami rozmawiać o tej sprawie. Być może dlatego, że na jej podstawie można pokazać, jak łatwo można "użyć" radnych dla swoich celów. Wiceprezydent Gdańska do spraw polityki przestrzennej Wiesław Bielawski, który odpowiada za miejską architekturę, nie znalazł czasu, aby z nami pomówić. Podobnie zresztą jak właściciel tartaku, Kazimierz Browarczyk.
Bardziej rozmowni okazali się radni z Komisji Rozwoju Przestrzennego. Tadeusz Mękal, przewodniczący komisji, powiedział nam, że nie ma ona kompetencji, aby rozstrzygać, czy zakład stoi legalnie, czy nie. - Z tego co wiem, sprawa tartaku trafiła do sądu - mówi Mękal. - To jest odrębne postępowanie, na które nasza decyzja nie ma żadnego wpływu. Podobnie argumentuje inny członek komisji - Maciej Lisicki. Przekonuje, że decyzja była korzystna dla mieszkańców.
- Proszę mi uwierzyć, to było idealne rozwiązanie - tłumaczy. - Musimy godzić różne, nieraz skrajne interesy i w tym przypadku tak się udało. Sprawa w sądzie niech się toczy swoim trybem. My zostajemy z zatwierdzonym planem. I z tartakiem.
Tomasz Falba