MKiDN: część obiektów odnalezionych w Monachium może pochodzić z Polski
Z najnowszych ustaleń Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego wynika, że istnieją przesłanki, by twierdzić, że część obiektów odnalezionych w Monachium pochodzi z terenów Polski - poinformował rzecznik ministra kultury Maciej Babczyński.
W mieszkaniu 79-letniego mieszkańca Monachium Corneliusa Gurlitta, policja znalazła 1 500 uważanych dotychczas za zaginione dzieł sztuki, w tym obrazy Picassa, Matisse'a i Chagalla - podały w niedzielę media. Kolekcja dzieł sztuki, zrabowanych przez nazistów w czasach III Rzeszy, zawiera nie tylko obrazy modernizmu klasycznego, lecz także dzieła z wcześniejszych epok.
Część obiektów odnalezionych w Monachium może pochodzić z Polski - informuje resort kultury.
- Z najnowszych ustaleń Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego wynika, że istnieją przesłanki, by twierdzić, że część obiektów odnalezionych w Monachium pochodzi z terenów Polski. W 1937 roku z muzeów Wrocławia, Bytomia i Szczecina zostały wysłane do Monachium dzieła "sztuki zwyrodniałej" na wystawę "Entartete Kunst". Zarekwirowane przez nazistów jeszcze w tym samym roku obiekty, zostały przeznaczone do sprzedaży. Wśród upoważnionych do sprzedaży detalicznej antykwariuszy znajdował się Hildebrand Gurlitt. Obecnie ministerstwo czeka na potwierdzenie ze strony niemieckiej, że wśród odnalezionych obiektów znajdują się dzieła sztuki z terenów Polski - poinformował rzecznik ministra kultury.
Konsulat RP w Monachium wystąpił w poniedziałek do prokuratury o przekazanie władzom polskim pełnej listy zabezpieczonych obiektów.
Cornelius Gurlitt odziedziczył bezcenną kolekcję po swoim ojcu, historyku sztuki i handlarzu działami sztuki Hildebrandzie Gurlitcie. Na polecenie władz III Rzeszy sprzedawał uznane przez nazistów za przejaw sztuki "zdegenerowanej i narodowo obcej" dzieła, skonfiskowane wcześniej prawowitym właścicielom. Jak twierdzi monachijska policja, nie figurował on w żadnych kartotekach - nie był zameldowany, nie płacił żadnych świadczeń i nie miał numeru podatkowego.
Rząd za ujawnieniem listy odnalezionych dzieł
W odpowiedzi na krytykę z zagranicy niemiecki minister stanu ds. kultury Bernd Neumann opowiedział się za opublikowaniem listy ponad 1 400 dzieł sztuki mogących pochodzić z kolekcji zagrabionych w czasie wojny przez władze III Rzeszy.
- Opowiadamy się zdecydowanie za upublicznieniem informacji o obrazach wszędzie tam, gdzie istnieją poważne przesłanki wskazujące na niejasne pochodzenie danego dzieła - powiedział rzecznik Neumanna, Hagen Philipp Wolf. Takie informacje powinny zostać jego zdaniem ujawnione niezależnie od postępowania karnego przeciwko Corneliusowi Gurlittowi, w którego mieszkaniu w Monachium znaleziono kolekcję dzieł sztuki zrabowanych przez nazistów.
O uspokojenie nastrojów zabiegają także władze Bawarii. Rzecznik bawarskiego ministerstwa sprawiedliwości powiedział agencji dpa, że resort rozmawia z prokuraturą w Augsburgu o wypracowaniu zasad, które pozwoliłyby na zaspokojenie zainteresowania odkrytymi zbiorami, nie narażając równocześnie na szwank śledztwa.
Prowadząca postępowanie prokuratura w Augsburgu wykluczyła wcześniej opublikowanie zabezpieczonych dzieł sztuki w internecie, argumentując, że taki krok ułatwiłby wysuwanie roszczeń przez osoby podszywające się pod właścicieli.
Stanowisko prokuratury zostało ostro skrytykowane przez ekspertów sztuki, adwokatów w Niemczech, Izraelu i USA oraz media. Większej otwartości domagają się USA. "Niemcy muszą postarać się o to, by obrazy wróciły do prawowitych właścicieli" - napisał dziennik "Wall Street Journal", powołując się na źródło w amerykańskim MSZ. Listy zarekwirowanych przedmiotów domaga się też konsulat RP w Monachium.
79-letni Monachijczyk ukrywał w swoim mieszkaniu unikalną kolekcję obrazów, zawierającą nieznane prace twórców modernizmu klasycznego, a także dzieła pochodzące z wcześniejszych epok. Były wśród nich dzieła Picassa, Chagalla, Noldego, Mackego, Matisse'a, Liebermanna i Dixa. Ich wartość zdaniem mediów może sięgać 1 mld euro.
Cornelius Gurlitt odziedziczył zbiory po swoim ojcu, historyku sztuki Hildebrandzie Gurlitcie, który na polecenie władz III Rzeszy sprzedawał dzieła uznane przez nazistów za przejaw sztuki "zdegenerowanej i narodowo obcej", skonfiskowane wcześniej prawowitym właścicielom, za granicę, by zapewnić państwu dopływ dewiz.
Badająca pochodzenie kolekcji historyk sztuki Meike Hoffmann twierdzi, że składa się ona głównie z dzieł zrabowanych przez nazistów po dojściu Hitlera do władzy, są w niej jednak także obrazy innego pochodzenia. Eksperci uważają, że zakwestionowanie praw własności Gurlitta do obrazów będzie procesem skomplikowanym.