Matteo Renzi: głębokie pęknięcie w relacjach z Niemcami i Francją
• W środę w Berlinie dojdzie do spotkania kanclerz Niemiec, prezydenta Francji i przewodniczącego KE
• Włoski premier nie został zaproszony do udziału w spotkaniu
• Renzi: doszło do rozłamu. Udawanie, że tak nie jest, nie ma sensu
• Podkreślił, że chce wzrostu gospodarczego i Europy socjalnej, a Niemcy i Francja chcą "wegetować"
24.09.2016 | aktual.: 24.09.2016 10:18
Premier Włoch Matteo Renzi uważa, że doszło do "głębokiego pęknięcia" w relacjach władz w Rzymie z przywódcami Niemiec i Francji. Podczas gdy "oni chcą wegetować", on sam chce nowej Europy - stwierdził szef rządu, cytowany przez "Corriere della Sera".
Włoska gazeta przytoczyła słowa Renziego, które są reakcją na zapowiedź spotkania kanclerz Niemiec Angeli Merkel, prezydenta Francji Francois Hollande'a i przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera w środę w Berlinie.
Tym razem, jak odnotowują media, włoski premier nie został zaproszony do udziału w spotkaniu, co uważa się za konsekwencję rozłamu, do jakiego doszło na niedawnym nieformalnym szczycie UE w Bratysławie. Po jego zakończeniu Renzi nie chciał wystąpić na wspólnej konferencji prasowej z przywódcami obu tych krajów, gdyż, jak podkreślał, nie zgadzał się z ich oceną wyniku obrad. W jego opinii szczyt UE w Bratysławie nie przyniósł żadnego postępu w rozmowach na temat największych wyzwań UE od Brexitu po kryzys migracyjny.
Odnosząc się do zbliżających się rozmów w Berlinie Renzi oznajmił: "To oczywiste, że spotkają się beze mnie"."Doszło do rozłamu i udawanie, że tak nie jest, nie ma sensu"- stwierdził Matteo Renzi w artykule przytaczającym serię jego komentarzy do obecnej sytuacji w UE.
"Po Brexicie nastąpiło głębokie pęknięcie i nie wiem, kiedy będzie ono możliwe do załatania" - zaznaczył.
Szef rządu przyznał, że w ostatnich tygodniach, zwłaszcza podczas wizyty na włoskiej wyspie Ventotene, Merkel i Hollande wydawali mu się zainteresowani jego planami "ożywienia Europy" i miał nadzieję, że uda im się razem ją "obudzić".
"Ale tak się nie stało", "oni tego nie robią" - zauważył i podkreślił: "Mają wybory, swoje problemy".
Premier oświadczył: "Chcę wzrostu gospodarczego, Europy socjalnej, a Niemcy i Francja chcą wegetować, zaś ja nie mogę tego zrobić, nie mogę podążać za nimi po tej równi pochyłej, bo to byłaby śmierć Unii".
Renzi przypomniał, że w marcu 2017 roku w Rzymie odbędą się obchody 60-lecia podpisania traktatów ustanawiających Europejską Wspólnotę Gospodarczą (poprzedniczkę UE - przyp. red.). "Jak ja mam stanąć przed współobywatelami z całego kontynentu? Z dokumentem w stylu tych tradycyjnych, w których mówi się wszystko albo nic?"- zapytał.
Jak powiedział premier, jeśli miałby do wyboru "wegetować z Angelą Merkel" trzymając się kurczowo Pani Kanclerz albo "rozbić obecny stan rzeczy", to on woli to drugie.
Podobnie, jak po szczycie w Bratysławie, powtórzył, że nie chce uczestniczyć w "niepotrzebnych" spotkaniach. Włochy nie chcą, tłumaczył, trzymać się tych, którzy patrzą krótkowzrocznie. Tak, jak w jego ocenie, obecnie czyni Angela Merkel.
"Oczekujemy więcej i chcemy więcej" - oświadczył Renzi, cytowany przez "Corriere della Sera" i ponowił postulat zmiany kierunku.
"Kara" za "wybuchy złości"?
Premier Włoch ostatnio coraz ostrzej krytykuje UE za brak przełomu w rozwiązywaniu kryzysu migracyjnego i niewystarczające działania na rzecz wzrostu gospodarczego.
W zamieszczonym na tych samych łamach komentarzu gazeta zastanawia się, czy brak zaproszenia Matteo Renziego do Berlina jest "karą" za jego "wybuchy złości" i krytyczne uwagi pod adresem obojga przywódców po Bratysławie. Zarazem dziennik wyjaśnia, że spotkanie w Berlinie odbędzie się w ramach organizowanego od 1983 r. Europejskiego Okrągłego Stołu Przemysłowców. Spotkanie zawsze prowadzono w tym właśnie formacie, w jakim ma to miejsce obecnie. Być może, w lepszym klimacie, zostałby on poszerzone także o Włochy - zastrzega komentator.