Marek Borowski: z weryfikacją Długosza należało być "wstrzemięźliwym"
Marek Borowski (Archiwum)
27.10.2003 | aktual.: 27.10.2003 11:12
Gościem Radia Zet jest marszałek Sejmu Marek Borowski. Dzień dobry. Panie marszałku, jak pan zapewne słyszał, Jan Rokita domaga się, żeby prezydent Kwaśniewski stanął przed komisją śledczą. Do tego wniosku przychyla się wicemarszałek Sejmu Janusz Wojciechowski, który twierdzi, że prezydent Kwaśniewski jest takim samym obywatelem jak każdy inny. Czy według pana tak powinno się stać? Ta sprawa już staje po raz kolejny. Myślę, że wypraktykowano tutaj dobrą metodę dowiedzenia się tego, co Aleksander Kwaśniewski ma w konkretnej sprawie do powiedzenia. Mianowicie przesłuchanie przez prokuratora. No właśnie, ale tutaj są rozbieżności. Co innego mówi pan prezydent przed prokuraturą, a co innego mówi Adam Michnik przed komisją śledczą. A rzecz dotyczy tego samego, czyli rozmów obu panów? Rozumiem, ale w dalszym ciągu można zlecić wykonanie tego zadania, czyli ewentualne przesłuchanie prezydenta, jeśli to jest konieczne, prokuratorowi. Czyli uważa pan, że źle by się stało, gdyby głowa państwa stanęła przed komisją
śledczą? Uważam, że jest tu pewien problem prawny, dlatego że zgodnie z konstytucją prezydent przed Sejmem, a komisja jest organem jednak Sejmu, staje tylko wtedy, kiedy chce wygłosić orędzie albo wtedy, kiedy chce zabrać głos. Nie ma innej możliwości, żeby Sejm domagał się wystąpienia prezydenta czy złożenia jakichś wyjaśnień. Przy okazji komisja śledcza może zadawać wszelkie pytania i nie jest tu niczym ograniczona, co zresztą widzimy, że pytania dotyczą czasami spraw dość odległych od samej sprawy Rywina i trudno wówczas zatrzymać tego rodzaju pytania. Ponieważ więc w tej sprawie chodzi o wyjaśnienie konkretnej sprzeczności między zeznaniami, a więc Adama Michnika, który twierdzi, że nie pamięta tej rozmowy i prezydenta, który stwierdził, że rozmawiał tego dnia, więc chodzi o to, żeby wyjaśnienia dotyczyły wyłącznie tej sprawy i najlepiej, gdyby powtórzyć tę operację, która już miała miejsce, czyli zeznania prezydenta przed prokuratorem. Ale nic by się chyba nie stało, gdyby komisja śledcza udała się do
Pałacu Prezydenckiego, coś by się stało? Nic by się nie stało. Pytanie, czy to byłoby przesłuchanie jawne czy niejawne. Mamy w komisji śledczej osoby, które niekoniecznie kierują się akurat chęcią wyjaśnienia konkretnej sprawy, ale także pokazaniem siebie, zabłyśnięciem w świetle jupiterów, itd... O kim pan myśli? I nie wydaje mi się, że tego rodzaju próby powinny mieć miejsce wobec prezydenta. A kogo ma pan na myśli, mówiąc że są osoby, które chcą zabłysnąć? Anitę Błochowiak? To już pozostawiam ocenie słuchaczy. Wystarczy porozmawiać z kimkolwiek, poczytać różnego rodzaju sondaże na ten temat i wiadomo, że jest taka ocena również. A czy zgadza się pan z wydrukowanym w dzisiejszej Rzeczpospolitej sondażem, według którego najlepszym śledczym jest Jan Rokita, potem jest Zbigniew Ziobro, Tomasz Nałęcz, a potem Renata Beger, Anita Błochowiak i pan Lewandowski? Gdzieś na końcu... Zdaje się, że pani niezbyt dokładnie przeczytała ten sondaż, bo to co pani powiedziała: potem, Renata Beger, pani Błochowiak i poseł
