Matka oszpecała córkę, by wyłudzić pieniądze. Środki płynęły ogromnym strumieniem
Dramatyczne komunikaty w sieci przynosiły efekty. Dobrzy ludzie wpłacali pieniądze na leczenie Juleczki - od kilku do kilkuset złotych. Pomocną dłoń wyciągnęło 5397 osób, na konto Siepomaga.pl wpłynęło ponad 200 tysięcy złotych. Jednak choroba dziewczynki okazała się wymysłem matki.
11.05.2024 14:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Ból wykańcza moje dziecko, przenikający, trwający nieprzerwanie, taki ból, którego nie można uciszyć lekami ani maściami. Nie pomagają nawet silne sterydy. Juleczka bardzo cierpi, piszczy, płacze, nie może złapać tchu" - pisała na Facebooku 43-letnia Monika B. Apelowała o pieniądze na leczenie córki.
Sprawę mieszkanki powiatu łukowskiego w województwie lubelskim przypomina "Gazeta Wyborcza". Kobieta zatrzymana została w lutym tego roku. Policja z Lublina poinformowała, że 43-letnia Monika B. doprowadzała do kontaktu toksycznej substancji z twarzą dziecka, powodując trwałe ślady.
Policja podała, że prowadzone przez lubelską Prokuraturę Okręgową śledztwo dało podstawę do przedstawienia matce zarzutu znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. Te trudne do pojęcia okrutne działania kobieta miała prowadzić od 2017 roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Doszło do trwałego, istotnego zeszpecenia dziecka, zaburzającego normalne społeczne funkcjonowanie człowieka i spełnianie adekwatnych do kolejnych etapów życia ról społecznych - informował nadkomisarz Andrzej Fijołek, rzecznik prasowy KWP Lublin.
Jesienią 2020 roku do internetowej zbiórki w serwisie Siepomaga.pl kobieta załącza zdjęcia poranionej twarzy pięcioletniej córeczki. Jest ona pełna pęcherzy, strupów i blizn wokół oczu, nosa, ust, uszu, a także na policzkach.
Oszpeciła twarz córki dla pieniędzy
Kobieta pisze, że życie jej i córki to "niekończące wizyty w szpitalach, litry maści, kilometry opatrunków i coraz to nowi specjaliści. I mimo, że tyle już przeszłyśmy, to wciąż jesteśmy na początku naszej drogi, na której końcu mamy nadzieję zobaczyć życie bez cierpienia".
Julia urodziła się zdrowa w 2015 roku, dostała 10 punków w skali Apgar. W czwartym miesiącu życia miała pojawić się padaczka lekooporna, potem niedosłuch, problemy ze wzrokiem i układem moczowym. W 2017 roku twarz dziecka zaczynają pokrywać rany i pęcherze.
O nieszczęściu dziewczynki piszą media, pokazują ją telewizyjne stacje, pomocy udziela łukowska parafia oraz Caritas Diecezji Siedleckiej. Caritas refunduje koszty wizyt lekarskich, dojazdów, turnusów rehabilitacyjnych oraz leczenie we Francji. Kobieta dostaje tysiące złotych zaliczek na te cele.
Lekarze badają dziewczynkę, ale wciąż nie ma konkretnej diagnozy. Objawy, które początkowo uznano za znak rzadkiej choroby genetycznej, w rezultacie nie pasują do żadnego schorzenia.
Pod koniec 2021 medycy swoimi wątpliwościami dzielą się z policją. Prokurator zamawia opinie u biegłych, dziecko jest wielokrotnie badane. Efektem skrupulatnego dochodzenia jest postawienie zarzutów matce.
Kobieta czeka na proces. Za kilka dni miną trzy miesiące od jej aresztowania. Grozi jej nawet 20 lat więzienia. Nie przyznaje się do winy.
Gazeta zainteresowała się losem dziewczynki. Dziewięciolatka jest pod opieką rodziny. Jej twarz jest pokryta bliznami, w niektórych miejscach ma martwicę skóry. Wciąż czeka ją długie i bolesne leczenie.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"