Polska"Mieszkańcy Krakowskiego Przedmieścia są terroryzowani"

"Mieszkańcy Krakowskiego Przedmieścia są terroryzowani"

"Mieszkańcy Krakowskiego Przedmieścia są terroryzowani"
Źródło zdjęć: © WP.PL | Internauta Wacław Kruszewski
18.04.2011 13:25, aktualizacja: 19.04.2011 09:12

"Starówka i jej okolice powoli i konsekwentnie zamieniane są w plac zabaw, wesołe miasteczko, odpust i skansen. Czekamy aż Ratusz nakaże mieszkańcom chodzić w ludowych strojach i czapkach z piórkiem" - pisze Internauta Wacław Kruszewski, o przebudowie Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie. "Sterroryzowani hałasem mieszkańcy marzą tylko żeby gdzieś uciec. I może o to chodzi by zwolnili atrakcyjne i prestiżowo położone lokale?" - zastanawia się Internauta, mieszkaniec Krakowskiego Przedmieścia.

Przeczytaj też: "Pijany motłoch terroryzuje Trakt Królewski w Warszawie" Zobacz fotoreportaż: Zaskakujące odkrycie - Nowy Świat od tyłu - zdjęcia

Zaczęło się niewinnie. Kilka lat temu. Na odcinku ulicy Senatorskiej między Miodową i Placem Zamkowym wymieniono asfalt na kostkę. Trochę dziwiła zamiana dobrego na gorsze. Asfaltu na hałasującą pod kołami pojazdów i mało przyczepną nawierzchnię. Ale nie warto było utyskiwać - przecież to zaledwie stumetrowy odcinek. Jeszcze miejscowa społeczność nie wiedziała, że to tylko uwerturka. No i stało się. Po roku czy dwóch zaczęła się totalna demolka nawierzchni Krakowskiego Przedmieścia. Ciężki sprzęt, gigantyczne maszyny, w tym, rozbijająca asfalt cyklopowymi uderzeniami, wielotonowa stalowa kula. Sodoma, Gomora i sąd ostateczny, na żywca. Trzęsło się i dygotało wszystko, łącznie z budynkami i wraz z ich zaskoczonymi mieszkańcami. Nic dziwnego, że położony na mariensztackiej skarpie, Kościół Św. Anny zaczął się obsuwać i do dziś jest zagrożony. Co z tego, że można było to przewidzieć bo już dużo wcześniej występowały poważne problemy ze stabilizacją, dźwigającą starożytną świątynię, skarpy? Plany Ratusza
ważniejsze są od jakiegoś tam arcydzieła i perły baroku.

Po łatwej i szybkiej demolce (burzy się łatwo, zaś buduje w znoju) ulica zamknięta. Chyba przez rok przechodnie przemykają się, brnąc w błocie, albo dławiąc kurzem - zależnie od pogody. Ruch pieszy i kołowy kompletnie zdezorganizowany. Autobusy kursują przeciskając się w korkach przez wąziutką Senatorską i Jasną oraz wiecznie zatłoczoną Świętokrzyską. Żałośnie wąskie objazdy tworzą iluzję zadbania o pasażerów i kierowców.

"Religijni robotnicy na kolanach"

Prace rekonstrukcyjne idą wolniutko. Groteskowo mała grupa robotników, na kolanach, układa kostkę i płyty chodnikowe. Tacy religijni, czy tak czczą swoją pracę? Technologia i rodzaj nawierzchni jakby już trochę przeżyte. Pracują na jedną zmianę i tylko w dni robocze. Czyżby zleceniodawcy nie słyszeli o pracy wielozmianowej i nowoczesnej technice? Przecież już w ubiegłym wieku ludzie byli na księżycu. I to nie raz. A przepraszam, jest analogia - księżycowy krajobraz w sercu Warszawy. Jest też i sukces! Udało się zasypać i zlikwidować przejście podziemne koło uniwersytetu. A można było je wyremontować, zmodernizować zrobić sklepiki, usługi itp. Do tego studenci i przechodnie mieliby bezpieczne przejście. Ostatecznie jakiś ruch samochodowo-autobusowy na tej ulicy się odbywa. A co to kogo...? Łatwiej zlikwidować.

