Marek Migalski uzyskał habilitację po 10 latach. Jego praca to między innymi analiza rządów PiS
Politolog Marek Migalski cieszy się, że w końcu uzyskał habilitację. Świętować szczególnie jednak nie zamierza. - Nie celebruje się oddania skradzionego samochodu po 10 latach - podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską.
Chętnie zapraszany do mediów jako ekspert Marek Migalski, politolog, publicysta, a kiedyś polityk - konkretnie europoseł - uzyskał habilitację, o którą starał się od 2008 roku. - Wiedziałem, że to podejście jest rozstrzygające. Albo się dokona, albo nie - przyznaje w rozmowie z WP. Z obwieszczeniem tej nowiny wyprzedził go jednak prof. Antoni Dudek.
"W dniu dzisiejszym Rada Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych UKSW po długiej dyskusji zatwierdziła w tajnym głosowaniu habilitacje dra Marka Migalskiego. Za głosowało 36 członków Rady, przeciw 1, zaś 3 wstrzymało się od głosu. W ten sposób po 10 latach habilitacyjna odyseja dra Migalskiego, która niestety wystawia fatalne świadectwo polskiemu środowisku akademickiemu, znalazła swój finał" - napisał profesor na Facebooku.
Co na to Migalski? Był oszczędny w słowach. "Wszystkim, którzy mi kibicowali przez te 10 lat, bardzo dziękuję" - skomentował. W rozmowie z WP dodaje jednak, że prywatnie wyraził prof. Dudkowi wdzięczność za ten wpis.
Politolog chętnie odpowiada na gratulacje, które spływają w mediach społecznościowych. W komentarzach nie brakuje nawiązań do polityki. "Dzięki. Czuję jakąś pustkę. Co ja teraz będę robił?" - napisał Migalski. - To oczywiście żart, tak jak mój wpis na Twitterze: "Jakby powiedziała P. Beata: 'Mnie się ta habilitacja po prostu należała'" - tłumaczy w rozmowie z WP.
"Muszę się spieszyć, bo chcę ją odebrać z rąk prezydenta Andrzeja Dudy. Czyli mam na to rok" - to kolejny wpis Migalskiego, który też był żartem. - To było moje przekomarzanie się z Adamem Hofmanem. Nie sądzę, żebym w ciągu roku był w stanie zrobić profesurę. To pewna złośliwość wobec pana prezydenta, krotochwila z Adama Hofmana - podkreśla politolog.
Jak po 10 latach udało się zrobić habilitację?
Praca habilitacyjna Migalskiego nosi tytuł "Budowanie narodu. Przypadek Polski w latach 2015-2017". Ostatnia jej część stanowi analizę tego, "co rząd Beaty Szydło robił w tej materii". - Szerzej, książka odpowiada na pytania: skąd się wzięły narody, kto je wymyślił, jak to się dzieje, że coś, co nie istniało 500 lat temu, dzisiaj zaprząta nasze umysły. Skupiałem się też na tym, jakimi środkami państwo osiąga ten efekt - mówi Migalski.
W rozmowie z WP w lutym 2018 roku zdradził, że w ramach badań, m.in. przez 2 miesiące śledził media publiczne, a konkretnie wieczorne wydanie "Wiadomości" TVP.
- Nie mam pojęcia - tak politolog odpowiada na pytanie, dlaczego dopiero po 10 latach udało mu się uzyskać habilitację. Do tej pory przegrywał tajne głosowania Rady Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
- Trzeba by było wejść w umysły ludzi, którzy byli na nie, mimo pozytywnych recenzji, dorobku, który składa się prawie z 40 artykułów, z czego połowa jest publikowana za granicą. Jestem autorem, współautorem bądź redaktorem 20 książek. Domyślanie się, dlaczego oni głosowali przeciwko, jest ciężkie. Nawet w uchwale Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów napisano, że musiały to być powody pozamerytoryczne. Nie sądzę, żeby to była polityka. Ja w ostatnich kilku latach bardzo mocno zmieniłem poglądy polityczne - mówi nam Migalski.
Przyznaje, że poradziłby sobie bez habilitacji. - Tak żyłem przez 10 lat. Reforma Gowina w jakimś sensie unieważniła istotność habilitacji. Teraz liczy się to, czy się publikuje, czy wydaje się swoje książki w prestiżowych wydawnictwach. Stopnie naukowe i tytuły nie mają takiego znaczenia jak wcześniej - ocenia Migalski.
I dodaje, że gdyby nie uzyskał teraz habilitacji, nie podejmowałby już żadnych działań. - W ostatnim momencie zostało mi to przyznane. Cieszę się, ale nie jest to powód do długiego świętowania. Nie świętuje się oddania skradzionego samochodu po 10 latach. Ja tak to traktuję, tak czuję - zaznacza politolog. Przypomnijmy, że w czerwcu 2018 roku w tajnym głosowaniu po raz trzeci nie uzyskał habilitacji. Wtedy podkreślał w rozmowie z "Rzeczpospolitą": "do trzech razy sztuka, mam dość".
Mówi nam, że nie odbiera uzyskania habilitacji w kategoriach cudu. - Stopień przyznał mi wydział na UKSW. Można w tym widzieć rękę opatrzności, ale jestem osobą niewierzącą. To bardzo miłe, że akurat ateiście przyznała tytuł uczelnia, która ma patrona kardynała, a rada wydziału złożona jest po części z księży. To bardzo miły gest - podkreśla.
Zobacz także: Konferencja w Warszawie od kuchni. Dziennikarze są oburzeni
Co teraz?
Twierdzi, że ma zamiar robić dokładnie to samo, co zajmowało go do tej pory, czyli kontynuować swoją działalność naukową oraz pisarską. - Jeszcze w tym roku wyjdzie moja druga powieść. W ubiegłym wydałem "Wielki Finał". Ona się cieszyła nawet dużym powodzeniem i została przyjęta dosyć miło jak na 50-letniego debiutanta. W sensie naukowym - pracuje nad książką z pewnym neurobiologiem, o tym, co nauki biologiczne w ciągu ostatnich 30 lat wniosły do naszej wiedzy o polityce. I rozpoczyna się właśnie nowy semestr akademicki, więc trzeba wracać do pracy - mówi Migalski.
Politolog sporo podróżuje. Przyznaje, że w dużej mierze za pieniądze, które uzyskał będąc europosłem. - Przecież nie dałbym rady finansować tych podróży ze skromnej pensji adiunkta - zaznacza.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl