Milicjanci nie widzieli radomskich "ścieżek zdrowia"
Milicjanci zeznający w piątek przed Sądem Rejonowym w Radomiu w procesie funkcjonariuszy oskarżonych w związku z wydarzeniami radomskimi w 1976 r. mówili, że nie widzieli wówczas w Radomiu "ścieżek zdrowia".
Roman J., który pracował w wydziale dochodzeniowo - śledczym w KW MO w Tarnobrzegu został wezwany do Radomia w dniu wydarzeń, ok. godz. 22. Kiedy przybył na miejsce ok. 2 -3 w nocy, komitet partii jeszcze się palił. Funkcjonariusz był w Radomiu ok. dwóch tygodni i wykonywał zlecone mu prace operacyjne, m.in.: przesłuchiwał dwie osoby.
Nie widziałem obrażeń ciała u osób, które przesłuchiwałem. Nie widziałem, aby funkcjonariusze bili kogoś przed komendą lub w środku budynku. Nie widziałem też na korytarzu funkcjonariuszy ZOMO. Milicjanci ze szkoły w Szczytnie byli krótko i odjechali. Funkcjonariusze nie byli szczególnie uzbrojeni. Ja przyjechałem bez broni i pałki - zeznał Roman J.
Były milicjant powiedział, że rankiem po przybyciu do Radomia widział rozbite sklepy, a cukier leżał rozsypany na ulicy. Według niego, rozbitych sklepów było 120. Zeznał także, że nie widział w Radomiu "ścieżek zdrowia", ale po powrocie słyszał o nich z plotek.
Z całą stanowczością stwierdzam, że w tym czasie kiedy byłem w Radomiu, nie zauważyłem czegokolwiek, co świadczyłoby o nieprawidłowym postępowaniu funkcjonariuszy. O "ścieżkach zdrowia" słyszałem przed przyjazdem do Radomia z obiegowych informacji - zeznał inny świadek, Wiesław K., który w 1976 r. był zatrudniony w komendzie milicji wojewódzkiej w Kielcach, a do Radomia został wezwany z całorocznego, płatnego urlopu kilka dni po proteście robotników.(jd)**