Mocne słowa Jarosława Kaczyńskiego. Chodzi o propozycje Andrzeja Dudy
- Chcemy dokonywać głębokich zmian - zapowiedział stanowczo Jarosław Kaczyński. Prezes PiS opowiedział także o kulisach i przyczynach napięć na linii rząd-prezydent. Mówił o możliwościach rozwiązania sporu. Jednocześnie wbijając szpilę Andrzejowi Dudzie.
04.10.2017 | aktual.: 04.10.2017 08:29
Kaczyński powiedział w wywiadzie dla "Gazety Polskiej", że dostrzega w projektach prezydenckich ws. SN i KRS "pewne problemy o charakterze konstytucyjnym". Chodzi mu o to, że "nigdzie nie ma w niej zapisu o możliwości głosowania mniejszością głosów".
- Trudno sędziów KRS wybierać mniejszością głosów. Zasada: jeden poseł-jeden głos - jeden kandydat na członka KRS, bezdyskusyjnie zaowocuje wyborami mniejszościowymi, a nawet bardzo mniejszościowymi. Można sobie przecież bez trudu wyobrazić sytuację, w której do Krajowej Rady zostaną powołani sędziowie wybrani przez dwóch, trzech posłów czy nawet skrajnie przez jednego - przekonuje.
- My zaakceptowaliśmy prośbę pana prezydenta dotyczącą 3/5, choć wielu z nas uznaje ją za błąd polityczny. Oceniając realnie sytuację w parlamencie, można z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że ten wymóg okaże się nierealny. Z jednego powodu - opozycja odmawiająca jakiejkolwiek współpracy, sama określająca się jako totalna opozycja, jest zbyt liczna. (...) Realizowanie woli większości jest istotą demokracji, a nie jej wypaczeniem - powiedział Kaczyński w "Gazecie Polskiej".
Zobacz także: *Duda kontra Kaczyński *
PiS przedstawi głowie państwa propozycję korekty, zapowiada Kaczyński. - Mogę powiedzieć, że jeśli nasza korekta spotka się ze zrozumieniem prezydenta, to będziemy mogli powiedzieć, iż udało się wypracować mechanizm wystarczająco głęboko zmieniający polskie sądownictwo - mówił prezes PiS.
- Nasze zawetowane projekty dawały szansę na szybką zmianę. Teraz ten proces na pewno będzie dłuższy - dodał.
- Jesteśmy zdeterminowani, aby nie dopuścić do podziału obozu dobrej zmiany. Zrobimy wszystko, aby utrzymać jedność, ale wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Nie możemy i nie zgodzimy się na zmiany pozorne, szczególnie w sferach, w których zmiany są możliwe bardzo rzadko. A wymiar sprawiedliwości jest taką właśnie sferą. Jednak naprawdę głęboko wierzę w to, że do porozumienia dojdziemy, a rozbieżności są jedynie skutkiem paru niefortunnych okoliczności - tłumaczył Jarosław Kaczyński.
"Nie jesteśmy szaleńcami"
Kaczyński nie przesądza, czy będzie zgoda PiS na referendum, które proponuje prezydent, ponieważ "to zależy od bardzo wielu czynników". - Jednak na pewno nie będziemy jako partia mająca większość i rząd wzywać ludzi do tego, by poparli ryzykowną zmianę ustrojową, która w przyszłości może być źródłem czegoś niedobrego. Nie jesteśmy szaleńcami - mówił Kaczyński.
Referendum miałoby określić m.in. kierunek ewentualnych zmian modelu ustrojowego. We wcześniejszych wywiadach Andrzej Duda sugerował wzmocnienie roli prezydenta w nowej konstytucji.
