Młot na służby powraca
Doprowadzili do upadku swojego rządu i rozpadu kilku swoich partii. Dziś Antoni Macierewicz i Jan Olszewski wracają do gry, by pomóc PiS w porządkach po III RP.
03.08.2006 | aktual.: 03.08.2006 09:22
Antoni Macierewicz ma niebieskie oczy i pogodną twarz, uśmiech nie schodzi mu z ust. Przyjaciele mówią, że ostatnio złagodniał, a jego zapalczywość osłabła - przez polityczne wyrachowanie, a może dlatego, że ma już 58 lat.
Po 14 latach wraca do rządu, aby przewietrzyć wojskowe specsłużby. Znając jego ambicje, nie należy jednak sądzić, że odmówi sobie przyjemności wygrzebania interesujących informacji z tajnych archiwów WSI, o których Leon Kieres, były szef IPN, miał powiedzieć, że gdyby zostały otwarte, zmieniłyby historię Polski. Są tacy, którzy już wieszczą powtórkę z nocy teczek.
Myślał, że zastrzelą
Antoni Macierewicz, historyk z wykształcenia, prawie do perfekcji opanował zdolność uczestniczenia w wydarzeniach, które potem trafiają do podręczników historii.
Gdy w 1965 roku polscy biskupi napisali do niemieckich słynny list ze słowami "przebaczamy i prosimy o przebaczenie", Antoni miał 17 lat i był uczniem warszawskiego liceum. Władze organizowały w całym kraju masówki, na których potępiano gest polskich biskupów. To samo mieli zrobić licealiści. Macierewicz odmówił, za co wyleciał ze szkoły. To było preludium.
Trzy lata później, w marcu 1968 roku, jako student historii (maturę zdał w innym liceum) protestował przeciwko zdjęciu ze sceny "Dziadów" Dejmka, brał też udział w strajku w obronie studentów relegowanych z Uniwersytetu Warszawskiego, między innymi Adama Michnika. Za odwagę zapłacił więzieniem. - Byłem przerażony. Myślałem, że mnie zastrzelą - wspominał po latach. Nie zastrzelili, choć wypuścili dopiero po czterech miesiącach.
Po wyjściu z więzienia zakładał Gromadę Włóczęgów, klub dyskusyjny byłych harcerzy z Czarnej Jedynki. Członkami Gromady byli między innymi Ludwik Dorn, dzisiejszy minister spraw wewnętrznych, oraz Piotr Naimski, obecnie wiceminister gospodarki. Macierewicz poznał tam Jana Olszewskiego, który miał bronić Włóczęgów po tym, jak jedno z ich spotkań w 1971 roku rozbiła milicja.
Olszewski już wtedy był szanowanym w kręgach opozycji adwokatem, w latach 60. bronił między innymi Melchiora Wańkowicza oraz Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego sądzonych za napisanie listu otwartego do członków PZPR. Za obronę studentów represjonowanych po Marcu '68 stracił na dwa lata prawo wykonywania zawodu.
W imię rewolucji
Na początku lat 70. Antoni Macierewicz miał już sprecyzowane poglądy - lewicowe, których dziś się wypiera. - Na ostatnim roku studiów mówił mi, że do walki z komunizmem trzeba stosować metody tupamaros, radykalnie lewicowej partyzantki miejskiej z Ameryki Łacińskiej - wspomina warszawski profesor i kolega Macierewicza ze studiów. - Zrobił na mnie wrażenie ideowego, pełnego ognia człowieka - dodaje Jan Lityński, który poznał Macierewicza w 1970 roku.
Gdy w 1972 roku do Polski miał przyjechać prezydent USA Richard Nixon, Macierewicz zbierał podpisy pod protestem przeciwko wizycie "kata narodu wietnamskiego". Miał też inne pomysły, na przykład rozdawał na ulicach egzemplarze "Expressu Wieczornego" z własnoręcznie wykonanym nadrukiem upamiętniającym interwencję wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji.
