Miasto nie walczy z krwiopijcami - będziemy cierpieć
- To naprawdę niefajna wiadomość. Szczególnie dla mnie, bo przy mojej grupie krwi (A) komary lecą do mnie jak pszczoły do miodu - mówi Aneta Borowska, mieszkanka Czubów.
W tym roku sami będziemy musieli walczyć z latającymi krwiopijcami. Ratusz zrezygnował z akcji odkomarzania Lublina. - Nie mamy na to pieniędzy - przyznaje Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, rzeczniczka prasowa prezydenta Lublina.
- Budżetowa kołdra okazała się za krótka. Środki, jakie uzyskaliśmy, woleliśmy przeznaczyć na nowe nasadzenia czy pielęgnację starodrzewu - dodaje Józef Wrona z Wydziału Ochrony Środowiska UM Lublin.
Sprawa rozbijała się o 60 tys. zł. Tyle w ub. roku kosztowało wynajęcie specjalistycznej firmy, która tępiła uciążliwe dla mieszkańców owady. - Udawało się wytępić nawet 90 proc. populacji komarów - szacuje Wrona. I dodaje: - Na szczęście, na razie nie mamy plagi komarów w Lublinie.
To wcale nie oznacza jednak, że tak zostanie już do jesieni. - Nie ma co liczyć na to, że w tym roku nie będzie komarów. Będą. Problem tylko w tym: ile? Wielkość populacji będzie zależała od warunków atmosferycznych. Na razie jest sucho i ciepło, ale jak będzie więcej wilgoci, przyjdą opady i pojawią się nowe miejsca lęgowe dla tych owadów, ich liczba szybko wzrośnie - tłumaczył prof. Lech Lechowski z Zakładu Zoologii UMCS.
Dotychczas akcja odkomarzania obejmowała ok. 300 ha terenów w Lublinie. Obejmowała miejsca, które są "naturalnym inkubatorem" dla owadów: parki, tereny zielone, doliny rzek, okolice Zalewu Zemborzyckiego.
- Odkomarzanie prowadziliśmy przez sześć ostatnich lat. Akcja była wykonywana dwa razy w sezonie: pod koniec maja oraz na przełomie sierpnia i września - przypomina Wrona.