"Maria Kaczyńska miała swoje poglądy"
- Miała własne zdanie, właśnie niekoniecznie reprezentowała zawsze te identyczne poglądy, które wypowiadał jej mąż i niekiedy było tak, że potrafiła również własne zdanie przedstawić publicznie - tak o Marii Kaczyńskiej mówiła w rozmowie z Radiem Zet przyjaciółka rodziny Kaczyńskich Barbara Pietkiewicz.
14.04.2010 | aktual.: 14.04.2010 11:42
: Była pani, jest pani przyjaciółką rodziny, przyjaciółką pani Marii i Lecha Kaczyńskiego, były panie ze sobą blisko związane. : Tak, nawet trudno mówić teraz w czasie przeszłym, bo tak niewiele czasu upłynęło do tej straty. A faktycznie, ta znajomość początkowo związana z uczęszczaniem na koncerty, na spektakle teatralne potem przerodziła się w przyjaźń i dzwoniłyśmy do siebie często, rozmawiałyśmy o normalnych sprawach życiowych, o rodzinie, odwiedzałyśmy się. Często pani Maryla z mężem bywała u nas w domu. I to była naprawdę znajomość, która była dla nas ważna, bo to byli tacy ludzie, którzy mieli w sobie tyle ciepła, szczególnie Ona była tak ciepłą i tak zawsze pogodną osobą, że to był zawsze taki moment bardzo optymistyczny spotkanie z nią. : A proszę powiedzieć, co pani pomyślała sobie, kiedy pani usłyszała, że państwo Kaczyńscy mają być pochowani na Wawelu, że pani Maria ma tam spocząć. : Ja wolałabym się do tego nie odnosić. To jest decyzja, którą podjęto i myślę, że to jest decyzja, która jest
ważna dzisiaj i godna tego wszystkiego, co przez ostatnich parę lat się działo. I myślę, że ogrom tej tragedii również jest ważnym elementem w tej decyzji. Ale ja nie wiem czyja jest to decyzja, nie wiem kto tę decyzję podjął. Ja ze względu na szacunek dla tych osób cieszę się z tego, ja się cieszę osobiście. I myślę, że wielu Polaków również. : Tak, bo myślę sobie przy tym wszystkim o skromności pani Marii i czy ona byłaby zadowolona z tej decyzji tego nie wiemy. : Tego nie wiemy, to nam trudno powiedzieć, bo rzeczywiście jeśli chodzi o skromność pani Marii to było coś niebywałego zupełnie i pani Maria, gdy jej mąż objął ten urząd, najwyższy urząd w państwie była do tego wspaniale przygotowana, ponieważ ona wiedziała, że należy zachować skromność, normalność i wtedy te wszystkie stresy, te wszystkie problemy, które towarzyszą funkcji publicznej nie będą rzutowały na ich życie prywatne, na ich życie rodzinne. : A trudno było jej się przeprowadzić ze zwykłego mieszkania do pałacu. : Trudno było, tak ona
ociągała się z tą decyzją. Ja pamiętam, że ona chciała, szukała różnych pretekstów żeby pozostać na Czerwonego Krzyża, żeby opóźnić przeprowadzkę, tam się dobrze czuła. No, ale myślę, że potem przyzwyczaiła się już do pałacu, przyzwyczaiła się, no przecież to był element jej pracy przy mężu i myślę, że ważny element u boku pana prezydenta. : Pani Maria, pamiętam zawsze dbała o pana prezydenta, dbała o jego krawaty, to było takie charakterystyczne, że mu poprawiała. : No tak, to szczególnie prawda, pan prezydent niekoniecznie zwracał uwagę na wygląd i pani Maryla zawsze dbała o to żeby był uczesany, żeby miał zawiązany krawat, żeby nie pomylił koloru marynarki i to pozostało do dzisiaj. Ja mówię do dzisiaj, do ostatniej chwili kiedy byli wśród nas. Zawsze ta dbałość o jego wygląd, ale to była taka urocza dbałość. : Z wdziękiem. : To było takie urocze i wzbudzające sympatię u osób, które to widziały, i które się z tym stykały. No ja mam w pamięci panią Marię jako osobę szalenie ciepłą, szalenie pogodną,
