WP: Sprawa Mejzy poważnie obciąża rząd. Poseł klubu PiS chce zaangażowania premiera
Minister sportu bagatelizuje szokujące informacje o firmie swojego zastępcy Łukasza Mejzy, która za dziesiątki tysięcy dolarów obiecywała leczenie nieuleczalnie chorych. Kamil Bortniczuk pytany o publikację Wirtualnej Polski przekazał, że "nie widzi związku z pracą ministra Mejzy w Ministerstwie Sportu i Turystyki". Nieoficjalnie politycy PiS przyznają, że są wstrząśnięci publikacją, ale oficjalnie – w trosce o sejmową większość – chowają głowę w piasek. Poseł Solidarnej Polski Janusz Kowalski domaga się, by sprawą zajął się sam premier.
24.11.2021 14:57
Po tekście dziennikarzy Wirtualnej Polski "Jak Łukasz Mejza postanowił zarobić na cierpieniu" w Prawie i Sprawiedliwości niemal nikt nie ma już wątpliwości, że wiceminister sportu jest potężnym obciążeniem dla całego rządu. Jedyną osobą, która dotąd oficjalnie stanęła w obronie polityka, jest jego przełożony – minister sportu. "Nie widzę związku z pracą ministra Mejzy w Ministerstwie Sportu i Turystyki. Pozdrawiam" – napisał Kamil Bortniczuk. To wiadomość dokładnie tej samej treści, jaką Bortniczuk przekazał nam po pierwszej publikacji "Długi, wspólnicy zarzucający oszustwo, handel maseczkami i powoływanie się na wpływy. Oto tajemnice ministra Łukasza Mejzy".
Minister sportu dopytywany o powagę resortu i wiarygodność kierownictwa w obliczu tak poważnej sprawy oraz o to, czy akceptuje fakt, że jego zastępca w ubiegłym roku miał obiecywać leczenie dzieci z nieuleczalnymi chorobami za pieniądze, przekazał jeszcze jedną krótką wiadomość. Wynika z niej, że rozmawiał z Mejzą na temat publikacji i wierzy w jego wyjaśnienia. "Minister Mejza przedstawił swoją wiarygodną wersję opisanych w tekście aktywności, która rzuca na nie inne światło. Z tego, co wiem, przedstawi ją w oświadczeniu" – przekazał Kamil Bortniczuk.
Wezwanie premiera do działania
Zdecydowanych działań od Mateusza Morawieckiego oczekuje za to poseł klubu PiS Janusz Kowalski, członek Solidarnej Polski. - Decyzję o wyjaśnieniu tej sprawy powinien podjąć premier Morawiecki. Wszystkie wątpliwości powinny zostać wyjaśnione. Jestem przekonany, że jak premier wróci z ofensywy dyplomatycznej, którą prowadzi, zajmie się tą sprawą – podkreśla Janusz Kowalski. Poseł przyznaje, że szczególnie jako ojciec był wstrząśnięty publikacją dotyczącą firmy, która za potężne pieniądze oferowała leczenie nieuleczalnych chorób - w tym leczenie dzieci.
- Czytałem ten tekst i to jest profesjonalna dziennikarska robota. Myślę, że każdy, kto go czytał, jest poruszony. Choroba dziecka to rzecz niezwykle wrażliwa, intymna i bolesna, na której nikt nigdy nie powinien zarabiać pieniędzy – dodaje poseł Solidarnej Polski. To jeden z nielicznych polityków obozu władzy, który zdecydował się na wypowiedź pod nazwiskiem.
Inny członek klubu PiS działalność Łukasza Mejzy ocenia w jeszcze mocniejszych słowach, ale prosi o zachowanie anonimowości. – To, co robił Mejza w tej sprawie, jest głęboko niemoralne, dyskwalifikujące dla polityka. Chęć zrobienia biznesu, bez profesjonalnego przygotowania, na nadziei rodziców nieuleczalnie chorych dzieci jest ewenementem w polskiej polityce. Ewenementem nieakceptowalnym – mówi poseł sejmowej większości.
