Mistrzostwa Świata w Rosji. Podwójna porażka Polski
W niedzielę oprócz mitu polskiej reprezentacji nadszarpnięty został też inny mit: o polskiej solidarności, kierującej się hasłem "za wolność nasza i waszą".
25.06.2018 | aktual.: 25.06.2018 15:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Niedzielną klęskę reprezentacji oglądało kilka milionów Polaków. Tysiące razy mniej osób zobaczyło inną porażkę - porażkę polskiej solidarności, która miała miejsce dwie godziny przed meczem. Na pikiecie pod rosyjską ambasadą w Warszawie pojawiło się raptem kilkadziesiąt osób. Protest dotyczył sprawy Ołeha Sencowa, pochodzącego z Krymu ukraińskiego reżysera, który domagając się uwolnienia więźniów politycznych od 43 dni prowadzi głodówkę w syberyjskim łagrze.
Proporcje między dwiema liczbami mówią same za siebie. Owszem, istnieje wiele wytłumaczeń tego, dlaczego tak niewiele osób pojawiło się zabrać głos w tak słusznej sprawie. Ale najtrafniejsze wydaje się to najprostsze: znakomitej większości z nas po prostu to nie interesuje. W narodzie, który na zewnątrz chlubi się etosem solidarności i hasłem walki "za wolność waszą i naszą" budzi to szczególny niesmak.
Tym bardziej, że nie mówimy tu o przypadku, który zupełnie nas nie dotyczy. Tak, Sencow odsiaduje swój 20-letni wyrok jakieś 5 tysięcy kilometrów stąd. Ale chodzi o rzeczy, które dzieją się w naszym bezpośrednim sąsiedztwie, a dotyczyć mogą nawet ludzi - zwykłych ludzi - którzy mieszkają wśród nas.
Paweł Gryb ciągle siedzi
Weźmy opisywaną przez nas sprawę Pawła Gryba. To ukraiński nastolatek z Kijowa, który w ubiegłym roku wybrał się na Białoruś, chcąc spotkać się z poznaną w internecie Rosjanką, z którą wcześniej korespondował przez kilka miesięcy. Zamiast niej na miejscu czekali ludzie z rosyjskich służb, którzy porwali go, przemycili przez granicę i umieścili w areszcie wydobywczym w Krasnodarze, ponad 1000 kilometrów dalej. Wszystko zdarzyło się w sierpniu ubiegłego roku. Od tego czasu siedzi tam bez podanych zarzutów, ale jako podejrzany o terroryzm. Jest odcięty od świata, rodzina ma z nim kontakt jedynie przez adwokata. Jego siostra, jak tysiące innych Ukraińców, od kilku lat pracuje w Warszawie. Porwanie brata z dnia na dzień wywróciło jej życie do góry nogami. Mówi, że wysyłane przez nią listy nie są mu przekazywane, podobnie jak i leki na chorobę z którą się zmaga.
Przeczytaj również: Miał spotkać się z dziewczyną, został porwany przez FSB. Wstrząsająca historia ukraińskiego studenta
Czym zawinił nastolatek? Nawet tego nie wiadomo. Wiadomo, że po rosyjskiej inwazji na Ukrainę nie krył swoich coraz bardziej radykalnych poglądów. "Tatiana" - dziewczyna, z którą miał się spotkać - powiedziała mi, że często rozmawiali na "różne tematy", ale było to tylko puste gadanie. Stwierdziła też, że "wystawiła" Pawła po tym, jak służby zagroziły jej i jej rodzinie "konsekwencjami".
Ogłuszająca cisza
Takich przypadków jest więcej. Według Charkowskiej Grupy Ochrony Praw Człowieka, więzionych w podobnych okolicznościach jest ponad 70 obywateli Ukrainy. Sam Sencow również skazany został za terroryzm (miał planować wysadzenie w powietrze pomnika Lenina) po tym, co Amnesty International nazwała "stalinowskim procesem".
Zresztą porwania to jeden z wielu powodów, dla których organizowanie futbolowych mistrzostw w Rosji jest nieprzyzwoite. Mówimy przecież o kraju, który wciąż bezprawnie okupuje terytoria trzech krajów (Ukraina, Gruzja, Mołdawia), wciąż - mimo przytłaczających dowodów - cynicznie odmawia odpowiedzialności za 298 ofiar lotu MH17, a w tym roku do swoich dokonań dodał przeprowadzenie ataku chemicznego w Londynie.
Jak to się stało, że tak rażąco niesprawiedliwość, wywołuje dziś tak mało kontrowersji i tak słabe reakcje? Oczywiście, trudno spodziewać się bojkotu lub politycznych manifestacji od sportowców, dla których jest to życiowa szansa. O tym, czym skończyłyby się "niepoprawne" gesty sportowców świadczą zresztą losy pochodzących z Kosowa Szwajcarów Shaqiriego i Xhaki, którzy zostali zawieszeni za pokazanie gestu albańskiego orła. Podobnie trudno wymagać od widzów, by nie oglądali największego widowiska sportowego na świecie.
Przeczytaj również: Poważne konsekwencje gestu Szwajcarów
Ale nie oznacza to, że nie należy robić nic. Wiele było i wciąż jest sposobów - ze strony polityków, ludzi mediów i samych obywateli, by choć trochę popsuć na Kremlu jego wizerunkową inwestycję. Politycy co prawda nie pojechali do Rosji, a Sejm przyjął uchwałę w obronie Sencowa, ale to z pewnością nie wszystko, co można było zrobić. Gdyby rosyjskim transgresjom poświęcono choć ułamek uwagi poświęcanej dopingowaniu "naszych orłów" (a teraz ich krytyce), może ktoś by to zauważył. A jak jest z zaangażowaniem obywateli, widać było w niedzielę. W efekcie, jest jak w lubianym przez prezesa PiS powiedzeniu: "cnotę straciliśmy, rubelka nie zarobiliśmy". Poza piłkarzami rzecz jasna.
Być może Polexit reprezentacji z mundialu będzie więc szansą, by to zmienić. Skoro minie już gorączka związana z meczami Polaków, przypomnimy sobie, komu i czemu służy ta impreza.