szalenie otwartą na ludzi. Osobę, która właściwie chyba nie miała wrogów, była lubiana przez wszystkich, a przy tym... : I miała własne zdanie, potrafiła je zaprezentować. : Miała własne zdanie, właśnie niekoniecznie reprezentowała zawsze te identyczne poglądy, które wypowiadał jej mąż i niekiedy było tak, że – i o tym wiemy – no potrafiła również własne zdanie przedstawić publicznie. : Tak, ja pamiętam takie spotkanie kobiet, które się odbyło 8 marca, pani Maria zaprosiła dziennikarki i panie zajmujące się nauką do pałacu prezydenckiego i wtedy pani Maria podpisała się pod listem, ja nawet nie wiedziałam, ja wymyśliłam ten list, to był list żeby nic nie zmieniać w ustawie antyaborcyjnej, bo wtedy była taka silna presja w parlamencie, podeszłam do pani Marii, najpierw zapytałam się asystentek czy pani Maria się podpisze, poszły, powiedziały, że oczywiście no i pani Maria się podpisała. No i potem zaczęła się burza, jak pani pamiętam. : No pamiętam, oczywiście, ale to pokazywało, że to jest silna kobieta, że
ma własne zdanie i myślę, że dla wielu kobiet w Polsce było to bardzo budujące. : Tak i nie żałowała tego, że to zrobiła. : Nie żałowała, nie, zrobiła to z przekonania. : Pomimo tego, że ja pamiętam, że nawet brat pana prezydenta był mocno niezadowolony z tej postawy. : No chyba nie był zadowolony. : Pamiętam też postawę pani Marii Kaczyńskiej, jak były protesty w Dolinie Rospudy też. : Tak, oczywiście, wtedy też miała odrębne zdanie i to też myślę, że tutaj zdobyła sobie wielu zwolenników, bo – no była kobietą silną. Była kobietą silną i stanowiła, mówię, ważny element w tej prezydenturze, ważny element. Nie była tylko osobą towarzyszącą, była osobą, która naprawdę odegrała ważną rolę, może sobie z tego nie zdawaliśmy sprawy, ale w tych rozmowach prywatnych wypowiadane przez nią opinie potwierdzały to, że ona naprawdę ważną rolę odgrywała u boku męża. : Ostatni wywiad z panią Marią Kaczyńską w tygodniku „Wprost” na dwa dni przed tą katastrofą dziennikarz rozmawiał, pytanie „– Niektórzy nazywają pałac
prezydencki złotą klatką. - Ja nie lubię tego określenia, ale chyba coś w tym jest, przede wszystkim przestałam być osobą anonimową, jako prezydentowa nie dysponowałam już swoim czasem. Największą ceną, jaką płaciłam, była cena zmęczenia. Najbardziej bolało mnie, że mąż był w polityce często traktowany niesprawiedliwie, ale trudno, taka jest polityka”. : Tak, taka jest polityka, ona przejmowała się tym. No miała świadomość, że taka jest polityka wiedziała, że niektóre sądy są niesprawiedliwe dla męża, ale właśnie rozumiała, że taka jest polityka, że w momencie kiedy już się staje ktoś członkiem tej grupy polityków to już musi mieć po prostu świadomość, że również stresy towarzyszą tej funkcji. : Pani Maria bardzo kochała, tak samo jak pan prezydent, córkę Martę, wnuczki, czy często miała okazję się z nimi spotykać, dzieliła ich odległość, bo Marta mieszka na Wybrzeżu. : Tak, dzieliła odległość. Myślę, że gdy wyjeżdżali do Juraty to wtedy była okazja, aby się z rodziną spotkać, bo rodzina mieszkała w Gdańsku,
w Sopocie więc wtedy była okazja żeby być bliżej nich. I tam się częściej spotykali. Natomiast tutaj do Warszawy Marta rzadko przyjeżdżała, bo też ma swoją rodzinę, swój dom, dzieci, pracę, no poza tym nie bardzo był czas na te rodzinne spotkania. Ostatnio byli tutaj na święta wielkanocne i to były takie smutne spotkania ze względu na chorobę ojca pana prezydenta, no i myślę, że to były takie... : Ojca nie, mamy. : Mamy, przepraszam bardzo ze względu na chorobę mamy pana prezydenta. I to były smutne święta. : Jak pani mówi o ojcu, to przypomniało mi się, jak kilka lat temu zaprosiłam pana prezydenta, który był wtedy ministrem, nie, był wtedy prezydentem Warszawy do radia i przyszedł rano taki bardzo smutny, ja się zapytałam co się stało, a on mówi: zmarł mi w nocy ojciec, ale nie chciałem do pani redaktor dzwonić żeby panią nie kłopotać, żeby pani kogoś innego szukała, dlatego przyszedłem. : Tak. : Rozmawiała pani z Martą ostatnio. : Ja rozmawiałam z Martą ostatnio, nawet wczoraj wieczorem rozmawialiśmy z
