Minister Giertych policzył ciężarne uczennice
W poniedziałek na biurko Romana Giertycha
trafi raport o liczbie ciężarnych uczennic w szkołach. Minister
chce im pomagać. Ale z ankiet wynika, że takie uczennice nie mają
problemów, a szkoły same o nie dbają, twierdzi "Metro".
15.01.2007 01:15
Wielka akcja liczenia trwała od świąt. Dyrektorzy szkół zbierali informacje i przesyłali je do kuratoriów. Stamtąd - po analizie - trafią do ministerstwa. W samym województwie śląskim kuratorzy musieli przeanalizować dane z 1342 placówek, dlatego większość kuratoriów pracowała nad ankietami do piątku.
Zdaniem "Metra" sam pomysł akcji trudno uznać za racjonalny, ponieważ takimi danymi dysponuje GUS. W kilka sekund z internetowej strony można dowiedzieć się, że w 2005 roku na 2 tys. kobiet w wieku 15-19 lat matkami było 27. Co roku MEN pomaga Ministerstwu Zdrowia przygotować statystyki młodych matek - mówi pos. Krystyna Łybacka z SLD, była minister oświaty. Jeśli minister edukacji nie chciał korzystać z danych GUS, mógł po prostu pójść do Ministerstwa Zdrowia.
Nie wiadomo też, czemu minister tak troszczy się o ciężarne uczennice. Z ankiet wynika, że dziewczyny nie są prześladowane. Żadna z nich nie została pozostawiona samej sobie i wszystkie, jeśli chciały, mogły ukończyć edukację - mówi Janina Jakubowska, kurator z dolnośląskiego kuratorium oświaty. Podobne zdanie ma większość kuratorów.
Może więc dobrze, że minister Giertych nie wymyślił jeszcze sposobów pomocy ciężarnym uczennicom. Nie będzie musiał już się głowić, a media i tak odnotowały, że coś chciał zrobić, konkluduje "Metro". (PAP)