Lewandowski... To może podam: ... Ta trójka została uznana za tych najgorszych po prostu, a ta pierwsza za tych najlepszych. Proszę pani, vox populi, vox dei, taka jest ocena. Tak, ale pytam się, czy pan marszałek zgadza się z ta oceną? Ja nie będę się szczegółowo wypowiadał, czy się zgadzam z każdą oceną i każdym procentem, który tam jest, ale niewątpliwie jeśli chodzi o liczbę zadawanych pytań, pewną dociekliwość, to poseł Rokita i poseł Ziobro, nie analizując w tej chwili szczegółowo jakości ich pytań, byli najbardziej aktywni. A i wicemarszałek Nałęcz, przewodniczący komisji miał okazję wielokrotnie nie tylko do zadawania pytań, ale przede wszystkim do wyjaśniania trudnych sytuacji, jakie miały miejsce w komisji i wydaje mi się, że sprawiał się dobrze. Panie marszałku, a co pan myśli o takiej sytuacji, kiedy pani minister Jakubowska dzwoni do pani Wandy Rapaczyńskiej i mówi jej, że jedynie Adam Michnik może zdjąć autopoprawkę z rządu? Wie pani, trudno mi powiedzieć, co ja sądzę na ten temat, dlatego że
pani Jakubowska nie przypomina sobie tej rozmowy i twierdzi, że nie miała miejsca, więc jakikolwiek komentarz z mojej strony byłby tutaj nadużyciem. Czyli nie daje pan wiary temu, co mówią Adam Michnik i Wanda Rapaczyńska? To jest pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi. Niby dlaczego miałbym dać wiarę temu, a nie dać wiary tamtemu. Gdybym był członkiem komisji śledczej, gdybym mógł bardziej dokładnie przestudiować dokumenty i wypowiedzi, miałbym to w głowie przede wszystkim, układało by mi się to w jakąś całość, miałbym więcej podstaw do tego, żeby stwierdzić, że bardziej wierzę temu, a mniej temu. Natomiast w sytuacji, kiedy jest się tylko obserwatorem i to fragmentarycznym, przyzna pani, że po tylu godzinach przesłuchań widać już, że chyba prawie nikt nie był w stanie wysłuchać wszystkiego, jestem dość ostrożny w sądach. No tak, ale akurat w tej sprawie wiemy dość dużo. Wiemy o billingach, o rozmowach, jakie tego dnia odbywały się między Aleksandrą Jakubowską, Włodzimierzem Czarzastym i Robertem
Kwiatkowskim, o tych częstych rozmowach. I nie można wyciągnąć z tego żadnych wniosków? Pewne wnioski można wyciągnąć, takie, które już zostały potwierdzone z każdej strony. To znaczy, że zarówno pan Czarzasty jak i pan Kwiatkowski wspomagali panią Jakubowską w pracach nad ustawą... Czyli dobrym świadkiem w tej sprawie jest premier Leszek Miller, bo to on mógłby odpowiedzieć na pytanie, czy dzwonił do niego Adam Michnik. Adam Michnik twierdzi, że dzwonił do premiera? Pani Moniko, przepraszam, pani redaktor – no, kwalifikowałaby się pani do komisji śledczej. Ale ja pytam pana marszałka... Nie, bo pani mnie pyta o sugestie dla komisji śledczej, co też komisja śledcza powinna teraz robić, kogo zaprosić na świadka... Ja pytam pana jako marszałka Sejmu, co pan sądzi o tej sytuacji, Aleksandry Jakubowskiej, która jest szefową gabinetu politycznego premiera, która jest wiceprzewodniczącą SLD, ugrupowania, w którym jest pan marszałek? Prace komisji śledczej trwają. Wystąpienia i wyjaśnienia jednych świadków są
bardziej wiarygodne, innych świadków są mniej wiarygodne. Ale ostateczne zdanie, jeśli można sobie w ogóle zdanie wyrobić, będzie można wtedy, kiedy komisja wszystkie przesłuchania dokończy. W tej chwili pojawiają się nowe wątki i one muszą być wyjaśnione. I tu się zgadzam. I wszystkim tym, którzy mówią, jak długo ta komisja śledcza będzie pracować, odpowiadam: tyle, ile będzie trzeba. Są nowe wątki i komisja powinna je wyjaśnić. Dopiero wtedy będzie się można bardziej definitywnie wypowiadać. Naprawdę proszę mnie zrozumieć, nie chcę wypowiadać żadnych pochopnych opinii publicznie, oczywiście jak każdy obserwuję i jak każdy mam swoje zdanie na temat wiarygodności czy powikłań w zeznaniach tych czy innych osób. Ale chciałbym jednak, żeby komisja bez nacisków, takich sugestii z zewnątrz dokończyła swoją pracę. Czy według pana Krzysztof Martens, baron rzeszowski powinien strącić pracę czy nie? Bo niektórzy posłowie uważają, że za to, co publicznie powiedział, że premier Leszek Miller powinien przestać być
