Miał spotkać się z dziewczyną, został porwany przez FSB. Wstrząsająca historia ukraińskiego studenta
19-letni antykremlowski aktywista z Ukrainy został zwabiony na Białoruś i porwany przez rosyjskie służby. Teraz odpowie za "terroryzm". Jego winą było zamieszczanie antyrosyjskich wypowiedzi w Internecie. To historia jak z filmu, ale w bezwzględnej wojnie Rosji z Ukrainą, nie jest jednostkowym przypadkiem.
15.09.2017 | aktual.: 15.09.2017 16:27
Na to spotkanie 19-letni student filozofii Paweł Gryb czekał od dawna. Po dziewięciu miesiącach internetowej znajomości z Tatianą, dziewczyną z rosyjskiego Soczi, w końcu miał się z nią spotkać. 24 sierpnia, w Dzień Niepodległości Ukrainy, Paweł wyruszył z Czernihowa w krótką podróż do białoruskiego Homla, gdzie miało dojść do spotkania. Ale z Białorusi już nie wrócił, a słuch po nim zaginął. Chłopak odnalazł się dopiero 14 dni później, ponad 1000 kilometrów dalej - w więzieniu śledczym (SIZO) w Kransodarze w południowej Rosji, z zarzutami o terroryzm. Dziewczyna została użyta przez rosyjskie służby, by zwabić go za granicę Ukrainy.
- Paweł mówił mi, że poznał taką dziewczynę, ale nie widziałam w tym nic niezwykłego. Zauważyłam tylko, że w ostatnim czasie był jakoś bardzo zdenerwowany. Opowiadał, że dziewczyna jest w trudneij sytuacji życiowej i ma despotyczną matkę - mówi Olga Gryb, mieszkająca w Warszawie siostra więzionego studenta. - Wciąż nie mogę do końca uwierzyć, że to się naprawdę dzieje - dodaje.
To, co działo się między spotkaniem w Homlu, a więzieniem w Krasnodarze, nie jest całkowicie jasne. Władze Białorusi przez długi czas zaprzeczały, by Gryb w ogóle przekraczał ich granice. Przyznały to dopiero po naciskach ze strony Kijowa i interwencji ojca Pawła, Igora, byłego oficera straży granicznej. Mężczyzna dopiero na miejscu w Homlu dowiedział się od białoruskich władz, że jego syn był oznaczony jako poszukiwany przez rosyjską FSB w związku z zarzutami o terroryzm. Teoretycznie powinien być zatrzymany już na granicy, ale z niewiadomych przyczyn przepuszczono go bez słowa.
Wiadomo natomiast, że Gryb kupił bilet powrotny na Ukrainę i po godzinnym spotkaniu z dziewczyną (razem z nią była jej matka), zgodnie z życzeniem ojca miał wrócić do domu tego samego dnia. Według opowieści samego Gryba, przekazanej przez rosyjskiego adwokata Andrieja Sabinina - jak dotąd jedynej osoby, która mogła go zobaczyć - chłopak udał się na przystanek i czekajął na autobus. W pewnej chwili podjechał nieoznakowany pojazd i wysiedli z niego nieznajomi ludzie ubrani po cywilnemu. Związali mu ręce i kazali wejść do samochodu. Po kilku godzinach został przekazany - w środku nocy, w gęstym lesie - innym ludziom, a w końcu zamknięty w pomieszczeniu bez okien. Według Gryba, miało to miejsce gdzieś w obwodzie smoleńskim. Po kilkudziesięciu godzinach został przetransportowany do Krasnodaru.
Czym zawinił "terrorysta"?
Nie wiadomo dokładnie, za co Paweł Gryb został porwany i aresztowany. Choć rodzina w jego sprawie zaapelowała do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, Rosja w dużej mierze zignorowała prośby o wyjaśnienie sytuacji.
- Ze strony Rosji nie było żadnej reakcji - mówi WP Jewgenia Zakrewskaja, prawniczka reprezentująca Gryba w ETPC.
Jak dodaje, oficjalne oświadczenie Federalnej Służby Bezpieczeństwa jest lakoniczne. Stwierdza jedynie, że podstawą zatrzymania jest artykuł 205.1 rosyjskiego kodeksu karnego. Artykuł dotyczy "wspierania działalności terrorystycznej" i przewiduje kary od 8 do 20 lat więzienia.
Jak twierdzi strona rosyjska, do aresztowania doszło 25. sierpnia na terytorium Rosji. Tego, co zdarzyło się między 24. a 25., ani tego, jak znalazł się w Rosji, nie wyjaśnia. Ale jak mówi Sabinin, decyzja o aresztowaniu Gryba zapadła już 17. sierpnia - in absentia - przez sąd w Krasnodarze.
Wciąż jednak nie jest jasne, co było przyczyną tej decyzji. Rosyjski adwokat Gryba powiedział jedynie, że jego klientowi wyjaśniono powód zatrzymania. On sam nie może zdradzić szczegółów ze względu na umowę poufności. Jak mówi mieszkająca w Warszawie siostra porwanego studenta, Paweł był aktywny w internecie; moderował grupy dyskusyjne dotyczące rosyjskich zbrodni i ostro krytykował rosyjskie wtargnięcie na Krym i Donbas. Prowadził też bloga, którego jednak skasował.
