Miał zginąć, bo chcieli go wrobić w zabójstwo Gongadzego?
Wśród pasażerów samochodu, który we wtorek z
nieznanych jeszcze przyczyn eksplodował w centrum Kijowa, był
Wołodymyr Kysil, radny jednej z dzielnic Kijowa i - zdaniem mediów
- szef jednej z najgroźniejszych grup przestępczych, działających w
stolicy Ukrainy. Kysil ma mieć też związek z zabójstwem we
wrześniu 2000 r. opozycyjnego dziennikarza Georgija Gongadzego.
Kysil został ranny w wyniku wybuchu, ale - zdaniem lekarzy - jego życiu nie grozi niebezpieczeństwo. Z szóstki pasażerów obrażenia odniosły trzy osoby. Nikt nie zginął.
Bomba w samochodzie
Ze wstępnych ustaleń milicji wynika, że eksplodowała bomba umieszczona między przednimi siedzeniami, przy dźwigni zmiany biegów. Nie wyklucza się przy tym, że mogło dojść do niekontrolowanej detonacji ładunku, przewożonego przez właściciela samochodu.
W opinii opozycyjnego deputowanego do ukraińskiego parlamentu Jurija Łucenki wtorkowy wybuch był zamachem na Kysila, którego po śmierci oskarżono by o zorganizowanie i dokonanie zabójstwa Gongadzego.
"Chodziło o to, aby całą odpowiedzialnością za śmierć Gongadzego obarczyć Kysila i na tym sprawę zakończyć" - powiedział Łucenko w wywiadzie dla internetowej "Ukraińskiej Prawdy". Deputowany jest członkiem parlamentarnej komisji, badającej kulisy zabójstwa dziennikarza.
Łucenko dodał, że zarówno parlamentarna komisja śledcza, jak też prokuratura generalna dysponują materiałami, iż tzw. banda Kysila na czyjeś polecenie uczestniczyła w zamachu na życie Gongadzego.
Kto stał za zamachem
Ukraińska prasa sugerowała niedawno, że organizacją zamachu na Gongadzego zajmował się były szef departamentu wywiadu kryminalnego MSW Ukrainy, gen. Ołeksij Pukacz. W październiku na polecenie prokuratury generalnej Pukacz został aresztowany.
W opinii mediów Pukacz jest osobą, która najprawdopodobniej zna bezpośrednich zleceniodawców zabójstwa Gongadzego. Opozycja od dawna sugeruje, że są nimi przedstawiciele najwyższych władz Ukrainy z prezydentem Leonidem Kuczmą na czele.
29 października prezydent Kuczma zdymisjonował prokuratora generalnego Ukrainy Swiatosława Piskuna, na którego polecenie zatrzymano gen. Pukacza. Ołeh Jelcow, kijowski dziennikarz, który od lat zajmuje się problematyką świata przestępczego, uważa, że w okresie działalności Piskuna prokuratura po raz pierwszy na poważnie zajęła się sprawą zabójstwa opozycyjnego dziennikarza Gongadzego. "Po raz pierwszy od czasu mordu prokuratura wyszła na prostą w tym śledztwie" - powiedział Jelcow w wywiadzie dla prywatnej telewizji Piąty Kanał.
Czego chciał Piskun
Przedstawiciele opozycji są zdania, że Piskun nie zamierzał doprowadzić do wykrycia zleceniodawców mordu. Jego celem, według tych opinii, była chęć zebrania materiałów kompromitujących władze, które miały stać się gwarancją, że pozostanie on na swym stanowisku. Po dymisji Piskuna Pukacz prawdopodobnie zostanie zwolniony z aresztu. Do sądu apelacyjnego już wpłynął wniosek w tej sprawie.
Dziennikarz Georgij Gongadze zaginął w Kijowie 16 września 2000 r. Wkrótce jego pozbawione głowy ciało odkryto w lesie koło Taraszczy - miejscowości, położonej 80 km od stolicy Ukrainy. Z powodu fatalnego stanu zwłok, sprzecznych wersji prokuratury, a także rozbieżnych ekspertyz, które potwierdzały lub zaprzeczały, że są to szczątki Gongadzego, jego matka do dziś nie wyraziła zgody na pogrzeb.
Kontrowersyjne taśmy
W listopadzie 2000 r. lider opozycyjnej Socjalistycznej Partii Ukrainy Ołeksandr Moroz ujawnił fragment nagrania magnetofonowego, na którym prezydent Kuczma zdenerwowanym głosem, w obecności ówczesnego szefa MSW Jurija Krawczenki, proponuje, aby zastraszyć dziennikarza. Kilka dni wcześniej z Ukrainy wyjechał pracownik służby ochrony administracji prezydenta Kuczmy major Mykoła Melnyczenko. Oświadczył, że nagrywał z podsłuchu rozmowy w gabinecie Kuczmy i zdecydował się ujawnić taśmy, gdy zrozumiał, że prezydent Ukrainy jest przestępcą.