Minister popełnił błąd, zmiecie go "polityczne tsunami"?
- Pacjent traci czas, nerwy i płaci za leki najczęściej więcej niż powinien. Minister Arłukowicz jest przekonany, że wystarczy monitorować wdrażanie nowego systemu refundacyjnego wspólnie z lekarzami, aptekarzami i pacjentami, a dopiero później szukać rozwiązania głośnych już problemów - pisze w felietonie przesłanym do Wirtualnej Polski doc. dr Ireneusz Kwiatkowski z Katedry Finansów i Rachunkowości w Zachodniopomorskiej Szkole Biznesu w Szczecinie.
Na przełomie grudnia i stycznia silne tsunami pochodzenia politycznego uderzyło w polski systemem ochrony zdrowia. W wigilię zmiotło, opublikowane dzień wcześniej, obwieszczenie ministra zdrowia w sprawie leków refundowanych, z terminem wprowadzenia w życie od 1 stycznia 2012 roku. To obwieszczenie zostało opracowane przez resort zdrowia w trybie nadzwyczajnie ekspresowym, na podstawie wymogów nowej ustawy o lekach refundowanych i bez konsultacji społecznych. Z medialnych doniesień analityków wynikało, że w porównaniu do list refundacyjnych z 16 listopada znikło 847 produktów leczniczych. Na listę wpisano natomiast tylko kilka nowych pozycji, w tym Tanyz Eraz - na leczenie rozrostu gruczołu krokowego. Ten nowy wpis na listę refundacyjną powiększa istniejącą już wcześniej grupę kilkunastu leków o podobnym działaniu terapeutycznym. Nasuwa się pytanie, czy to jest właśnie jeden z elementów determinacji ministra Bartosza Arłukowicza w reformowaniu rynku leków w Polsce? Czy wprowadzenie tego leku na listę
refundacyjną wprowadza „elementarny rozsadek w sektorze leków i refundacji”, co jak mantrę podkreśla wielokrotnie minister zdrowia?
Silny i donośny głos ekspertów, konsultantów krajowych, związków zawodowych lekarzy, przedstawicieli Naczelnej Rady Lekarskiej przeciw istotnym niedostatkom listy leków refundacyjnych, wsparty medialnie, już w wigilię, a więc następnego dnia po publikacji obwieszczenia, spowodował zapowiedź przez ministra zdrowia zmian na liście refundacyjnej. Tsunami lekowe nabrało nowej i dużej siły medialnej. Już kilka dni później, 29 grudnia minister zdrowia na konferencji prasowej przedstawił listę najważniejszych uzupełnień listy leków refundowanych. Podkreślał też wielokrotnie, że celem wprowadzenia w życie nowej ustawy nie jest szukanie oszczędności w wydatkach ze środków publicznych na leki, a szukanie pieniędzy na większy dostęp do leków nowoczesnych. Oczywiście, według jego oceny, są to działania wyłącznie w interesie polskich pacjentów.
Nasuwają się pytania, czy te zapewnienia mają swoje uzasadnienie merytoryczne, czy są tylko tworem politycznej propagandy ministra? Ze wstępnych ocen analityków wynika, że pacjenci i tak zapłacą więcej niż płacili wcześniej za leki refundowane z pieniędzy publicznych. Dotyczy to zdaniem Łukasza Sławatyńca, głównie niektórych produktów stosowanych w onkologii i w cukrzycy. Ze skrócenia listy refundacyjnej, czego nie ukrywał minister Arłukowicz i w wyniku negocjacji z firmami farmaceutycznymi budżet może zaoszczędzić około jednego miliarda złotych.
Poza tym, w planie finansowym NFZ na rok 2012 poziom kosztów świadczeń na refundacje leków w kwocie 8 286 mln. zł jest na poziomie 95,4% wydatków z planu w 2011 r., co stanowi spadek o kwotę 397 mln. zł w porównaniu do 2011 r. Niższe zaplanowano również wydatki przez NFZ w 2012 roku w porównaniu z 2011 rokiem na programy terapeutyczne (lekowe) o 1,3%, to jest o kwotę 22 mln. zł.
Dane te i oceny ekspertów dotyczące wyceny nowej listy refundacyjnej leków ze środków publicznych świadczą raczej o propagandowym charakterze ministerialnych zapewnień niż ich wartościach merytorycznych i trosce o interes pacjentów. Przecież jest to oczywiste, że skoro lista leków refundowanych będzie znacznie krótsza od wcześniej obowiązującej, to pacjenci w stu procentach zapłacą za te leki poza listą, z własnych budżetów domowych, bez dopłaty ze środków publicznych. Minister nie przedstawił publicznie wymiaru korzyści finansowych dla pacjentów, wynikających z wprowadzenia nowej listy leków refundowanych. Warto dodać, że wcześniejsze dane, dotyczące refundacji leków ze środków publicznych, stawiają Polskę w ogonie państw Unii Europejskiej. Z własnej kieszeni płacimy za leki najwięcej wśród obywateli państw Europy, bo z publicznych pieniędzy państwo polskie pokrywa zaledwie 68% wartości leków, przy średniej europejskiej dopłacie w Unii wynoszącej 83%.
