Miller: próba odwołania Kaniewskiego "wielkim nieporozumieniem"
Premier Leszek Miller powiedział po
głosowaniu nad wotum nieufności dla ministra skarbu
Zbigniewa Kaniewskiego, że próba jego odwołania na kilka dni przed
dymisją całego rządu była "jednym wielkim nieporozumieniem".
30.04.2004 15:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Niestety w Sejmie są grupy posłów, które nie mogą żyć bez 'zadym' parlamentarnych, bez awantur i bez szukania wroga za wszelką cenę" - powiedział Miller dziennikarzom. "Cieszę się zatem bardzo, że zostali oni dzisiaj ukarani" - dodał.
Sejm przewagą 5 głosów odrzucił w piątek wniosek o wotum nieufności wobec ministra Kaniewskiego. Za uchwaleniem wotum nieufności głosowało 226 posłów, przeciw było 188 posłów, 6 wstrzymało się od głosu. Większość ustawowa, konieczna do odwołania ministra, wynosiła 231.
Jak zaznaczył premier, w kadencji jego rządu było wiele prób odwołania ministrów, ale żadna się nie powiodła, z czego "bardzo się cieszy".
Pytany o ocenę działań swojego rządu w dniu jego ostatniego posiedzenia, premier powiedział: "Ocena zostanie przedstawiona przez obywateli, przez polityków, przez społeczeństwo. My dzisiaj nie będziemy się zajmowali ocenami rządu. Dzisiaj rozpatrzymy kilka spraw, które trzeba podjąć. I tyle".
W piątek po południu rząd zbierze się na swoim ostatnim posiedzeniu. 2 maja premier Leszek Miller ma podać się do dymisji.
"Niezwykle żenującą" premier nazwał próbę "rozpętania dyskusji" przez szefa klubu PiS Ludwika Dorna w związku z "banalnym faktem budowy czterech i pół kilometra drogi".
Dorn zwrócił się w imieniu klubu PiS do marszałka Sejmu o zwołanie Konwentu Seniorów w związku z umową o połączeniu dróg ekspresowych niemieckiej i czeskiej. Dorn domagał się aby premier w trybie pilnym przedstawił w Sejmie informację o tej umowie.
"Szkoda, że pan poseł Dorn nie zgłosił tego problemu w czasie obecności prezydenta Rau'a" - powiedział Miller. Johannes Rau uczestniczył wcześniej w uroczystym Zgromadzeniu Posłów i Senatorów w związku z akcesją Polski do UE.
"To jest świadectwo prymitywnego myślenia nie uwzględniającego, że właśnie stajemy się członkiem UE, tylko takiego polskiego prowincjonalizmu w najgorszym tego słowa znaczeniu" - dodał.