- Zupełnie otwarcie powiedziałem panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, iż nie widzę żadnych przesłanek, przy ustabilizowanym systemie politycznym, do tego, by wprowadzić w Polsce system prezydencki, który zawsze tworzy ryzyko, iż osoba bez odpowiedniego doświadczenia politycznego, bez umiejętności, a czasem – może się tak zdarzyć, tylko proszę nie odnosić tego do pana Andrzeja Dudy – człowiek złej woli uzyska bardzo dużą władzę, i to bez realnej kontroli - powiedział prezes PiS w wywiadzie dla "GP".
Jak podkreślił Kaczyński, "między premierem, nawet premierem o uprawnieniach kanclerskich, a prezydentem jest ta różnica, że ci pierwsi podlegają kontroli parlamentu, własnej partii, a prezydent nie". - Z tego punktu widzenia system prezydencki zawsze będzie bardziej ryzykowny. Tym bardziej, że u nas nie ma – tak jak w Stanach Zjednoczonych – potężnych, z tradycjami, instytucji kontrolujących władzę prezydencką - powiedział.
Czego obawia się Kaczyński?
- Mój krytyczny stosunek do zwiększenia uprawnień prezydenta nie oznacza niechęci wobec zmiany konstytucji - zaznaczył prezes PiS. Przyznał, że "jeśli mielibyśmy wzmacniać czyjeś uprawnienia w ustawie zasadniczej, to premiera w stronę uprawnień kanclerskich".
- Niestety w dzisiejszych czasach zbyt często zdarza się tak, iż wybory prezydenckie przeradzają się w jakąś formę plebiscytu, w którym zwycięża nie odpowiedzialny polityk, lecz bardziej polityk celebryta. Przykład Francji pokazuje dobitnie, ile złego może się wydarzyć w wyniku takiej sytuacji - zaznaczył.
Przyczyna napięć między rządem a prezydentem?
Nawiązując do współpracy pomiędzy nim jako premierem a byłym prezydentem Lechem Kaczyńskim, prezes PiS stwierdził, że "w polskich warunkach możliwa jest umowa polityczna, co do podziału kompetencji, i to da się zrobić bez zmiany konstytucji". Przypomniał, że dominującą rolę w tamtych czasach w sprawach zagranicznych odgrywał prezydent.
- Oczywiście premier nie jest z nich wyłączony. Musi spotykać się, jeździć itd. Jednak dominującą rolę w moich czasach odgrywał ośrodek prezydencki. Na Rady Europejskie może jeździć też prezydent. Musi oczywiście uzgadniać stanowisko z rządem, lecz nic nie stoi na przeszkodzie, by otrzymał pełnomocnictwo i reprezentował kraj - podkreślił.
W jego ocenie dzisiaj nie działa to w ten sposób i "prawdopodobnie jest to przyczyną napięć między rządem a prezydentem".
Spór pokoleniowy między czterdziestolatkami
Kaczyński był także pytany, jak odczytuje deklarację prezydenta Andrzeja Dudy, że w jego szczególnym zainteresowaniu pozostają resorty: sprawiedliwości, obrony narodowej i spraw zagranicznych.
- Jeśli chodzi o resort sprawiedliwości, to podczas rozmowy z prezydentem powiedziałem mu, iż nie chcę zajmować się sporami pokoleniowymi między czterdziestolatkami. Ministerstwo działa bardzo dobrze - stwierdził.
- Jeśli chodzi o obronę narodową, to wymiary tego sporu są znane i ja w tej sprawie nie mam nic do dodania - podkreślił Kaczyński.
Prezes PiS dopytywany był także o "zgrzyt na linii rząd-prezydent" oraz o to, jak ocenia działania MON Kaczyński ocenił, że w resorcie obrony narodowej zachodzą daleko idące korzystne zmiany i jest to efekt "ogromnej determinacji i energii" ministra Antoniego Macierewicza.
- Z drugiej strony przeciwko tym działaniom został uruchomiony potężny front obrony status quo i ten zgrzyt jest w znacznej mierze efektem potężnej kampanii szkalowania szefa MON - zaznaczył.
Źródło: Gazeta Polska/WP/PAP