W 1976 roku po robotniczych protestach w Radomiu i Ursusie Macierewicz skrzyknął przyjaciół z Gromady do pomocy represjonowanym robotnikom. - Poszliśmy wieczorem na spacer pod pomnik Bohaterów Getta, powiedział mi o wszystkim i spytał, czy bym nie pomógł - opowiada póżniejszy członek KOR Wojciech Onyszkiewicz, który nie wahał się ani chwili. - Swoim entuzjazmem potrafił zapalić do działania.
Gdy doraźna pomoc już nie wystarczała, powstał Komitet Obrony Robotników. Pomysł jego powołania rzucić mieli Macierewicz i Jacek Kuroń. Współpracownikiem Komitetu był Jan Olszewski, który w jego imieniu bronił stawianych przed sądami robotników.
Ponieważ członkowie KOR działali jawnie, Macierewicz szybko stracił pracę na uniwersytecie. Podczas rewizji SB miała go straszyć, że porwie i zabije mu roczną córkę.
W tym czasie Macierewicz ciągle jest człowiekiem lewicy. W tekście "Refleksje o opozycji" opublikowanym w emigracyjnym piśmie "Aneks" krytykował tych, których "partią polityczną jest Kościół, ideologią - wstręt do rewolucji". Wkrótce sam zwróci się w stronę Kościoła. Nie zmieni w swych poglądach tylko jednego - radykalizmu.
Ostro na prawo
Nieoczekiwany skręt Antoniego w prawo część jego kolegów wiąże z pojawieniem się w KOR w 1977 roku Adama Michnika, który w momencie tworzenia się Komitetu był za granicą. - KOR miał dwóch liderów - Kuronia i Macierewicza. Gdy wrócił Michnik, doszedł trzeci i zaczęły się tarcia - mówi Wojciech Onyszkiewicz. Inni znajomi dodają: - Jak się uparł, to nie było mocnych, by go przekonać, że nie ma racji. Do pierwszego z wielu rozłamów w życiu Antoniego Macierewicza doszło jeszcze w 1977 roku, gdy powstało korowskie pismo "Głos". Redaktorami zostali Michnik i Macierewicz, który jednak prawie od razu je przejął. - Nikogo nie dopuszczał do redagowania, dlatego Michnik wycofał swe nazwisko już po pierwszym numerze - wspomina Lityński.
W 1978 roku w "Głosie" pojawił się pierwszy artykuł, w którym Macierewicz odwoływał się do ideałów endeckich, choć jeszcze łączył je z lewicowymi. Trzy lata później w czasie pierwszej Solidarności nie owijał już w bawełnę - pisał, że w KOR były dwa nurty: niepodległościowy, czyli jego i Piotra Naimskiego, oraz ugodowy - reszty. Według Macierewicza celem tego drugiego było dogadanie się z liberałami z PZPR, a nie niepodległość Polski.
Gdy festiwal Solidarności trwał w najlepsze, Macierewicz był już na końcu wirażu w prawo. Związał się wtedy ze związkowcami z ruchu "prawdziwków". - Ich ideologia oparta była na hasłach narodowych, w których pobrzmiewały nuty antysemickie - mówi kolega Macierewicza z KOR Henryk Wujec.
Wtedy również po raz pierwszy bliżej współpracował z Janem Olszewskim i Jarosławem Kaczyńskim, z którymi zorganizował w Warszawie punkt konsultacyjny dla związkowców.
Młot na lewicę
Stan wojenny zastał Macierewicza w Stoczni Gdańskiej, gdzie razem ze stoczniowcami przystąpił do strajku. Po jego rozbiciu trafił do ośrodka internowania w Iławie. - Uważał, że w "internacie" nie wolno marnować czasu, więc wziął się za doktorat. Potrzebował do tego jakiejś świętej księgi Inków, więc rodzina mu ją sprowadziła. Antek tłumaczył ją po nocach, paląc ogromne ilości ekstra mocnych - wspomina Piotr Adamowicz, ówczesny działacz gdańskiej Solidarności, obecnie dziennikarz "Rzeczpospolitej".
