Mikołaj Pawlak odpiera zarzuty. "To forma zemsty i ataku"

Mikołaj Pawlak nie zamierza wycofywać się ze swoich słów na temat seksedukatorów i podawania dzieciom środków zmieniających płeć. - Nigdy nie mówiłem, że to się odbywało w szkołach - zaznaczył rzecznik praw dziecka.

Mikołaj Pawlak twierdzi, że nie przejmuje się atakami skierowanymi w jego stronę
Mikołaj Pawlak twierdzi, że nie przejmuje się atakami skierowanymi w jego stronę
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell
Magdalena Nałęcz-Marczyk

Ostatnie wypowiedzi rzecznika praw dziecka Mikołaja Pawlaka wywołały burzę. - Wychwytują dziecko rozchwiane, zaniedbane, któremu (...) dają jakieś środki farmakologiczne, żeby zmieniać jego płeć bez wiedzy i zgody rodziców oraz lekarzy - stwierdził w rozmowie z TVN24 Pawlak. Z procederem mieli być powiązani seksedukatorzy.

"Do Kuratorium Oświaty w Poznaniu nie wpłynęło żadne zgłoszenie dotyczące sprawy poruszanej przez Rzecznika Praw Dziecka, związanej z podawaniem uczniom środków farmakologicznych zmieniających płeć" - ustaliła reporterka WP Julia Theus.

- Nieustająco te same słowa popieram i w tym zakresie – podawania i nielegalnej sprzedaży środków farmakologicznych - złożyłem zawiadomienie do prokuratury - podkreślił w rozmowie z Radiem Poznań Pawlak. I zaznaczył jednocześnie, że "nigdy nie mówił, że to się odbywało w szkołach".

Mikołaj Pawlak mówi o "zemście i ataku". "Nie przejmuję się tym"

Za insynuowanie, że takie sytuacje mogą mieć miejsce w poznańskich placówkach edukacyjnych, prezydent miasta zażądał od rzecznika praw dziecka sprostowania. - Wczoraj przygotowałem pismo do niego i to on będzie się do mnie zwracał z wyjaśnieniami na jakich zasadach i jakie organizacje dopuszcza, z jakimi treściami, do szkół i czy mają one odpowiednie kompetencje pedagogiczne, żeby zajmować się dziećmi - stwierdził Pawlak.

Jego zdaniem doszło do "pewnej formy zemsty i ataku" ze strony nieprzychylnych mu mediów. - Nie przejmuję się tym. Oznacza to, że dobrze chronię polskie dzieci. Od tego jestem - uznał Pawlak. I dodał, że jedna z organizacji prowadzących zajęcia dotyczące seksedukacji "wprost na nagraniach w internecie proponuje zajęcia z edukacji seksualnej w zakresie robienia lewatywy na potrzeby seksu analnego".

- Czy to też dociera do dzieci w ramach zajęć? Na przykład do 11-latków, a rodzice nie wiedzą? Jeżeli na przykład dziecko nie będzie sobie radziło z taką praktyką, to czy edukator będzie mu w tym pomagał? Sarkastycznie i ordynarnie pytam, ale tak niestety jest - uznał rzecznik praw dziecka.

Źródło: Radio Poznań

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (145)