Marsz bez pani Joanny. Czuje się wykorzystana przez Tuska

Już w niedzielę ulicami Warszawy przejdzie Marsz Miliona Serc, którego organizatorem jest lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk. Kiedy wydarzenie było ogłaszane, Tusk zadedykował go pani Joannie z Krakowa, która na marsz nie została zaproszona. Kobieta twierdzi teraz, że jej historia "została wykorzystana".

Marsz Miliona Serc. Tusk nie zaprosił pani Joanny
Marsz Miliona Serc. Tusk nie zaprosił pani Joanny
Źródło zdjęć: © East News | Artur Barbarowski
oprac. MCZ

- Mam wrażenie, że w momencie, kiedy marsz został ogłoszony, to przestało chodzić o mnie czy o prawa reprodukcyjne kobiet, a najważniejsza stała się przepychanka z PiS-em - powiedziała na antenie radia TOK FM pani Joanna z Krakowa.

Policyjna interwencja

Historią pani Joanny z Krakowa żyła cała Polska. Telewizja TVN opowiedziała historię kobiety, która zdecydowała się na przyjęcie tabletki poronnej, ponieważ ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. Po wszystkim zadzwoniła do swojej lekarki w poszukiwaniu pomocy. Psychiatra natomiast skontaktowała się z numerem alarmowym 112.

Pani Joanna trafiła na SOR, gdzie policjanci przesłuchiwali ją, zabrali jej też laptopa i telefon.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Po rozpowszechnieniu przez media tej historii, Donald Tusk ogłosił Marsz Miliona Serc i zadedykował go m.in. pani Joannie.

Marsz Miliona Serc. Bez pani Joanny

Pani Joanna, która była gościem programu "Kampania w TOK-u", przyznała, że na marsz się nie wybiera, ponieważ "nie została zaproszona". Zadeklarowała swoją obecność na manifie "Aborcyjna koalicja, a nie Kościół i policja". Demonstracja ta organizowana jest dwa dni po Światowym Dniu Bezpiecznej Aborcji. - To wydarzenie jest dla mnie znacznie ważniejsze niż jakikolwiek przedwyborczy happening - zapewniła pani Joanna.

Jednocześnie pani Joanna jest zdania, że jej historia stała się jedynie "pretekstem w grze politycznej". - Moja historia została wykorzystana do budowania politycznego kapitału i do przedwyborczej gry. (…) Mam wrażenie, że w momencie, kiedy marsz został ogłoszony, to przestało chodzić o mnie czy o prawa reprodukcyjne kobiet, a najważniejsza stała się przepychanka z PiS-em - podkreśliła w rozmowie w TOK FM.

Przyznała, że gest Tuska podczas pierwszego marszu sprawił, że o jej dramatycznej historii dowiedziało się znacznie więcej osób.

- Zapłaciłam za to wysoką cenę, bo spadło na mnie szambo hejtu ze strony prawicowych mediów. Ale z drugiej strony, wszyscy, łącznie z politykami i polityczkami z PiS-u przyznali, że w Polsce można legalnie przeprowadzić aborcję farmakologiczną. I to jak sądzę, jest największy sukces, ale oczywiście, to nie koniec walki o prawa kobiet - mówiła. - Nie interesują mnie połowiczne rozwiązania, które w praktyce ograniczałyby dostęp do aborcji. Dążymy do sytuacji, w której aborcja będzie możliwie dostępna dla wszystkich kobiet. Nie tylko tych uprzywilejowanych - podsumowała pani Joanna.

źródło: TOK FM

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2875)