We wrześniu 1982 roku z kolejnego miejsca internowania Macierewicz uciekł - w karawanie pogrzebowym. Przez dwa lata się ukrywał. Razem z opozycjonistami skupionymi wokół "Głosu" opublikował wówczas tekst programowy zachęcający do porozumienia narodowego między wojskiem, Kościołem i Solidarnością.
W wyjściu na powierzchnię pomógł Macierewiczowi Jan Olszewski, który wraz z Wiesławem Chrzanowskim nakłaniał w tym czasie władze, by nie szykanowały ujawniających się opozycjonistów. Olszewski opromieniony sławą oskarżyciela posiłkowego w procesie zabójców księdza Jerzego Popiełuszki zaczął wtedy publikować w "Głosie".
Pod koniec lat 80. Macierewicz powrócił do przerwanego przez stan wojenny i represje serialu politycznych rozwodów. Działał wtedy w gromadzącym prawicowych katolickich polityków Klubie Myśli Politycznej "Dziekania". Odszedł z niego, gdy w 1989 roku większość członków klubu zaangażowała się w negocjacje przy Okrągłym Stole. Sceptyczny wobec negocjacji z władzą był też Jan Olszewski, on jednak ostatecznie wziął udział w rozmowach przy podstoliku do spraw reformy prawa i sądów. Macierewicz tymczasem głosił pogląd, że przy Okrągłym Stole nie usiadła prawdziwa Solidarność, tylko "lewica laicka" z KOR, która dogadała się wcześniej z generałem Jaruzelskim, by podzielić się władzą. Dlatego w wyborach czerwcowych będących efektem "okrągłostołowego układu" nie wziął udziału.
Popierał jednak Lecha Wałęsę. - Wierzyłem, że Wałęsa całą tę operację kontroluje. Że idzie na pakt z diabłem po to, by go zabić - tłumaczył cztery lata później w książce "Lewy Czerwcowy". Jesienią 1989 roku ich polityczne drogi lekko się rozeszły. Macierewicz zakładał katolicko-narodowy ZChN i został zastępcą prezesa partii Wiesława Chrzanowskiego. Ale razem z Wałęsą zasiadał w Komitecie Obywatelskim przy przewodniczącym Solidarności, a w 1990 roku został członkiem komitetu doradczego nowo wybranego prezydenta Wałęsy.
UOP odzyskuje Polskę
- Pod koniec lat 70. napisałem żartobliwy tekst w korowskim "Biuletynie Informacyjnym", że Antek zostanie kiedyś ministrem spraw wewnętrznych. Jego wizja świata była taka sama jak ta z raportów MSW, czyli że wszędzie czają się ludzie pełni najgorszych zamiarów - wspomina Jan Lityński.
Jego przepowiednia sprawdziła się po wyborach w 1991 roku. Jan Olszewski zdobył wtedy mandat posła z ramienia Porozumienia Centrum braci Kaczyńskich, a Antoni Macierewicz z ZChN. Dwa miesiące później pierwszy został premierem, drugi szefem MSW.
W bardzo wyważonym exposé Jan Olszewski zapowiadał walkę z recesją oraz odbudowę zaufania do władzy. W przeciwieństwie do poprzednich rządów zapowiedział dekomunizację. O lustracji nie wspomniał. Antoni Macierewicz wiedział jednak, co ma robić w MSW, do którego przyszedł razem z Piotrem Naimskim. - Od początku była mowa, że chce przeprowadzić lustrację tak szeroką, że obejmie nawet kolejarzy, i wprowadzić opcję zerową w służbach, czyli zwolnić wszystkich funkcjonariuszy z przeszłością w SB - mówi Piotr Niemczyk, ówczesny szef biura analiz UOP.
Wojciech Brochwicz, wówczas zastępca szefa kontrwywiadu UOP, pamięta pierwsze spotkanie nowego szefostwa z kadrą kierowniczą MSW i UOP. - Macierewicz wstał i powiedział, że dopiero teraz urząd będzie się zajmował odzyskiwaniem niepodległości przez Polskę. Poczułem się, jakby mi ktoś napluł w twarz - wspomina Brochwicz, który przyszedł do UOP po 1989 roku.
