76-latek zagryziony przez psy? "Zapytał, czy mam silne nerwy"
76-letni pan Jerzy zmarł we wsi Karnice pod Poddębicami. Na ciele były ślady pogryzienia. Sekcja zwłok ma dać odpowiedź, czy do śmierci doszło po ataku psów z pobliskiego gospodarstwa.
Co musisz wiedzieć?
- 76-latek został znaleziony martwy 17 października we wsi Karnice pod Poddębicami w województwie łódzkim.
- Na ciele mężczyzny widoczne były ślady pogryzienia, na czwartek zaplanowano sekcję zwłok.
- Część psów trafiła do schroniska, trwa procedura odebrania pozostałych zwierząt.
Pan Jerzy wyszedł z domu ok. godz. 10. O 15.40 do jego syna zadzwonił policjant. - Poprosił, bym pojechał na oględziny ciała taty, bo tato zmarł. Pytał mnie, czy mam silne nerwy - relacjonuje Dominik Świątczak. Według relacji syna zwłoki leżały przy posesji właścicielki stada psów, a ubranie ojca było w strzępach. - Przyznaję, uważam się za odpornego człowieka, ale aż mnie cofnęło - mówi 38-latek.
Pogrzeb Adama Strzembosza
Przeczytaj także: Ojciec opowiada o koszmarze pod Zieloną Górą. "To był mój jedyny syn"
Sekcja zwłok wyjaśni przyczyny śmierci
Sekcję zaplanowano na czwartek, 23 października. Ma wyjaśnić przyczynę zgonu. Gmina i służby weterynaryjne zabezpieczają zwierzęta.
Część psów trafiła już do schroniska, a Powiatowy Inspektorat Weterynarii 21 października zdecydował o odebraniu pozostałych. - Było już kilka prób, ponieważ nie chciano nas wpuścić na teren posesji. Psy biegają swobodnie i uciekają w pola - mówił burmistrz Poddębic Piotr Paweł Sęczkowski.
Syn zmarłego odtwarza ostatnią drogę ojca. Mężczyzna często jeździł rowerem, zatrzymywał się na rozmowę. - Tego przedpołudnia tato na pewno był u znajomych. Nie wiadomo, jak długo, może z godzinę - mówi. Jego zdaniem do tragedii mogły przyczynić się psy z pobliskiego gospodarstwa. - W ubiegłym roku dopadły sarnę. Biegały po drodze, którą odprowadzamy dzieci do autobusu - dodaje.
Przeczytaj także: Trzy lata temu zaatakowało sześć psów. "Ja i córka byśmy nie żyły"
Próbują wyłapać wszystkie zwierzęta
Służby próbują wyłapać wszystkie zwierzęta z gospodarstwa pani Krystyny. To trudne, bo psy poruszają się po polach i lasach. - Wzięto te, które były w domu, a tych wałęsających się koło zabudowań nie zabrano - mówi pan Dominik. Podkreśla, że chce bezpieczeństwa dla mieszkańców. - Mojemu tacie życia nie wrócę, ale chciałbym, żeby tej pani odebrano psy. Chodzi o to, czy możemy wyjść z domu bez strachu - apeluje.
Źródło: "Fakt"