premierem, powinien ponieść karę? Przede wszystkim, proszę w mojej obecności nie używać słowa baron, ponieważ uważam to określenie za bezsensowne. To jest przewodniczący wojewódzkiej organizacji SLD i przechodząc do sprawy, czy powinien stracić posadę za to, że przedstawił pewne scenariusze, bo to tak wyglądało. Tak, trzy scenariusze. Przedstawił te scenariusze przecież nie w ukryciu, tylko na szerokim spotkaniu, w którym uczestniczyli wszyscy przewodniczący wojewódzkich struktur, inne osoby, kierownictwo SLD, sam Leszek Miller i zaproponował on zastanowienie się nad przyszłością, nad tym, jakie mogą być scenariusze rozwoju sytuacji. W tych scenariuszach był zarówno taki, w którym Leszek Miller pozostaje, scenariusz taki, w którym Leszek Miller odchodzi. Można się z tymi scenariuszami zgadzać, można się nie zgadzać, natomiast postulowanie, żeby wyciągać wobec kolegi Martensa jakieś sankcje, wydaje mi się zbyt daleko idące. A zaskakuje pana marszałka to, że Henryk Długosz został pozytywnie zweryfikowany przez
swoja macierzystą organizację? Przypomnę, że to jest jeden z bohaterów afery starachowickiej... Ja powiem tak, że koło, które go tak zweryfikowało, chciało dać tym samym dowód zaufania do swojego kolegi, byłego przewodniczącego Henryka Długosza. Psychologicznie to rozumiem. Natomiast wydaje mi się, że biorąc pod uwagę, iż toczy się sprawa w prokuraturze, że Henryk Długosz pozostaje pod pewnym zarzutem, należałoby być w tej sprawie wstrzemięźliwym w tym sensie, że ta weryfikacja i to potwierdzenie przynależności powinno się odbyć nieco później. Nie przesądzając w żadną stronę. Tak byłoby chyba uczciwiej. A też uczciwiej byłoby, gdyby komendant główny dalej był komendantem i gdyby sprawa się zakończyła, wtedy dopiero by się okazało, czy może być komendantem czy nie? Czy tutaj sprawa jest zakończona według pana marszałka? W przypadku komendanta mamy sytuację inną niż w przypadku Henryka Długosza, przypomnę że Henryk Długosz w swoim czasie był przewodniczącym struktury wojewódzkiej w właśnie w wyniku tego, że
powstały pewne niejasności wokół jego postępowania, przestał nim być. Natomiast komendant właśnie sprawuje funkcję. Są niejasności związane z jego postępowaniem, minister Janik zapowiedział podjęcie decyzji w tej sprawie w najbliższych dniach i myślę, że ta sprawa zostanie wyjaśniona. A nie zaskakuje pana to, że minister zapowiedział, że będzie rozmawiał na ten temat z szefami klubów? Minister spraw wewnętrznych, który rozmawia na temat tego, czy zdjąć Komendanta Głównego czy nie, z szefami klubów? To jest pytanie do ministra Janika. Być może nie tylko będzie z nimi rozmawiał o tym, czy zdjąć czy nie zdjąć. Może tu również w grę wchodzi funkcjonowanie policji, bezpieczeństwo obywateli i państwa, więc są to tematy, które nadają się do rozmów także z opozycją, bo ja rozumiem, że sensem tej informacji podanej przez ministra Janika jest to, że będzie rozmawiał także z przedstawicielami opozycji. Dziękuję bardzo.