Mniej polskich patroli w Iraku
Mniej patroli, więcej rajdów bojowych poprzedzonych rozpoznaniem - to stosowana teraz przez polskich żołnierzy w Iraku taktyka. Dzięki niej jest mniej ataków na żołnierzy i mniej przydrożnych min - mówi dowódca 1. grupy bojowej w Hilli w prowincji Babil ppłk Piotr Ząbkowski, który ze swoim batalionem zmechanizowanym ze Świętoszowa był już w Iraku na pierwszej zmianie.
17.07.2005 | aktual.: 17.07.2005 16:54
Kilka samochodów Humvee i Honker podjeżdża pod niepozorny budynek w małej miejscowości niedaleko Hilli. To sunnicki meczet, nie ma wieży. Że to świątynia - widać po kilku głośnikach na niewysokim maszcie.
Na widok kolumny aut kilku młodych ludzi ucieka, jeden próbuje się skryć w wypełnionym wodą kanale między polami. Żołnierze zatrzymują kilku mężczyzn, każą im klęknąć lub usiąść w kucki pod murkiem, pilnują, by się ze sobą nie porozumiewali, zawiązują im oczy czerwonymi chustami. Po chwili przesłuchują ich pojedynczo na dziedzińcu meczetu.
Pytają o imama, u którego wcześniej znaleźli broń, plakaty z Saddamem i materiały wzywające do oporu, oraz o mężczyznę prawdopodobnie zamieszanego w ubiegłoroczne porwanie i mord kilku azjatyckich pracowników firmy obsługującej wojsko.
Wszyscy twierdzą, że nie znają duchownego albo że go od dawna nie widzieli. Tego, który próbował ukryć się pod przepustem kanału, pytają, dlaczego uciekał. Nie uciekałem, łowiłem ryby - odpowiada, wywołując wesołość żołnierzy, którzy pytają o metodę połowu bez narzędzi i o gatunek ryb.
Za ogrodzeniem od strony zabudowań głośno lamentują kobiety. To typowa sytuacja, Tam, gdzie ludzie nie mają nic na sumieniu, nie ma zawodzenia. Na początku zdarzało się, że wobec lamentów rezygnowaliśmy - mówi później Ząbkowski.
Wie, że zatrzymywanie cywilów, rewizje w samochodach, uciszanie krzyczących kobiet są obciążeniem dla psychiki żołnierzy: Nie mamy do czynienia z przeciwnikiem w mundurze. Rewidowanie starej półciężarówki i obdartych ludzi wydaje się przesadą, ale zdarza się, że wyładowany cebulą pick-up pod spodem wiezie broń i amunicję. Po potulnie zachowujących się młodzieńcach, podających się za rolników, żołnierze przesłuchują dwóch uprzejmych starszych mężczyzn. Jeden jest kierowcą, drugi, bardzo zadbany, to kupiec bławatny. Opuszczając meczet machają na pożegnanie.
Większość kłamała, mówiąc, że nie zna imama. Okazało się, że człowiek, którego szukamy, jednak mieszka w domu 50 metrów od meczetu, ale jest tam tylko nocami - mówi ppłk Ząbkowski. Przed kilkoma miesiącami polscy żołnierze byli u niego.
Wprawdzie znaleźli karty identyfikacyjne zamordowanych, ale mężczyzna zaprzeczał, by miał coś wspólnego z uprowadzeniem i zabójstwem. Dokumenty, m.in. legitymację legalnie działającej partii, miał w porządku. Mimo podejrzeń nie było podstaw, by go zatrzymać.
Ostatnio jednak informator rozpoznał go na zdjęciu jako miejscowego przedstawiciela sunnickiej organizacji udzielającej pomocy i schronienia zamachowcom.
Informatorzy są nieodzowni. Jedni robią to dla pieniędzy, inni, bo chcą, żeby walki i zabójstwa się skończyły. Tło zabójstw i zamachów jest nie tylko polityczne, bywa, że zabija się kogoś, aby pozbyć się konkurencji na targu - mówi Ząbkowski.
Miejscowi chronią poszukiwanych z powodu silnych więzi rodzinnych i klanowych, nierzadko sami angażują się w podziemną działalność. Zwykle z przekonaniem - dodaje oficer.
Rajd pod meczet, jeden z wielu, nie był ostatni. Według dowódcy, nowa taktyka się sprawdza - efekty to m.in. mniej ataków na żołnierzy, ponad 40 miejsc przechowywania broni znalezionych w ostatnich trzech miesiącach. Ząbkowski dodaje, że takie działania mają też na celu "zagęszczenie atmosfery" - żeby ci, którzy się ukrywają, byli zmuszeni ciągle uciekać.
Jakub Borowski