- Odkąd wybuchła wojna, on bardzo zaczął interesować się polityką. Widać było, że trochę się radykalizował, tym bardziej, że sytuacja na Ukrainie nie jest najlepsza i młodzi ludzie nie widzą dla siebie perspektyw. Paweł interesował się historią, dużo na ten temat, był laureatem olimpiady historycznej, skończył prestiżowe liceum. W zeszłym roku zaczął studia na Akademii Kijowsko-Mohylańskiej - opowiada Olga. - Być może napisał coś śmiałego, nieprzemyślanego, ale nie należał, ani nie miał kontaktu z przywódcami żadnych organizacji - dodaje.
Tatiana nie milczy
Więcej światła na sprawę mogą rzucać rozmowy ukraińskiego studenta z dziewczyną z Soczi. WP udało się z nią skontaktować i potwierdzić, że to ona rozmawiała z Pawłem. Tatiana twierdzi, że ma ukraińskie korzenie i poznała Pawła za pomocą mediów społecznościowych. Często rozmawiali na tematy polityczne; Paweł nie krył swoich antyrosyjskich poglądów (które Tatiana podzielała) i potrafił wyrażać się dosadnie. Zapytana o to, czy Paweł mówił w trakcie ich rozmów coś, co wyjaśniałoby dlaczego został posądzony o wspieranie terroryzmu, odpowiada tylko:
- Rozmawialiśmy o różnych takich rzeczach. Nie mogę powiedzieć jakich, ale to była tylko rozmowa. Tylko że oni tego nie rozumieli - mówi 17-latka.
"Oni", czyli FSB. Dziewczyna twierdzi, że służby zatrzymały ją dwa miesiące przed spotkaniem. Szantażem zmusiły, by nakłoniła Pawła do spotkania. Początkowo funkcjonariusze chcieli, by spotkanie miało miejsce w Rosji, ale Ukrainiec nie chciał się na to zgodzić. W efekcie zgodzili się na Białoruś.
- To jest niesprawiedliwe, przecież ani on, ani ja nie zrobiliśmy nic poważnego, to nienormalne aresztować kogoś za słowa. Czuję się okropnie - przyznaje dziewczyna.
Jeden z wielu przypadków
Choć okrucieństwo i zuchwałość rosyjskich służb może szokować, to Robert Cheda były oficer Agencji Wywiadu, nie jest zaskoczony.
- To wygląda na klasyczną prowokację. To nie pierwszy taki przypadek, oni to robią bez przerwy. FSB bardzo poważnie infiltruje rosyjskie sieci komórkowe i internet i bez przerwy monitoruje działalność polityczną. Tworzą listy nacjonalistów i ekstremistów ukraińskich i wszystkim stawiają zarzut należenia do organizacji, które planują w Rosji zamachy terrorystyczne - mówi analityk Fundacji Pułaskiego. - Zaskakujace jest to, że do porwania doszło na Białorusi. FSB ma bardzo dobre kontakty i współpracę ze służbami "sojuszniczych" republik środkowoazjatyckich. Ale jeśli chodzi o Białoruś, to tu były sygnały, że między służbami obu krajów trwa cichy konflikt. Jak dotąd wszystko wskazywałoby na współpracę obu służb, ale być może Rosjanie przy okazji chcieli pokazać Łukaszence miejsce w szeregu - tłumaczy.
Przypadek Gryba nie jest odosobniony. Najgłośniejszym przypadkiem porwania była sprawa Leonida Razwozżajewa, działacza rosyjskiej opozycji, który mimo ucieczki na Ukrainę został porwany przez rosyjskie służby i zamknięty w rosyjskim łagrze. Ale losy ukraińskiego studenta dzielili też i mniej znani aktywiści opozycyjni. Podobny los spotkał np. nauczyciela i szeregowego działacza organizacji nacjonalistycznej, Stanisława Kłycha, który został aresztowany jadąc na spotkanie z kobietą w Orle, a następnie oskarżony o udział w wojnie czeczeńskiej w 1994 roku - mimo że nigdy nie był w Czeczenii.
Według danych ukraińskiego MSZ, Rosja przetrzymuje lub przetrzymywała 35 obywateli Ukrainy pod sfingowanymi zarzutami. W wielu z tych przypadków wobec więźniów stosowano tortury, lub w inny sposób zmuszano ich do przyznania się do winy. Jak stwierdził prawnik Gryba, nic nie wskazuje na to, by był on torturowany. Ale dopiero po interwencji Sabinina pozwolono mu na przyjęcie leków na rzadką chorobę układu krążenia, których desperacko potrzebował.
Według Chedy, porwanie Ukraińca jest kolejnym sygnałem, że w wojnie Rosji z Ukrainą przekroczona została czerwona linia i wszystkie chwyty są dozwolone.
- Zamachy, porwania, czy egzekucje wpisują się w szerszy schemat specjalnej wojny hybrydowej, w skład w której wchodzą np. ataki hakerskie i inne działania dywersyjne. Chodzi o destabilizację Ukrainy, pokazanie, że Rosja robi tam, co chce i nikt nie jest w stanie się przed tym uchronić - mówi Cheda. - A przy okazji można dzięki temu załatwić inne, drobniejsze sprawy: wykorzystać porwanych do wymiany więźniów, czy podreperować sobie statystyki - dodaje.
Jak na każdej wojnie, ostateczną, przypadkową ofiarą tej wojny, są pojedynczy ludzie.
Olga Gryb prowadzi zbiórkę pieniędzy na prawną batalię o życie swojego brata. Szczegóły dotyczące tego, jak można jej pomóc, są dostępne pod tym linkiem. _