Mark Leonard: Zarządzanie Europą wielobiegunową
Dzisiaj UE jest tylko jednym z wielu europejskich projektów. Rosja, teraz równie wroga Unii i NATO, utworzyła Euroazjatycką Unię Gospodarczą w wysiłku alternatywnej unifikacji regionalnej. Rosja czyni też starania w celu pozbawienia mocy decyzyjnej takich unijnych instytucji jak Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie czy Rada Europy. Z kolei Turcja nie uważa już, że jej regionalne ambicje mogłoby zaspokoić członkostwo w NATO czy UE. Nadchodzące tygodnie sprawdzą zdecydowanie Europy zarówno w kwestii sankcji wobec Rosji, jak i umowy z Turcją - pisze Mark Leonard, dyrektor Europejskiej Rady Polityki Zagranicznej. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w Opiniach WP, w ramach współpracy z Project Syndicate.
12.10.2016 | aktual.: 12.10.2016 19:08
Przyzwyczailiśmy się do myślenia, że najważniejsze decyzje dotyczące Europy podejmowane są w Paryżu, Berlinie czy Brukseli. Jednak kiedy w ostatnich miesiącach Unia Europejska stawiała czoła kryzysowi uchodźczemu i napędzającemu go konfliktowi w Syrii, na pierwszy plan wysunęły się Moskwa i Ankara. Rosja i Turcja czują się coraz bardziej lekceważeni przez Zachód, a sama UE nie jest jednomyślna wobec dwóch rozczarowanych sąsiadów.
Relacje Unia-Rosja od dawna ujawniały zróżnicowane interesy historyczne, geograficzne i gospodarcze krajów członkowskich UE. Pomimo ogólnounijnej zgody na sankcje przeciw Rosji po jej aneksji Krymu w marcu 2014 roku, tę tymczasową jedność podważają zupełnie różne poglądy członków na temat możliwych relacji długofalowych.
Nowi zimnowojenni bojownicy Europy, jak Estonia, Polska, Szwecja czy Wielka Brytania, stawili rosyjskiej agresji czoła. Ale Austria, Cypr, Czechy, Grecja, Węgry, Włochy, Słowacja i kilka innych krajów niechętnie podpisało się pod sankcjami i są bardziej otwarte na współpracę z rządami rosyjskiego prezydenta Władymira Putina.
Turcja mieści się w innej kategorii, ponieważ jest członkiem NATO i kandydatem, przynajmniej oficjalnie, do członkostwa w UE. Jednak prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan dzieli Europę nie mniej niż Putin. W przeszłości Turcja postrzegana była jako potencjalne państwo członkowskie UE i wzór dla islamskiej liberalnej demokracji. Dziś jednak brana jest przeważnie za geopolityczną strefę buforową.
Z perspektywy takich krajów jak Niemcy czy Grecja, Turcja absorbuje bliskowschodnich uchodźców, a przy okazji także przemoc, przed którą uciekają. Jednak w innych krajach UE jak Austria czy Francja politycy głównego nurtu raczej krytykują Erdoğana, żeby przyciągnąć wyborców z prawej strony. Ten podział utrudni wprowadzenie umowy wynegocjowanej w tym roku przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel, która w zamian za współpracę przy ograniczeniu przepływu uchodźców, zapewnia Turcji wsparcie finansowe, a jej obywatelom ruch bezwizowy do Unii.
Nadchodzące tygodnie sprawdzą zdecydowanie Europy zarówno w kwestii sankcji wobec Rosji, jak i umowy z Turcją. Szczególnie teraz, kiedy Merkel traci wpływy, rozpad tych ustaleń wywołałby poważny kryzys w Unii, którą chroniczny kryzys euro już dzieli na północ i południe.
Putin i Erdoğan są przywódcami, których ukształtowały niestabilność spraw wewnętrznych i potrzeba pokazywania siły. Jednak Europejczycy z trudem utrzymują relacje, które przeciwstawiają ich interesy geopolityczne pragnieniom obrony praw człowieka i podtrzymywania praw międzynarodowych. W istocie UE zdaje się nie posiadać żadnych ram konceptualnych, które pozwalałyby zadowolić sąsiadujące kraje bez czynnego narzucania im swoich norm i regulacji.
Ale problem Unii z Turcją i Rosją bierze się raczej z trudnych osobowości i nieadekwatnych zasad postępowania. Jest więc zakorzeniony w samym porządku europejskim. Z końcem zimnej wojny UE i NATO znalazły się w centrum poszerzającego się jednobiegunowego ładu, po którym spodziewano się, że ustanowi warunki europejskiego bezpieczeństwa. W rzeczywistości jednak nie było na to żadnych gwarancji.
Sześć lat temu, wspólnie z Ivanem Krastevem napisaliśmy dokument dla Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych, w którym przestrzegaliśmy przed widmem Europy wielobiegunowej, w której nie wszystkie zasady i instytucje wpływające na kraje europejskie byłyby określane przez Unię. To widmo już stało się namacalną rzeczywistością.
Dzisiaj UE jest tylko jednym z wielu europejskich projektów. Rosja, teraz równie wroga Unii i NATO, utworzyła Euroazjatycką Unię Gospodarczą, aby służyła za alternatywną regionalną unifikację. Rosja czyni też starania w celu pozbawienia mocy decyzyjnej takich unijnych instytucji jak Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie czy Rada Europy.
Z kolei Turcja nie uważa już, że jej regionalne ambicje mogłoby zaspokoić członkostwo w NATO czy UE. Jej własna polityka regionalna uległa poważnej zmianie: od "zero problemów z sąsiadami" do "zero sąsiadów z problemami". Turcja jest teraz kluczowym graczem, ponieważ jej zasięg geopolityczny pokrywa regiony, w których Unia i Rosja są aktywnie zaangażowane. Od Bałkanów i Azji Środkowej po Bliski Wschód.
W miarę jak proces tureckiej akcesji spowalnia, a konflikt na Wschodniej Ukrainie trwa w najlepsze, UE trwa w bliskiej relacji z krajami, z którymi ma coraz bardziej skomplikowane relacje polityczne. W Europie wielu poważnie obawia się sytuacji, w której Turcja i Rosja formują antyunijny sojusz.
Ta obawa może być przedwczesna. Relacje Turcja-Rosja niedawno się ociepliły, ale niewiele. Te dwa kraje wciąż pozostają podzielone w wielu kwestiach, począwszy od przyszłości prezydenta Syrii Bashara al-Assada przez bezpieczeństwo na Morzu Czarnym po aneksję Krymu.
Unia potrzebuje jednak rozwijać nowe, świeże myślenie, żeby kraje członkowskie potrafiły uzgodnić, w jaki sposób najlepiej tymi relacjami zarządzać. Jeżeli to się nie uda, UE będzie coraz bardziej odizolowana i osamotniona w sąsiedztwie, do którego wprowadziły się nowe siły. Od Europy Wschodniej i Bałkany po Azję Środkową i Syrię - peryferia Europy mogą wstrząsnąć jej centrum.
Mark Leonard - dyrektor Europejskiej Rady Polityki Zagranicznej.
Copyright: Project Syndicate, 2016