Już widać błędy. Jezdnia Krakowskiego Przedmieścia jest za wąska, autobusy mijają się w niebezpiecznie małej odległości od siebie, muskając rowerzystów o skłonnościach samobójczych. Na kostce, którą zastąpiono asfalt, opony pojazdów hałasują dużo bardziej. Do tego przyczepność jest gorsza - szczególnie na mokro. Zakazano ruchu samochodów, oprócz dostawczych, taksówek i tych które mają pozwolenia, a mimo to ruch mniej-więcej taki jak dawniej. Od lat Krakowskie Przedmieście nie było ulicą przelotową, bo zamknięty dla samochodów osobowych Nowy Świat i tak blokował je prawie zupełnie z południowej strony. Płynął tędy głównie ruch autobusowy. Chodniki są zdecydowanie za szerokie, przez co zwykle pustawe i służą głównie niezliczonym ogródkom kawiarnianym i piwnym, gdzie wierna tradycji brać, z poświęceniem zdrowia i finansów, dzielnie zaprawia się w konsumpcji tradycyjnego trunku Słowian. Na dodatek, między Miodową i Placem Zamkowym powstała ponura kamienna pustynia.

"Gordios dostaje wysokie premie"

Przy okazji zdezorganizowano ruch kołowy w okolicy. Odwrócono jego kierunek na Podwalu i ul. Senatorskiej na odcinku Miodowa - Podwale, co przy niemożności przejazdu przez odcinek Krakowskiego Przedmieścia między Placem Zamkowym i Miodową powoduje (szczególnie w dni wolne od pracy), iż wjazd i wyjazd z tej okolicy łączą się z koniecznością długich objazdów i stania w korkach. Tego obrazu dopełnia zmiana kierunku ruchu na ul. Kapucyńskiej, która stanowiła, od zawsze, dogodny, przemyślany wjazd z trasy W-Z na ulicę Miodową i stąd w kierunku Starówki, Muranowa, albo Krakowskiego Przedmieścia. Teraz jest to zjazd z Miodowej na Trasę W-Z, z którego rzadko kto korzysta. Zlikwidowano możliwość parkowania na Krakowskim Przedmieściu między Miodową i Placem Zamkowym, a był to duży parking, skutecznie uzupełniający Podwale, obecnie - przy większym ruchu nieprzejezdne. Miejsc parkingowych jest znacznie mniej, a jazda w tym rejonie przypomina koszmar. W poprzednim układzie jeździło się i parkowało tu też niełatwo, ale o
wiele sprawniej niż dzisiaj. Teraz powstał węzeł gordyjski, a Aleksandra Macedońskiego w Ratuszu chyba nie ma, choć Gordios, jak widać, się znalazł i zapewne, jak jego koledzy, dostaje wysokie premie.

Na domiar szczęścia w weekendy ciepłej części roku Nowy Świat zamyka się także dla autobusów, a to ważna oś komunikacyjna północ-południe lewobrzeżnej Warszawy. Powstaje deptak z handlowo-gastronomiczno-występowymi atrakcjami. A autobusy, jak podczas przebudowy Krakowskiego - przeciskają się krętymi, wąziutkimi objazdami.

Powie ktoś: "ale jest pięknie". To dyskusyjne i kwestia gustu. Mamy drogą i niepraktyczną kostkę, zamiast lepszego i tańszego asfaltu. Ostatecznie jest już XXI wiek. Jeśli pomysłodawcy chcieli się cofnąć w czasie, to czemu nie do okresu błotnistych ulic bez żadnej nawierzchni? Byłoby bardziej historycznie. Nie możemy jeździć Krakowskim Przedmieściem, a z ponurej kamiennej pustyni przy Placu Zamkowym cieszą się tylko deskorolkarze, którzy dokazują tu całe dnie i noce, tłukąc deskami o kamień, a ten hałas bardzo umila życie okolicznym mieszkańcom. Skutecznie zdezorganizowano ruch kołowy w okolicy, w zamian uszczuplając możliwość parkowania. Wydano ciężkie pieniądze i zaszkodzono. Zasada primum non nocere nie musi obowiązywać tylko w medycynie. A nie wystarczyło zostawić tak jak było? A było optymalne i wypróbowane od lat. Wystarczyłoby po prostu solidnie wyremontować nawierzchnie jezdni i chodniki. Zadbać o fasady domów, latarnie i zieleń. Poprawić nie szkodząc. Nie, zaczęto eksperymentować na żywym
organizmie, a skutki jakie są, najlepiej widzą i na własnej skórze czują mieszkańcy. "Chór staruszków z miasta Pruszków"

Do tego, na kamiennej pustyni i Placu Zamkowym, w okresie wiosenno-letnio-jesiennym, ze szczególnym nasileniem w dni wolne od pracy, odbywa się nieustający koncert, odpust i jarmark. W ofercie: koguciki na druciku, baloniki na sznureczku, wata cukrowa, koszmarne zabawki, korkowe pukawki, blaszane zegarki, na chlebie skwarki, szmirowate pamiątki i podobne wątki. To wszystko zapewne dla podniesienia i tak już wysokiego poziomu gustu i kultury mieszkańców nadwiślańskiego grodu. Równamy do Ratusza?

