Marek Borowski: kto, kogo chciał przekupić

O co może chodzić i kto, kogo chciał przekupić. Jakie siły działają na zapleczu tej ustawy – to domysły, które towarzyszą nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, stwierdził Marek Borowski w czwartkowym Salonie politycznym Trójki.

02.01.2003 10:52

Przemysław Barbrich: Panie marszałku zaleca pan szefowi sejmowej komisji kultury i środków przekazu nie uleganie naciskom, nie spotykanie się w miejscach niewłaściwych z niewłaściwymi ludźmi. Proszę to wyjaśnić.

Marek Borowski: Ostatnio mówi się o paru rzeczach, a referendum europejskim, o skoku Małysza oraz o ustawie o radiofonii i telewizji. W tym ostatnim przypadku wszyscy gubią się w domysłach. O co może chodzić i kto, kogo chciał przekupić. Jakie siły działają na zapleczu tej ustawy. I między innymi przewodniczący komisji pan Jerzy Wenderlich poinformował prasę i opinie publiczną, że w całej tej atmosferze także on stał się jakimś przedmiotem gry. Mianowicie dochodzą do niego sygnały, że są jakieś środowiska, oczywiście zainteresowane określonym kształtem tej ustawy, którym być może nie podoba się przebieg prac nad nią i jak jemu się wydaje będą dążyły do jakiegoś skompromitowania go, postawienia go w niezręcznej sytuacji.

Przemysław Barbrich: Pan rozmawiał z panem przewodniczącym Wenderlichem, pan zapytał na pewno jakie to środowiska.

Marek Borowski: Tak, oczywiście zapytałem. Ale odpowiedź była dość enigmatyczna. To znaczy, to nie są żadne dowody, żadne dokumenty, które można by wyłożyć na stół. Była to raczej próba poradzenia się.

Przemysław Barbrich: Ale z której strony padały. Ja rozumiem, że pan nie chce wymieniać nazwisk, ale...

Marek Borowski: Proszę mnie nie pytać. Proszę zaprosić pana posła Wenderlicha i jego pytać. Ale ja powiem tak. Że jeśli już mamy taką, jak w artykule Gazety Wyborczej, próbę przekupstwa w tej sprawie, to naprawdę to, o czym mówi pan poseł Wenderlich chyba nie powinno dziwić. Takie naciski różnego rodzaju są. Więc moja porada na ten moment była taka, żeby postępował w sposób bardzo otwarty, żeby niczego nie próbował gdzieś utajniać, spotykać się gdzieś, prowadzić jakichś rozmów po gabinetach itd. Bo to zawsze może zostać publicznie wykorzystane. Żeby prowadził prace w sposób jawny, żeby spotykał się z tymi, z którymi musi się spotykać w sposób otwarty.

Przemysław Barbrich: Ja pytam o to, zanim zaczniemy o tej bombie mówić, bo tu cytat z Jerzego Wenderlicha - on mówi, że o siebie się nie boi, ale ma syna. Przyzna pan, że to dosyć groźnie już brzmi, jak z ust prominentnego polityka padają takie słowa. I co marszałek sejmu myśli o takich wypowiedziach, bo może rzeczywiście należy się bać?

Marek Borowski: Ja nie będę tego komentował w żaden sposób. Bo ani nie zamierzam tego zlekceważyć, ani też nie zamierzam tworzyć atmosfery grozy w tej sprawie. Sam zainteresowany, jeśli uzna, że jego sytuacja jest na tyle zła, czy grozi mu jakieś niebezpieczeństwo powinien zwrócić się o pomoc w tej sprawie, o ochronę być może. To to zrobi. I odpowiednie organy państwa będą to rozważać.

Przemysław Barbrich: Taka ostatnia sprawa lobbingowa, która się odbyła w polskim parlamencie to było przy okazji ustawy o biopaliwach. Nie był pan wtedy zdziwiony, że po parlamencie chodził Andrzej Śmietanko, prezes prywatnej firmy, w niektórych miejscach witany jako prezydencki minister i lobbował za ustawą w określonym kształcie?

Marek Borowski: U nas się wytworzyła - nie wiem, jak to określić, ale w każdym bądź razie podejrzliwa, podejrzliwe nastawienie wobec lobbowania. Słowo lobbing, czy też lobbowanie zaczyna nabierać cech negatywnych. Tymczasem to słowo ma prawo obywatelstwa. W praktyce parlamentarnej wielu krajów i również w Polsce.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)