Lustrację przygotowywał zespół kierowany przez Piotra Woyciechowskiego, który dostał od Macierewicza ogromne uprawnienia. - Mieli prawo wejść do każdego pokoju i kopiować wszystkie dokumenty - opowiada jeden z byłych pracowników MSW. - Gdy wyjeżdżali w teren po akta, zabierali broń, wkładali kamizelki kuloodporne i kevlarowe hełmy.
Poczucie zagrożenia pogłębiał sam minister. Nie ruszał się nigdzie bez potrójnej ochrony - oprócz BOR Macierewicz zażyczył sobie tajnej obstawy złożonej z oficerów UOP i GROM uzbrojonych w długą broń. Gdy pewnego dnia pod domem ministra pojawili się GROM-owcy, ktoś z sąsiadów zawiadomił policję i na miejsce przyjechała kompania antyterrorystyczna. - Dobrze, że ci z GROM szybko się poddali, bo inaczej polałaby się krew - mówi były oficer UOP.
Bałaganiarz, ale nieuwikłany
O ile Macierewicz poruszał się w ministerstwie bardzo sprawnie, to premier Olszewski miał problemy z ogarnięciem tego, co dzieje się w rządzie. - Robił wrażenie, bo zawsze mówił bez kartki i z sensem. Ale pod względem organizacyjnym był bałaganiarzem - opowiada Ryszard Czarnecki, wówczas poseł ZChN, obecnie eurodeputowany Samoobrony. - Rządzenie bardzo go zmieniło. To był kiedyś wspaniały kompan do wódki, dowcipów, rozmów. Jak wszedł w politykę, stał się nienawistny, zacięty, każde krytyczne słowo traktował jako atak przeciwko sobie - wspomina Lityński. Ówczesny rzecznik prezydenta Lecha Wałęsy Andrzej Drzycimski pamięta, że premier Olszewski miał problemy z podejmowaniem decyzji. - Wahał się, nie był pewny siebie - mówi były senator Unii Wolności, który z Olszewskim zetknął się jeszcze w latach 60. Ta wada wyszła na jaw podczas negocjacji z KLD i Unią Demokratyczną, które miały zapewnić mniejszościowemu rządowi stabilną większość. Długie rozmowy zakończyły się fiaskiem.
Na domiar złego Olszewski szybko skłócił się zarówno z Wałęsą, jak i z braćmi Kaczyńskimi. - Rozmawiał z nami jak z przeciwnikami. Liczył, że wokół jego osoby powstanie nowy obóz polityczny. To przesądziło o jego niepowodzeniu - wyznał Kaczyński w "Lewym Czerwcowym". Dziś chwali rząd Olszewskiego, mówiąc o nim "jedyny w III RP nieuwikłany w układ". Po kolejnym konflikcie z rządem prezydent Wałęsa pod koniec maja 1992 roku złożył wniosek o dymisję gabinetu. Gwoździem do trumny była lista rzekomych współpracowników SB, którą przygotowano w MSW. Znalazło się na niej 66 wysokich urzędników, z prezydentem Wałęsą i marszałkiem Sejmu Wiesławem Chrzanowskim na czele. Ogłoszenie "listy Macierewicza" spowodowało, że w nocy z 4 na 5 czerwca Sejm przegłosował odwołanie rządu. Kilkanaście dni później Trybunał Konstytucyjny orzekł, że uchwała Sejmu była niezgodna z konstytucją. Zarówno marszałka, jak i prezydenta sąd oczyścił z zarzutów współpracy z SB. Podobnie stało się z wieloma innymi osobami umieszczonymi na liście.