W wyżej wymienionym ciepłym okresie i rejonie buduje się pracowicie i hałaśliwie, szczególnie na weekendy i ogólnie uznawane święta, estrady, sceny oraz dekoracje wyposażone w gigantycznej mocy aparaturę nagłaśniającą, której próby zrzucają niejednokrotnie, już w niedzielne poranki (ok. godz. 8), z łóżek ogłuszonych mieszkańców okolicznych budynków. Ale to dopiero, jak ze wspomnianą wcześniej przebudową Senatorskiej, uwerturka. Opera odbywa się zwykle po południu, albo wieczorem, a czasem cały dzień. Zachwycają szczególnie: huk muzyki - jak kanonada artyleryjska, wycie słynnych, zwykle z tego, że nikomu nieznanych, wykonawców, chóry przedszkolno-szkoło-podstawowe i oratorskie ponad 100-decybelowe popisy konferansjerów. Te wybitne wydarzenia kulturalne, niejednokrotnie gromadzące kilkudziesięcioosobowe tłumy przypadkowych słuchaczy, wprowadzają w zachwycające wibracje meble, nerwy i organy wewnętrzne dozgonnie wdzięcznych lokatorów okolicznych kamienic, tworząc miły nastrój poczucia wzajemnego zrozumienia z
Ratuszem, który przecież, z troską o mieszkańców, wydaje na to wszystko zezwolenia.

Powyższe rozkosze uzupełniane są przez indiańską orkiestrę "El condor passa", rzężenie głośników wzmacniaczy należących do chłopców uprawiających na tekturze street dance, a także wszelakich wirtuozów indywidualnych - od rana do późnego wieczora. Zachęcałbym jeszcze do występów tutaj np.: "Orkiestry wzdęte", "Zespół z Marek - trąbka, pompka i lewarek" oraz "Chór staruszków z miasta Pruszków". Śmiało, Ratusz wam na pewno zezwoli. Przecież nie słyszał o istnieniu specjalnych terenów wolnego handlu, sal koncertowych i widowiskowych, muszli koncertowych w parkach oraz terenów rekreacyjnych i sportowych ani stadionów - bo tutaj odbywają się także liczne imprezy sportowe, jak maratony, copiątkowe zjazdy rowerzystów itp., które dodatkowo i skutecznie uniemożliwiają ruch kołowy, a czasem nawet pieszy w okolicy.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że te huczne - w znaczeniu dosłownym i uciążliwe imprezy nie przypadkiem urządzane są permanentnie tutaj. Sterroryzowani hałasem mieszkańcy lokali kwaterunkowych marzą tylko żeby gdzieś uciec. I może o to chodzi by zwolnili atrakcyjne i prestiżowo położone lokale? Może krewni i znajomi królika tylko na to czekają? Może gdyby oni tu mieszkali Ratusz przypomniałby sobie o istnieniu muszli koncertowych, terenów rekreacyjno-sportowych itp. Kto wie? Do tego, nie wiadomo według jakiej tajemniczej reguły mieszkania od podwórka zostały już dawno lokatorom sprzedane, a sprzedaż tych od Krakowskiego Przedmieścia ciągle natrafia na trudne do przezwyciężenia przeszkody. Fatum, czy co?

"Dzieła zebrane koneserów piwa"

Oprócz nieudanej restrukturyzacji, Krakowskie Przedmieście przyozdobiono i wyposażono w ustawione na kamiennych cokolikach metalowe odlewy makiet Starego Miasta i liczne grające Chopina, za dotknięciem magicznego guzika, ławeczki. Znajomy, któremu, za jego własne podatki, ustawiono pod oknem taką chopinowską ławeczkę, co chwila torturującą stale tym samym fragmentem kompozycji mistrza, znienawidził już z kretesem słynnego Fryderyka i jego dzieła. Za to toalety publicznej nie uświadczysz. Ta pod Mickiewiczem jest już tylko tęsknym wspomnieniem zbolałego pęcherza. W nieuchronnej konsekwencji, podwórka, klatki schodowe i dyskretne zakątki dech zapierają zapachem dzieł zebranych koneserów piwa.

