Marine Le Pen znów na czele. Macron straszy powtórką z Hitlera
Skandale, wewnętrzne walki i wyborcze porażki nie zdołały zatopić partii Marine Le Pen. Francuscy nacjonaliści po raz pierwszy wyprzedzili w sondażach partię prezydenta Macrona.
Po ponad roku spędzonym w cieniu Emmanuela Macrona i jego partii, Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen znów jest na topie. Według najnowszego sondażu pracowni Ifop, skrajnie prawicowe ugrupowanie po raz pierwszy od wyborów 2017 roku wyprzedziło La Republique en Marche, partię zbudowaną przez Macrona. I jest faworytem do wygrania majowego głosowania do Parlamentu Europejskiego.
Macron nie tracił czasu, by uderzyć w dzwonek alarmowy. W poniedziałkowym wywiadzie dla północnofrancuskiego dziennika "Le Courrier Picard" porównał wzrost notowań skrajnych ugrupowań - w tym partii Le Pen - do fali, która wyniosła na szczyt Mussoliniego i Hitlera.
- Dobrze wykształceni i poinformowani ludzie mówili wówczas, że z nacjonalistami da się współpracować. Z tego co pamiętam, nikt, nawet najbogatsi i najlepiej wykształceni, nie zablokował drogi do władzy Hitlerowi i Mussoliniemu - mówił Macron. - Chcę zwrócić na to uwagę. Czy nastroje nacjonalistyczne są na fali wznoszącej? Tak. Czy nie są to ludzie, którzy pchają nas w kierunku powrotu do konfliktów? Są - stwierdził prezydent.
Macron topnieje, Le Pen trzyma fason
Co ciekawe, wbrew alarmistycznym słowom Macrona, partia Le Pen nie przeżyła w ostatnich miesiącach znaczącego renesansu poparcia. Notowania nacjonalistów stale oscylują wokół 20 proc. (obecnie jest to 21). Ich prowadzenie w sondażach to przede wszystkim wynik ciągłego słabnięcia partii rządzącej, która w ciągu ostatniego roku spadła z pułapu 35 proc. do poziomu poniżej 20. Sondażowe spadki Macrona odzwierciedlają trudności, z jakimi boryka się jego prezydentura: wielkie reformy gospodarcze nie przyniosły dotąd wielkiego ożywienia, sam przywódca uwikłał się w wizerunkowe wpadki i przynajmniej jeden duży skandal.
- Te spadki to w dużej mierze efekt ogromnych oczekiwań, które mu towarzyszyły. Jego zwycięstwo było przyjęte z wielkim entuzjazmem, ale rzeczywistość okazała się być bardziej szara. Macron okazuje się być w pewnym sensie standardowym francuskim prezydentem - mówi WP Martin Michelot, ekspert think-tanku Europeum w Brukseli. - Mimo to, nadal nie widać siły, która stanowiłaby realną alternatywę dla niego. Ani skrajna prawica, ani skrajna lewica nie są w stanie przejąć władzy - dodaje.
Mimo to, notowania Zjednoczenia Narodowego pokazują, że skrajna prawica stała się stałym elementem francuskiego krajobrazu. Partii nie zniszczyły ani wewnętrzne wojny w obozie skrajnej prawicy, ani postawione Le Pen zarzuty prokuratorskie w związku z malwersacją unijnych pieniędzy. Partia złagodziła przekaz i odrzuciła najbardziej kontrowersyjne postulaty, takie jak te o wyjściu ze strefy euro i podniosła się z wyborczych porażek w ubiegłym roku. Dlatego, zdaniem Macrona, Le Pen nie można lekceważyć i "przyzwyczajać się" do jej obecności w głównym nurcie polityki.
Le Pen zyska sojuszników
Ale wszystko wskazuje na to, że Francuzi już się do tego przyzwyczaili. Zwycięstwo partii Le Pen w wyborach do Parlamentu Europejskiego nie byłoby ewenementem. Narodowcy wygrali już poprzednie wybory w 2010 roku, z wynikiem 25 proc. W porównaniu do poprzednich wyborów, Le Pen będzie mogła liczyć na znacznie większą liczbę sojuszników i wpływy w Europie. Nacjonaliści święcą triumfy we Włoszech i Austrii, a skrajne partie zajmują miejsca w czołówce sondaży m.in. w Szwecji, Holandii, Niemczech. Gdyby po wyborach doszło ponadto do spodziewanego połączenia części tych ruchów z partią Viktora Orbana i - być może - PiS-em, taki "brukselosceptyczny" blok miałby szanse na odegranie poważnej roli w europejskiej polityce. Według niektórych wyliczeń, taki sojusz mógłby złamać monopol dwóch głównych partii - chadeków i socjaldemokratów - i stać się drugą siłą w Europie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl