Michael Bloomberg nie wystartuje w wyborach prezydenckich
• Były burmistrz Nowego Jorku wycofuje się z wyścigu o fotel prezydenta USA
• Jak powiedział, obawia się, że startując jako trzeci niezależny kandydat, wzmocniłby szanse na zwycięstwo Republikanina Donalda Trumpa
08.03.2016 | aktual.: 08.03.2016 05:20
Tym samym 74-letni miliarder i filantrop zakończył trwające od kilku miesięcy spekulacje, że przygotowuje się do startu o fotel prezydenta USA w listopadowych wyborach jako kandydat niezależny.
W poście opublikowanym w poniedziałek na stronie internetowej Bloomberg View, były burmistrz Nowego Jorku wyjaśnił, że w trzyosobowym wyścigu prezydenckim - czyli kandydata nominowanego przez Partię Republikańską (GOP), kandydata Demokratów oraz kandydata niezależnego - najprawdopodobniej nikt nie zdobyłby wymaganej większości ponad 50 proc. głosów.
Wówczas zaś, zgodnie z zasadami, o tym, kto zostanie prezydentem USA, zdecydowałaby Izba Reprezentantów USA. A ponieważ jest ona pod kontrolą GOP, to najpewniej prezydentem zostałby kontrowersyjny miliarder Donald Trump lub jego najważniejszy rywal w trwających republikańskich prawyborach ultrakonserwatywny senator z Teksasu Ted Cruz.
Zdaniem Bloomberga zwycięstwo magnata nieruchomości i także nowojorczyka Donalda Trumpa byłoby niebezpieczne dla kraju. Trump "prowadzi najbardziej demagogiczną i dzielącą kraj kampanię prezydencką od kiedy pamiętam, żerując na ludzkich uprzedzeniach i lękach" - ocenił Bloomberg.
Dodał, że niepokoi go antymuzułmańska retoryka Trumpa, który zagroził, że jeśli zostanie prezydentem USA, to wprowadzi zakaz wjazdu do USA dla wszystkich muzułmanów, a także jego zapowiedzi prowadzenia wojen handlowych z Chinami czy Japonią. Wytknął też Trumpowi, że niezbyt długo zajęło mu odcięcie się od wspierającego go nacjonalisty i byłego członka Ku Klux Klanu Davida Duke'a, który powiedział, że byłoby "zdradą dziedzictwa", jeśli jakiś biały Amerykanin nie zagłosuje na Trumpa.
- To wszystko dzieli nas w kraju i kompromituje nasze moralne przywództwo zagranicą - ocenił Bloomberg. Zwycięstwo Trumpa w wyborach prezydenckich mogłoby jego zdaniem "wzmocnić naszych wrogów i zagrozić bezpieczeństwu naszych sojuszników".
Ale Bloomberg nie szczędził krytyki także pod adresem kandydatów Demokratów: Hillary Clinton i jej rywala - przedstawiającego się jako socjalista senatora z Vermont Berniego Sandersa. Zarzucił im popadanie w ekstremizm, gdy krytykują w kampanii wolny handel oraz rynki finansowe.
Na decyzję Bloomberga najpewniej wpłynęły sondaże, które nigdy nie dawały mu większych perspektyw na uzyskanie poparcia Amerykanów. Zgodnie z najnowszym sondażem Reutersa i Ipsos, tylko 12 proc. wyborców zadeklarowało, że głosowałoby na Bloomberga, gdyby przyszło mu się zmierzyć w listopadowych wyborach z Trumpem i faworytką Demokratów, byłą szefową dyplomacji Hillary Clinton. Aż 41 proc. respondentów tego sondażu stwierdziło, że zagłosowałoby na Clinton, a 31 proc., że poparłoby Trumpa.
Bloomberg był początkowo Demokratą, potem odszedł z Partii Demokratycznej i przystąpił do Republikanów, ubiegając się w 2001 roku o urząd burmistrza Nowego Jorku; jednak porzucił również Republikanów, a w ostatnich latach stał się obiektem ich ataków jako zwolennik ograniczenia dostępu do broni.
Jak pisał kilka tygodni temu "New Jork Times", Bloomberg poważnie rozważał start w wyborach prezydenckich. Zamówił m.in. sondaż, aby sprawdzić, jakie mógłby zyskać poparcie wyborców, konkurując z Clinton i Trumpem, a także był skłonny przeznaczyć nawet 1 mld dolarów ze swej fortuny na kampanię prezydencką.
Majątek Bloomberga, który jest założycielem serwisu informacyjnego Bloomberg i szefem oraz właścicielem tej firmy, wyceniany jest na 41 mld dol. Jest on siódmy na liście najbogatszych Amerykanów magazynu "Forbes".