Michelle Obama: Barack to niechluj
„Barack to niechluj”, „Michelle mnie dobija” – jeszcze kilka lat temu małżeństwo Baracka i Michelle Obamów było na krawędzi. Historię rodzinnych trudności amerykańskiego polityka i jego żony opisuje „New York Daily News”.
23.09.2009 | aktual.: 23.09.2009 12:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jest rok 2001 Michelle Obama próbuje w nocy uciszyć 3-miesięczną córkę Sashę. Dziecko wciąż płacze, Barack zrywa się z łóżka i mówi do żony: Jezu, Michelle. Zrób coś, żeby przestała. Żona odpowiada jedynie surowym spojrzeniem.
W tym czasie Michelle czuła się bardzo samotnie. – Myślisz tylko o sobie. Nigdy nie przypuszczałam, że sama będę musiała zajmować się rodziną – powtarzała wielokrotnie mężowi.
– On w ogóle nie zwraca uwagę na to, co ja myślę. Potrafi być takim egoistą – skarżyła się Michelle swojej matce. - Barack gonił za swoimi marzeniami, spychając cały ciężar na mnie – wyjaśniała.
Polityk spędzał wówczas dużo czasu w pracy jako senator stanu Illinois. Jak opowiadała żona, w domu jak „niechluj” zostawiał tylko pełną popielniczkę papierosów, którą ona musiała sprzątać.
Michelle martwiła się w tym czasie, że ich dni jako małżonków właśnie zostały policzone. A Barack nie potrafił zrozumieć jej zachowania. – Dlaczego zawracasz mi tym wszystkim głowę, jestem zajęty, zmieniając świat – pytał pretensjonalnie?
Dodatkowo Barack miał 60 tys. dolarów długu po kampanii związanej próbą zdobycia nominacji w wyborach do Izby Reprezentantów USA. Polityk zaczął się załamywać i był coraz mniej dostępny dla rodziny.
Małżeństwu coraz trudniej było się porozumieć. – To już niezdrowe. Nie mam zamiaru tak żyć – mówiła wtedy Michelle. – Kocham ją, ale dobija mnie swoją ciągła krytyką. Jest taka gorzka i wciąż wkurzona – twierdził z kolei Barack.
W wrześniu 2001 r. Sasha trafiła do szpitala z podejrzeniem zapalenia opon rdzenia. – Wtedy wszystko inne przestał dla mnie istnieć. Poza szpitalnym pokojem nic mnie nie interesowało – wspomina ten czas polityk.
Choroba dziecka i wydarzenia z 11 września w Nowym Jorku ponownie zbliżyły do siebie małżonków.
– Powiedziałam Barackowi, że ma wybierać: albo pogoń za politycznymi marzeniami, albo rodzina. Tak to miało działać – opowiada żona. – Udało mi się sprawić, by Barack stał się dla mnie tym, czego potrzebowałam. Moje szczęście zależało od niego - wspomina.
W końcu Barack i Michelle Obamowie oraz ich dwie córki tak dobrze poradzili sobie z rodzinnymi trudami, że tacie udało się spełnić chyba największe jego marzenie – w styczniu 2009 r. został 44. prezydentem Stanów Zjednoczonych.