Marta Tychmanowicz: Krwawo stłumiona antyrosyjska demonstracja w Warszawie
13 listopada 1904 roku na placu Grzybowskim w Warszawie miała miejsce antyrosyjska demonstracja. Mogło w niej wziąć udział nawet kilkanaście tysięcy osób - policja i wojsko brutalnie rozpędziło zgromadzonych. Po obu stronach byli zabici i ranni. Była to pierwsza niepodległościowa demonstracja od ponad 40 lat - od czasów powstania styczniowego.
13.11.2012 | aktual.: 14.11.2012 13:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przeczytaj wcześniejsze felietony historyczne Marty Tychmanowicz
W niedzielę 13 listopada 1904 roku ludność Warszawy zbierała się na placu Grzybowskim i w jego okolicach już od samego rana. Jak wspominał naoczny świadek Bronisław Żukowski: „O godz. 8.00 cały plac Grzybowski i poboczne ulice jego były przepełnione publicznością robotniczą i młodzieżą tak, że trudno było przejść trotuarem. A od godz. 7.00 wszystkie podwórza domów prywatnych na placu Grzybowskim i ulicach położonych obok niego, były już przepełnione żandarmami konnymi i pieszymi oraz policją. Lecz naród ze wszystkich stron miasta i spoza miasta wciąż napływał na plac Grzybowski tak, że wszelkie usiłowania policji rozpędzania publiczności na placu Grzybowskim i przyległych ulicach spełzły na niczym”.
Za organizację manifestacji odpowiadała specjalna jednostka Polskiej Partii Socjalistycznej - Organizacja Bojowa PPS - utworzona 7 miesięcy wcześniej. Polacy chcieli wykorzystać osłabienie Rosji, która od początku roku 1904 dosyć nieudolnie prowadziła wojnę z Japonią. Kompromitujące klęski wojsk wielkiego imperium rosyjskiego w zderzeniu z małą Japonią wywołały nie tylko głębokie niezadowolenie i kryzys w samej Rosji, ale także obudziły nadzieje niepodległościowe wśród Polaków. Nawet Józef Piłsudski prowadził rozmowy z Japonią w sprawie wspólnego przymierza przeciwko imperium rosyjskiemu. Na miesiąc przed wydarzeniami na placu Grzybowskim Piłsudski przemawiał w Krakowie: „Milczymy i sami dobijamy kwestię polską. Nam milczeć teraz nie wolno! (...) Dopóki społeczeństwo jest bierne, spodziewa się wszystkiego od wypadków, od innych, tylko nie od siebie - nic nie nastąpi. (...) Przejście do nowej taktyki jest koniecznością, nawet gdyby ta doprowadziła do powstania, utopionego we krwi. Taniej nas to będzie
kosztowało niż dzisiejsza martwota”.
Z godziny na godzinę 13 listopada 1904 roku tłum zebrany na placu Grzybowskim gęstniał. Nawet zebrana licznie w tym miejscu carska policja nie była w stanie powstrzymać napływających osób. W powietrzu czuło się wiszące napięcie, czekano na sygnał do rozpoczęcia pochodu („Wszystkie balkony i okna były przepełnione ciekawymi, którzy nie spuszczali lornetek od oczu ani na chwilę, pilnie oglądając falujące masy manifestantów. Kto tylko z manifestantów posiadał zegarek, to go trzymał przed oczami, oczekując pierwszej godziny. Kierownicy manifestacji zauważyli, że cała masa manifestantów ogromnie się niepokoi i szemrze, że długo nie widać czerwonego sztandaru, i że już pora, aby pochód manifestacyjny ruszył w oznaczone miejsce, tj. w ulicę Bagno” - Bronisław Żukowski).
Zbliżała się godzina 13, po zakończonej mszy ludzie zaczęli opuszczać kościół, w tym czasie grupa bojowców z PPS-u stojących na kościelnych schodach wzniosła do góry czerwony sztandar z napisami: „PPS. Precz z wojną i caratem. Niech żyje wolny, polski lud!” i zaczęła śpiewać „Warszawiankę”. Na to tylko czekali skryci po okolicznych bramach policjanci, którzy torując sobie drogę szablami, ruszyli w kierunku bojowców. Aleksandra Piłsudska, przyszła druga żona Marszałka, była akurat tego dnia w kościele Wszystkich Świętych na placu Grzybowskim. W swoich wspomnieniach zapisała atmosferę wielkiego zdenerwowania, które towarzyszyło także osobom uczestniczącym we mszy: „Pamiętam, z jakim zdenerwowaniem spoglądałam w kościele co chwila na zegarek i jak nieznośnie powoli posuwały się wskazówki. (...) Cała uwaga była skierowana na to, co ma się stać. Nareszcie padły słowa: „Ite, missa est” i ludzie poczęli wychodzić z kościoła. (...) Nagle na ulicy zabrzmiały wystrzały, „Czerwony Sztandar” oraz „Warszawianka”. Prawie
jednocześnie doleciał do mych uszu odgłos kopyt końskich. Widocznie kawaleria szarżowała na pochód. Kościół na nowo napełniał się ludźmi. Wtem wielkie drzwi kościoła z łoskotem zamknięto. Spojrzałam przez ramię - przy wejściu stała policja”.
Bojowcy PPS byli uzbrojeni w pistolety, kiedy więc żandarmi rosyjscy byli już bardzo blisko, rozpoczęła się strzelanina. Grupie chroniącej sztandar udało się przedrzeć w kierunku skrzyżowania Marszałkowskiej ze Świętokrzyską i uciec. Zebrany tłum rozpędziły dopiero oddziały konnej policji. Tego dnia aresztowano blisko 600 osób, 6 demonstrantów zginęło od kul rosyjskich, 27 było rannych. Straty rosyjskie nie zostały podane do publicznej wiadomości (choć Bronisław Żukowski zanotował: „Ze strony policji było zabitych 3 i 14 rannych”). Strzały w Warszawie słychać było jeszcze do nocy. Tego samego dnia wieczorem na plac Grzybowski Rosjanie ściągnęli na wszelki wypadek jeszcze dwie armaty polowe.
Znaczenie tej pierwszej od niemal 40 lat antyrosyjskiej demonstracji było ogromne nie tylko dla ówczesnych mieszkańców Warszawy. Według historyka Władysława Pobóg-Malinowskiego „demonstracja Grzybowska - ten pierwszy wyraźny krok w kierunku wskrzeszenia walki zbrojnej z zaborcą - wywołała olbrzymie wrażenie nie tylko w kraju - w pismach zagranicznych jednocześnie z telegramami i szczegółowymi korespondencjami podano fantastyczne przeważnie ilustracje tych krwawych wypadków”. Samych Polaków manifestacja wybudziła z letargu spowodowanego przegranym powstaniem styczniowym, odnowiła niepodległościowe marzenia, których spełnienie miało przyjść dopiero w listopadzie roku 1918.
Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski
Zdjęcie dołączone do artykułu zostało opublikowane w portalu wp.pl w ramach misji Narodowego Archiwum Cyfrowego, obejmującej gromadzenie, digitalizację i udostępnianie online materiałów cyfrowych w postaci zdjęć, nagrań dźwiękowych oraz filmów. Zbiory NAC liczące 15 milionów fotografii, 30 tysięcy nagrań i 10 tysięcy filmów w formie cyfrowej są dostępne w Internecie w serwisie www.audiovis.nac.gov.pl. Dostępne online są także historyczne dokumenty z polskich archiwów i instytucji kultury opracowane w ramach Zintegrowanego Systemu Informacji Archiwalnej ZoSIA poprzez serwis www.szukajwarchiwach.pl. Materiały NAC ani żaden z ich elementów nie mogą być w żadnej postaci publikowane, przechowywane w pamięci komputera, emitowane, przerabiane ani rozpowszechniane w celach innych niż niekomercyjny użytek osobisty.