Polityk PiS przy okazji podkreśla, że Łukasz Mejza wszedł do Sejmu z listy PSL, dlatego w swoich wypowiedziach wiąże go ze środowiskiem ludowców, mimo że Mejza od momentu wejścia do Sejmu na miejsce zmarłej posłanki Jolanty Fedak wspierał Prawo i Sprawiedliwość. Funkcja wiceministra sportu to nagroda za wspieranie sejmowej większości. Co ważne - formalnie Mejza wciąż pozostaje posłem niezrzeszonym.
- Osoby, które odpowiadały za jego transfer z PSL, bo stamtąd się przecież wywodzi, powinny wytłumaczyć się przed kierownictwem partii. PiS dzisiaj musi świecić oczami za życiorys tego człowieka, w sytuacji gdy, jak wiemy, w czasie wszystkich opisywanych zdarzeń przez WP, był politykiem związanym z PSL, sympatyzującym z PO. Tacy ludzie nie powinni mieć wstępu do naszego obozu – dodaje nieoficjalnie poseł PiS.
W rządzie ściana milczenia
Pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych odmówił komentarza do tekstu. - Minister nie będzie komentował - przekazał asystent Pawła Wdówika. Do sprawy nie odniosła się także wiceminister sportu Anna Krupka. Przekazała, że jest w Paryżu, gdzie bierze udział w posiedzeniu zarządu Światowej Agencji Antydopingowej. - Za chwilę zaczynam oficjalny obiad z panią ambasador, postaram się oddzwonić - poinformowała.
Także rzecznik rządu przez kilka godzin nie odpowiedział na nasze pytania w sprawie tego, czy premier zamierza podjąć jakiekolwiek działania w związku z kontrowersjami wokół Mejzy. Szef rządu w środę był w Paryżu, gdzie z prezydentem Francji rozmawiał o sytuacji na polsko-białoruskiej granicy.
"Metoda uznawana na całym świecie za niebezpieczną"
Przypomnijmy, dziennikarze Wirtualnej Polski Szymon Jadczak i Mateusz Ratajczak ujawnili, że firma Łukasza Mejzy obiecywała leczyć umierających na raka i stwardnienie rozsiane, chorych na Alzheimera, Parkinsona oraz inne nieuleczalne przypadłości. Obecny wiceminister sportu osobiście jeździł i przekonywał rodziców chorych dzieci, że terapia jego firmy je wyleczy. Cena wyjściowa - 80 tys. dolarów. Metoda, którą zachwalał, nie ma medycznego potwierdzenia.
Łukasz Mejza ze swoimi współpracownikami w firmowych folderach obiecywali leczenie w Ameryce Północnej, a w Polsce wsparcie medyczne po zabiegu. Chorymi miała zajmować się spółka Vinci NeoClinic. Według KRS wiceminister sportu nadal jest jej prezesem, choć firma zmieniła nazwę i adres. Spółka miała się zajmować organizowaniem w Polsce terapii "pluripotencjalnymi komórkami macierzystymi". To metoda uznawana przez lekarzy w Polsce i na całym świecie za niesprawdzoną i niebezpieczną. Pomysł nie wypalił. Nasi dziennikarze dotarli do ludzi, którym przedstawiciele firmy obiecywali pomoc dla chorych dzieci.
- Żadna szanująca się klinika i żaden odpowiedzialny lekarz nie będzie przekonywał, że terapią komórkami macierzystymi jest w stanie dziś skutecznie wyleczyć szereg różnych chorób, od problemów neurologicznych, przez uszkodzenia rdzenia kręgowego po nowotwory. Nie ma na to dowodów naukowych. – wyjaśniał Wirtualnej Polsce prof. Józef Dulak, ekspert Wydziału Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. To najbardziej znany i szanowany w Polsce ekspert ds. komórek macierzystych.
Proponowanie niesprawdzonej terapii, która korzysta z komórek macierzystych, wywołała oburzenie posłanki klubu PiS Anny Marii Siarkowskiej. "Zabijanie ludzi na wczesnym etapie życia po to, żeby ich materiałem genetycznym poprawiać własne zdrowie, jest moralnie złe. A zarabianie na tym pieniędzy jest zwyczajnie obrzydliwe. Niezależnie od tego, kto to robi" – napisała na Twitterze.