Po nocy teczek na kilka lat Jan Olszewski i Antoni Macierewicz odpłynęli w polityczny niebyt. Każdy oddzielnie. Pierwszy odszedł z PC i założył własną partię - Ruch dla Rzeczpospolitej, drugi po wyrzuceniu z ZChN utworzył Ruch Chrześcijańsko-Narodowy Akcja Polska. Rozstanie nie trwało jednak długo. Jeszcze przed wyborami w 1993 roku obie partie się połączyły. Wtedy w Antonim Macierewiczu znów odezwała się dusza rozłamowca. Gdy RdR nie wszedł do Sejmu, Macierewicz odszedł i zawarł porozumienie z innymi partiami prawicowymi, między innymi ZChN i PC. W 1996 roku znów był jednak z Janem Olszewskim i jego nową partią - Ruchem Odbudowy Polski - z którą obaj rok później weszli do Sejmu. Rozłam nastąpił błyskawicznie, gdy Macierewicz podjął nieudaną próbę przejęcia władzy w partii. W 1998 roku założył Ruch Katolicko-Narodowy. Szorstka przyjaźń obu panów jednak trwała. Do następnego Sejmu obaj weszli z listy Ligi Polskich Rodzin. Ale tuż po wyborach były premier sam opuścił Ligę, a Macierewicz został z niej usunięty,
gdy w 2002 roku bez zgody władz partii próbował wystartować w wyborach na prezydenta Warszawy. W końcu wystartował, ale z własnego komitetu i bez sukcesu.
W Sejmie Olszewskiego w ogóle nie było widać, za to Macierewicz z poparciem ojca Tadeusza Rydzyka walczył o byt jak lew. Przemawiał prawie na każdym posiedzeniu Sejmu, i to nawet po kilkanaście razy. Pod jego przewodnictwem komisji do spraw służb specjalnych udało się odsłonić kulisy nielegalnego handlu bronią przez WSI.
Do politycznej pierwszej ligi wrócił w 2004 roku, gdy znalazł się w komisji śledczej badającej aferę Orlenu. Był w swoim żywiole, tropiąc mafię paliwową, układy polityczno-biznesowe oraz spiski służb specjalnych. Publicznie oskarżał prezydenta Kwaśniewskiego o współpracę z SB. Brylował przy tym w mediach, udzielając wywiadów na prawo i lewo.
Zrywał też ostatnie więzy z dawnymi przyjaciółmi, jak chociażby ze śledczym SdPl Andrzejem Celińskim, z którym znał się jeszcze z Czarnej Jedynki i KOR. Andrzej Różański, który zasiadał w komisji orlenowskiej z rekomendacji SLD, pamięta, jak pewnego dnia Celiński na posiedzeniu komisji skrytykował Macierewicza. - Macierewicz podszedł do Celińskiego i nachylając się nad nim, powiedział: od tego dnia nie jest pan dla mnie Andrzejem, tylko panem Celińskim - opowiada Różański.
Kolejna noc przed nami
Przed ubiegłorocznymi wyborami Macierewicz z Olszewskim kolejny raz podali sobie ręce i założyli Ruch Patriotyczny (to była ich trzecia wspólna partia ze słowem "ruch" w nazwie). Przedsięwzięcie zakończyło się jednak kompletną klapą. Ruch zdobył zaledwie jeden procent głosów i nie wprowadził do Sejmu ani jednego posła. Trochę lepiej poszło Olszewskiemu, który startując w Warszawie do Senatu, zdobył aż 123 tysiące głosów. Zajął jednak szóste miejsce i na Wiejską nie zawitał.
Wtedy rękę podali im bracia Kaczyńscy. - Olszewski jest dla Kaczyńskich cenny, bo wielu ludzi, szczególnie w Warszawie, go popiera - mówi były senator Andrzej Wielowieyski. A Macierewicz? Tu zdania są podzielone. - Jest doskonałym kandydatem, bo nie da się przekabacić służbom, które łatwo osaczają swych szefów nimbem wszechmocy i tajemniczości - mówi były wysoki oficer SB i UOP. Pewien znany polityk związany z prawicą, który współpracował z Macierewiczem po stanie wojennym, nie może jednak zrozumieć tego wyboru. - Dziwię się Kaczyńskim, bo Antek to po prostu wariat. Czeka nas kolejna noc teczek.
Grzegorz Rzeczkowski
współpraca: Agnieszka Jędrzejczak, Paweł Czartoryski