Marsz bez pani Joanny. Czuje się wykorzystana przez Tuska
Już w niedzielę ulicami Warszawy przejdzie Marsz Miliona Serc, którego organizatorem jest lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk. Kiedy wydarzenie było ogłaszane, Tusk zadedykował go pani Joannie z Krakowa, która na marsz nie została zaproszona. Kobieta twierdzi teraz, że jej historia "została wykorzystana".
- Mam wrażenie, że w momencie, kiedy marsz został ogłoszony, to przestało chodzić o mnie czy o prawa reprodukcyjne kobiet, a najważniejsza stała się przepychanka z PiS-em - powiedziała na antenie radia TOK FM pani Joanna z Krakowa.
Policyjna interwencja
Historią pani Joanny z Krakowa żyła cała Polska. Telewizja TVN opowiedziała historię kobiety, która zdecydowała się na przyjęcie tabletki poronnej, ponieważ ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. Po wszystkim zadzwoniła do swojej lekarki w poszukiwaniu pomocy. Psychiatra natomiast skontaktowała się z numerem alarmowym 112.
Pani Joanna trafiła na SOR, gdzie policjanci przesłuchiwali ją, zabrali jej też laptopa i telefon.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po rozpowszechnieniu przez media tej historii, Donald Tusk ogłosił Marsz Miliona Serc i zadedykował go m.in. pani Joannie.
Marsz Miliona Serc. Bez pani Joanny
Pani Joanna, która była gościem programu "Kampania w TOK-u", przyznała, że na marsz się nie wybiera, ponieważ "nie została zaproszona". Zadeklarowała swoją obecność na manifie "Aborcyjna koalicja, a nie Kościół i policja". Demonstracja ta organizowana jest dwa dni po Światowym Dniu Bezpiecznej Aborcji. - To wydarzenie jest dla mnie znacznie ważniejsze niż jakikolwiek przedwyborczy happening - zapewniła pani Joanna.
Jednocześnie pani Joanna jest zdania, że jej historia stała się jedynie "pretekstem w grze politycznej". - Moja historia została wykorzystana do budowania politycznego kapitału i do przedwyborczej gry. (…) Mam wrażenie, że w momencie, kiedy marsz został ogłoszony, to przestało chodzić o mnie czy o prawa reprodukcyjne kobiet, a najważniejsza stała się przepychanka z PiS-em - podkreśliła w rozmowie w TOK FM.
Przyznała, że gest Tuska podczas pierwszego marszu sprawił, że o jej dramatycznej historii dowiedziało się znacznie więcej osób.
- Zapłaciłam za to wysoką cenę, bo spadło na mnie szambo hejtu ze strony prawicowych mediów. Ale z drugiej strony, wszyscy, łącznie z politykami i polityczkami z PiS-u przyznali, że w Polsce można legalnie przeprowadzić aborcję farmakologiczną. I to jak sądzę, jest największy sukces, ale oczywiście, to nie koniec walki o prawa kobiet - mówiła. - Nie interesują mnie połowiczne rozwiązania, które w praktyce ograniczałyby dostęp do aborcji. Dążymy do sytuacji, w której aborcja będzie możliwie dostępna dla wszystkich kobiet. Nie tylko tych uprzywilejowanych - podsumowała pani Joanna.
źródło: TOK FM