Martą, no ona jest bardzo przygnębiona, no to jest ogromna strata, ale to jest dzielna dziewczyna. Ona jest bardzo dzielna i ja myślę, że ona poradzi sobie z tym. Będziemy starali się pomóc, zresztą nie tylko Marcie, ale tym wielu innym znajomym, którzy osierocili, te rodziny, które zostały osierocone, te żony, młode żony, które zostały z małymi dziećmi, to będzie taki kolejny etap, prawda. I wszyscy musimy się poczuwać do tego żeby się zająć rodzinami tych ofiar, bo to jest – rozmiar tej tragedii jest ogromny. : No tak, żebyśmy nie pamiętali tylko w tej chwili, a za miesiąc już... : Nie, żebyśmy po prostu potrafili zadzwonić, zapytać się, zatroszczyć się. Myślę, że to jest bardzo ważne zadanie żeby to nie było tylko na teraz, w tym momencie uniesienia, tylko żeby to pozostało na dłużej. : A czy tak naprawdę pani Maria miała czas, czy prezydent miał czas dla swojej żony, przez te ostatnie kilka lat, kiedy piastował urząd prezydenta. : Pani Moniko, my spotykaliśmy się u nas w domu, to było niesłychane, bo on
znajdował czas na to żeby do nas wpaść z żoną. : I podjeżdżały te limuzyny, tak i Biuro Ochrony Rządu, tak. : No tak było, tak było, tak i borowcy, ale to w ogóle nie miało żadnego znaczenia. I to były właśnie takie momenty, myślę że z nami, kiedy oni czuli się swobodnie, kiedy oni byli razem, oni się przytulali do siebie. To było tak wspaniałe, że my nawet czuliśmy się zażenowani, że po 32 latach małżeństwa można jeszcze tak młodzieńczo wyrażać miłość do siebie, takimi prostymi młodzieńczymi gestami. I to było takie piękne i właśnie to mam przed oczami, że oni byli naprawdę kochającą się parą i mamy naprawdę takie wspomnienie kochającej się, ciepłej pary i mówię, to dla nas był taki punkt odniesienia, że są tacy wspaniali ludzie, którzy są tacy kochający się i tego nie było widać na zewnątrz, no bo to wiadomo, na to nie było czasu w urzędzie, na to nie było czasu w czasie pełnienia tej funkcji. Ale niemniej myślę, że każdy moment, gdzie byli sami wykorzystywali właśnie żeby być blisko siebie. : A które
miejsce pani Maria najbardziej lubiła, chyba Hel, prawda. : Oni tam obydwoje bardzo lubili jeździć, bo tam się czuli swobodnie, tam byli z dala od tych problemu i tam się czuli bardzo dobrze, lubili tam jeździć, bardzo lubili, niemniej lubili również Sopot, bo tam zostawili wielu przyjaciół. W Warszawie tych przyjaciół mieli niewielu, natomiast grono, to większe grono przyjaciół od wielu, wielu lat pozostało w Sopocie i tam też lubili jeździć i spotykać się z nimi. : Jak pani usłyszała o tej tragedii, co pani pomyślała. : Ja dowiedziałam się z telefonu od przyjaciół z zagranicy, bo akurat tego dnia nie włączałam telewizora, nie słuchałam radia, no to był szok nieprawdopodobny, to pierwsze dwie noce no siedzieliśmy, płakaliśmy z mężem i to jest, dzisiaj już jestem spokojna, bo wiem, że po prostu trzeba te emocje opanować, ale to będzie bardzo trudno ze względu na to, że oni byli takim punktem odniesienia, reprezentowali sobą takie wartości, takie może de mode, takie przestarzałe, ale właśnie taką
szlachetność, uczciwość takie ciepło, dobroć i zawsze wiedzieliśmy, że tacy ludzie są, że można do nich zadzwonić, że można szczerze porozmawiać o swoich problemach. I to, tego nam będzie brakować. Natomiast no to był szok, jest szok nadal. To jest niewyobrażalna tragedia, ja myślę, że rozmiary jej są, przypominają rozmiary tragedii w Nowym Jorku, bo to jest niewyobrażalne, to nikt nie potrafił sobie wyobrazić, że do czegoś takiego może dojść we współczesnym świecie. : Wczoraj Warszawa witał i żegnała panią Marię na ulicach, tłumy, kwiaty. : Tak, tłumy, kwiaty, to wspaniałe, prawda, piękne. : Barbara Pietkiewicz była gościem Radia ZET, wieloletnia przyjaciółka, cały czas pani Marii i Lecha Kaczyńskich, dziękuję bardzo. : Dziękuję.