Minister sportu wygłasza krótkie oświadczenie. Chodzi o Mejzę
Minister sportu Kamil Bortniczuk wygłosił dzisiaj przed sejmową Komisją Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki krótkie oświadczenie, dotyczące wiceministra Łukasza Mejzy. Zaznaczył w nim, że nie ponosi "odpowiedzialności politycznej za pozaministerialną działalność" swojego zastępcy.
Minister sportu Kamil Bortniczuk prezentował w czwartek przed komisją sejmową informację na temat bieżącej i przyszłej działalności resortu. Zanim jednak do tego doszło, został poproszony o zajęcie stanowiska ws. kontrowersji dotyczących wiceministra Łukasza Mejzy.
- Wszyscy życzylibyśmy sobie, aby wszystkie emocje, które się ze sportem kojarzą, były tylko pozytywne, żebyśmy nie mieli żadnych problemów natury wizerunkowej - stwierdził minister Kamil Bortniczuk podczas posiedzenia sejmowej komisji. - Ja, jako minister sportu, mogę oceniać Łukasza Mejzę, tylko z perspektywy naszej współpracy w ministerstwie sportu i tego, w jakim stopniu wywiązuje się z powierzonych mu obowiązków - dodał.
- Ja jako minister sportu i turystyki nie wykonuję funkcji politycznej stricte, w związku z tym też politycznej odpowiedzialności za działalność pozaministerialną Mejzy nie ponoszę, ani nie jestem osobą decyzyjną - podkreślił Bortniczuk.
- Oczywiści poprosiłem pana Mejzę, w takim zakresie, w jakim mogłem, o wyjaśnienia. Minister te wyjaśnienia, dotyczące doniesień z artykułów prasowych, złożył. Tych artykułów było na tyle dużo, że te wyjaśnienia musi składać sukcesywnie, a ja sukcesywnie proszę o ich weryfikację odpowiednie służby państwowe, które są powołane do tego, by takie informacje weryfikować - mówił minister Bortniczuk.
- W mojej ocenie te wyjaśnienia brzmią wiarygodnie - stwierdził minister sportu. - Natomiast od wyników tej weryfikacji, która trwa, jak mniemam, będą zależały dalsze decyzje dotyczące tej sprawy - dodał minister Kamil Bortniczuk.
Przypomnijmy, że tydzień temu dziennikarze Wirtualnej Polski Szymon Jadczak i Mateusz Ratajczak opisali, jak firma obecnego wiceministra sportu Łukasza Mejzy próbowała zarabiać na nieuleczalnie chorych.
Oferowano im pomoc w zorganizowaniu kosztownego leczenia za granicą przy pomocy pluripotencjalnych komórek macierzystych. W grę wchodziło leczenie m.in. nowotworów, autyzmu, stwardnienia rozsianego oraz Alzheimera i Parkinsona. Minimalny koszt leczenia określono na 80 tys. dolarów.
Co ciekawe, metoda, którą zachwalał Mejza, nie ma medycznego potwierdzenia. Co więcej, według wielu ekspertów może ona być niebezpieczna dla zdrowia pacjentów.