Drugą siłą uderzeniową tego refundacyjnego tsunami jest ustawowe obciążenie lekarzy, aptekarzy i innych osób uprawnionych do wystawiania i realizacji recept nowymi obowiązkami. Dodanie tych nowych obowiązków wraz z ustawowym zagrożeniem znacznych kar za niedociągnięcia, odbywa się bez zapewnienia im odpowiednich środków i narzędzi do wykonania tych nowych, trudnych, złożonych i często skomplikowanych zadań.
Dlatego właśnie lekarze i aptekarze w obronie własnych interesów zgłosili ministrowi zdrowia odpowiednie wnioski i propozycje co do szybkich zmian w ustawie refundacyjnej. Miały one polegać na eliminacji z ustawy niektórych obowiązków, a w szczególności eliminacji kar za ich niedociągnięcia i błędy powstałe przy wystawianiu recept, w wyniku których mogło wystąpić nienależne wydatkowanie pieniędzy publicznych. Minister nie przyjął propozycji szybkiej ścieżki zmiany w ustawie refundacyjnej. Dlatego lekarze zrzeszeni w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy i lekarze zrzeszeni w Porozumieniu Zielonogórskim w zdecydowanej większości, w ramach walki o swoje bezpieczeństwo finansowe, podjęli protest, dużo wcześniej zapowiedziany ministrowi zdrowia i pacjentom. Ich protest polega na stemplowaniu recept „Refundacja do decyzji NFZ” bez wpisu stosownych danych wynikających z ustawy refundacyjnej i obwieszczenia ministra zdrowia. Brak informacji przypisanej ustawowo lekarzom i osobom uprawnionym do wystawiania recept
o uprawnieniach pacjenta do finansowania leków ze środków publicznych jak i jego zakresu, wprowadził duże perturbacje na linii lekarz - pacjent - aptekarz. Propozycje rozwiązania tych kwestii, ogłoszone przez ministra zdrowia na spotkaniu z sejmową Komisją Zdrowia w dniu 30 grudnia 2011 r. nie rozwiązały ich w praktyce od 1 stycznia 2012 r. Nastąpił pat pomiędzy środowiskiem lekarzy, a ministrem zdrowia odpowiedzialnym za wdrożenie w życie ustawy refundacyjnej. Minister zamiast podjąć działania możliwie najszybciej likwidujące problemy, jakie ujawniły się przy wdrożeniu tej kontrowersyjnej, choć bardzo potrzebnej ustawy, zapewnia publicznie, że „nie ugnie się przed nikim”, kto sprzeciwia się jej wdrożeniu w praktyce. Lekarze żądają zmian w ustawie i kontynuują swój protest stemplowania recept „Refundacja do decyzji NFZ”. Nasuwa się pytanie, a gdzie jest pacjent, w tym sporze kompetencyjnym?
Pacjent traci czas, nerwy i płaci za leki najczęściej więcej niż powinien. Minister Arłukowicz jest przekonany, że wystarczy monitorować wdrażanie nowego systemu refundacyjnego wspólnie z lekarzami, aptekarzami i pacjentami, a dopiero później szukać rozwiązania głośnych już problemów. Pierwsze dni stycznia wskazują na to, że nie jest to dobre rozwiązanie. Problemów z tego sporu, w mojej ocenie, nie rozwiąże również ostrzeżenie premiera skierowane do lekarzy. Premier zapowiedział, że lekarze, którzy będą zachowywali się niegodnie utrudniając życie pacjentom, będą podlegali konsekwencjom. Nasuwa się pytanie, czy można obciążać konsekwencjami osoby, które nie chcą realizować w trosce o swoje bezpieczeństwo finansowe, złych zapisów ustawy i złego jej szybkiego wdrożenia w praktyce? A swoją drogą zadziwia powtarzająca się arogancja władzy, dobrze znana wszystkim przy reformowaniu organizacji i finansowania ochrony zdrowia w Polsce.
Jest już bardzo mało czasu dla ministra zdrowia na wnioski wynikające z dotychczasowej próby wdrożenia ustawy refundacyjnej. Bo czas to pieniądz - głównie pieniądze pacjentów wydatkowane z budżetów rodzinnych na leki. Najprościej i najszybciej, jak sadzę, należałoby znowelizować ustawę w zakresie terminu jej wprowadzenia w życie, wydłużając go na okres co najmniej półroczny. W tym czasie powinny obowiązywać warunki refundacji leków sprzed 1 stycznia 2012 r. Byłby to czas niezbędny, na poprawki w ustawie refundacyjnej oraz przygotowanie wszystkich uczestników, jej adresatów do wdrożenia w życie.
Doc. dr Ireneusz Kwiatkowski, Katedra Finansów i Rachunkowości w Zachodniopomorskiej Szkole Biznesu w Szczecinie.
Masz pomysł na ciekawy artykuł? Chcesz opublikować własny felieton? ** Zamieścimy Twój tekst w naszym serwisie!