Jeśli już jesteśmy przy światowej wytworności ulicy, nie sposób nie zajrzeć na zaplecze, zapuścić żurawia w, zapewne zadbane, podwórka i klatki schodowe tych eleganckich od frontu kamienic Krakowskiego Przedmieścia. Chodźmy w, chyba najbardziej prestiżowy, odcinek tuż przy Placu Zamkowym. Szok! Oczy na wierzchu i blokada oddechu! Nie można powiedzieć inaczej niż jak dziadowie mawiali: brud, smród, nędza i ubóstwo. Spójrzcie na świeże zdjęcia. Ale ostrożnie! Klatka slamsowa, przepraszam schodowa, podobno nie odnawiana od prawie 40-tu lat, a podwórko przypomina trzeci świat. Przepraszam, nie chciałem obrazić trzeciego świata, który przecież ma swoją specyfikę, egzotykę, kulturę, no i pnie się w górę. To raczej rodzaj upadłego świata pierwszego, w stanie dekadenckiego rozkładu. Cała forsa poszła na ozdóbki od frontu, czy co? Byle zagraniczni turyści uwierzyli w europeizację i elegancję. Co z tyłu, dla swoich, już się nie liczy. Pozory cywilizacji na pokaz? Czy Ratusz też wygląda elegancko tylko od frontu?

Mieszkańcom ufundowano nie tylko wcześniej już opisane rozkosze komunikacyjne, akustyczne, zapachowe i kontrasty widokowe. Nie zapomniano o handlu. Dzięki nowatorsko astronomicznej podwyżce cen wynajmu lokali użytkowych, sklepy spożywcze i tak tu nieliczne, robią bokami. Coraz trudniej kupić żywność, nie mówiąc o żarówce, sznurku, gwoździu i innych wymyślnych towarach, których tu wcale nie ma, a kiedyś były i nikomu nie wadziły. W miejsce delikatesów na Piwnej powstał n-ty w tym rejonie sklep typu srebro-bursztyn, wiecznie pusty. Poza tym, restauracji, galerii, sklepów z pamiątkami i pubów nie zliczysz. Wszystkie drogie i poza sezonem turystycznym pustawe, żeby nie powiedzieć wyludnione. Dla Warszawiaków na ogół za drogie. Na spacery przybywają, knajpy omijają. Wysoki czynsz też gra swoją rolę w rozmiarze rachunku. Słyszałem niejedną dyskusję "jak ożywić Warszawską Starówkę", bo bywa pustawa. Chyba najlepiej byłoby zapytać znaną w kraju i za granicą ekonomistkę i finansistkę oraz jednocześnie prominentnego
polityka partii rządzącej, Szefową Ratusza, co zrobić by Polak zarabiał tyle żeby mógł sobie od czasu do czasu pozwolić na starówkową restaurację, a nie tylko podglądał prze okno jak zagraniczni turyści się w jego kraju objadają tym na co go nie stać. Skąd my to znamy? Nowe wróciło?

"Żołnierze Pani Hani"

Starówka i jej okolice powoli i konsekwentnie zamieniane są w plac zabaw, wesołe miasteczko, odpust i skansen. Czekamy aż Ratusz nakaże mieszkańcom chodzić w ludowych strojach i czapkach z piórkiem.

Przebudowa tego rejonu zamiast przynieść poprawę spowodowała pogorszenie warunków ruchu dla przyjezdnych i miejscowych, a przede wszystkim warunki egzystencji mieszkańców, którzy są chyba jednak najważniejsi. To oni tu żyją i na co dzień muszą się zmagać z utrudnieniami w dojeździe i wyjeździe oraz uszczupleniu możliwości parkowania - jeśli nie liczyć horrendalnie (400zł/mies.) drogiego maleńkiego parkingu na Senatorskiej, który jakim cudem przetrwał. Tam to parkingowy opowiada zdziwionemu, że miejsc nie ma choć widać, że są. Musi mieć zawsze wolną pewną ich liczbę dla "Pracowników Miasta", którzy mówią o sobie "żołnierze Pani Hanny Gronkiewicz-Waltz" (kto nie wierzy niech pogada z parkingowym).

Nie przypominam sobie szerokiej konsultacji społecznej w sprawie tej ogólnej demolki i dezorganizacji. To tutejsi mieszkańcy muszą znosić sadystyczny hałas permanentnych w cieplejszej porze dźwiękowych imprez. To oni mają trudności z zaopatrzeniem się w artykuły pierwszej potrzeby (nie mówiąc o drugiej i trzeciej).

Miasto ma po pierwsze służyć mieszkańcom. Być dla nich wygodne, przyjazne i funkcjonalne. Czy ktoś pytał mieszkańców dzielnicy o zgodę na to wszystko? Nie widziałem makiet projektu ani zaproszeń do dyskusji. Ratuszowy wynalazek w formie nowatorskiego podejścia do demokracji?

Internauta Wacław Kruszewski

Pokaż, jak wyglądają zaplecza deptaków i reprezentacyjnych ulic Twojego miasta. Opublikujemy Twój materiał w naszym serwisie.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (113)
Zobacz także