Marek Belka: złoty nie chce słuchać
Monika Olejnik rozmawia z Markiem Belką, byłym ministrem finansów
(PAP)
Co pan sądzi o tym, co się wydarzyło w Łodzi, czyli o przegranej właściwie Leszka Millera? No cóż, mogę tylko powtórzyć: wpływy w dużych miastach nie są dane raz na zawsze. I co jeszcze, przecież pan mieszka w Łodzi, dlaczego wygrał Jerzy Kropiwnicki? Wszystko robiłem, żeby wygrał Krzysztof Jagiełło. Proszę? Wszystko robiłem, żeby wygrał Krzysztof Jagiełło. Ale co pan robił, żeby wygrał Krzysztof Jagiełło? Nawet wystąpiłem w klipach przedwyborczych oraz głosowałem. Właśnie, bo złośliwi twierdzą, że głosował pan na Jerzego Kropiwnickiego. Tylko złośliwi, a poza tym nie mają żadnych podstaw. Ale jak pan sądzi, dlaczego w dużych miastach, w twierdzach lewicowych lewica przegrała? W twierdzach prawicowych przegrała prawica. W Krakowie. W Gliwicach, w Krakowie, w Rzeszowie. Natomiast rzeczywiście w twierdzach lewicowych przegrała lewica. Myślę, że to był taki protest przeciwko rządzącym. A dlaczego? Nie wiem. Myślę, że to jest trochę ze względu na ogólną sytuację i na styl rządzenia. To jaki jest ten styl
rządzenia? Chyba niedobry. A dlaczego jest niedobry? O to już nie mnie pytać. Ale skoro pan uważa, że jest to protest przeciwko stylowi rządzenia, to jakiś ten styl rządzenia musi być. Niedobry to znaczy jaki, może by pan opisał tę sytuację. Nie, koniec. Koniec, nie chce pan opisywać sytuacji. Ale czy to jest osobista porażka premiera Leszka Millera, jak pan sądzi? To jest osobista porażka Krzysztofa Jagiełły, akurat jeśli chodzi o Łódź. Jeżeli natomiast chodzi o Leszka Millera, to już proszę jego pytać. Ale pan premier angażował się przecież w kampanię wyborczą w Łodzi, co tydzień przyjeżdżał do Łodzi i nic z tego nie wyniknęło? Na pewno nie jest to zwycięstwo Leszka Millera. Dobrze, to łatwiejsze pytania: dlaczego złoty jest taki mocny? Dlatego, że Polska jest coraz bliżej Unii. Ale czy to jest dobrze dla gospodarki? Średnio. Dla tych, co importują, co zamierzają modernizować swoje przedsiębiorstwa, to jest dobrze. I dla tych, co wyjeżdżają na wakacje za granicę, to jest dobrze. Natomiast dla tych, co
eksportują, dla tych, co są zatrudnieni w przedsiębiorstwach eksportujących, to jest źle. Ale ważniejsi są ci, którzy wyjeżdżają na wakacje, czy ważniejsi są eksporterzy? Oczywiście, że ważniejsi są eksporterzy. Co dwa dni wicepremier, minister finansów Grzegorz Kołodko mówi o tym, że złoty jest za mocny, a złoty nie chce go słuchać i nie osłabia się. Tak samo było ze mną, też mnie nie słuchał. Czy według pana coś należałoby zrobić, instrumentalnie potraktować złotego, żeby się osłabił? Najprościej byłoby dalej obniżać stopy procentowe. Czyli jest to apel do Rady Polityki Pieniężnej, żeby obniżała stopy procentowe, bo w ten sposób złoty się osłabi? Tak jest na przykład z dolarem. Obniżka stóp procentowych przez Greenspana osłabiła dolara. Czyli według pana wicepremier Grzegorz Kołodko powinien rozmawiać z Radą Polityki Pieniężnej żeby mocniej obniżyła stopy, czy trzeba czekać na decyzje samej Rady? Trudno mi powiedzieć, co tam iskrzy czy też nie iskrzy między wicepremierem Kołodką i Radą. Myślę, że Rada
doskonale wie, co się dzieje i myślę, że także w ostatnim czasie jakby inaczej patrzy na sytuację gospodarczą. Ale realnie Rada Polityki Pieniężnej o ile by mogła teraz obniżyć stopy? Nie, zostawmy te procenty. Pewno dalej mogłaby obniżyć. O ile punktów? Mogę tak powiedzieć. Ostatnio byłem w Londynie i rozmawiałem z ekspertami z jednego z banków inwestycyjnych i oni przewidują, że do końca pierwszego kwartału stopy procentowe spadną w Polsce o około sto pięćdziesiąt punktów bazowych, czyli o półtora procenta, czyli z siedmiu do pięciu i pół. Wracając jeszcze do wyborów, czy nie myśli pan, że pan się również przyczynił do tego, że są takie wyniki wyborów dla lewicy - przypomnę słynny podatek od odsetek kapitałowych, który pan wprowadził. Pani redaktor, nie jestem takim megalomanem, żebym sobie mógł przypisywać jakieś porażki albo sukcesy. Dobrze, panie profesorze, a co pan sądzi o waloryzacji rent i emerytur? Wicepremier Grzegorz Kołodko - tak donosi dzisiaj „Gazeta Wyborcza” - proponuje zerową waloryzację.
O ile jestem dobrze poinformowany, wicepremier Kołodko proponuje, żeby decyzja w tej sprawie była każdorazowo zawierana w budżecie. Tak więc to niekoniecznie musi być waloryzacja zerowa, może być na przykład jakaś waloryzacja dodatnia albo nawet hojna, tylko zależna od sytuacji gospodarczej, sytuacji budżetowej. I tak powinno według pana być? Trudno mi jako byłemu ministrowi finansów nie solidaryzować się z Grzegorzem Kołodko. Naprawdę w Polsce w ostatnich kilkunastu latach emeryci byli we względnie komfortowej sytuacji, tak bym to powiedział. Jest interesujące, co usłyszałem ostatnio na jednej z konferencji, porównujących transformację w Polsce i na Węgrzech. Otóż na Węgrzech grupą społeczną czy też częścią społeczeństwa, która relatywnie zyskała na transformacji, była młodzież. W Polsce - emeryci. Nie. To przecież emeryci narzekają, że mają małe emerytury, narzekają renciści, a pan mówi, że emeryci i renciści zyskali. Tylko cytuję, co powiedziano na tej konferencji. Dobrze, a czy z takiej decyzji, żeby
waloryzacja rent i emerytur była zapisana w budżecie, będą zadowoleni emeryci i renciści? Niespecjalnie. Właśnie, dlaczego niespecjalnie? Dlatego, że czasami grozi im zerowa waloryzacja. Czyli tak naprawdę ta waloryzacja będzie zerowa? Może być. Dobrze. Teraz gdyby pan mógł powiedzieć, co pan sądzi o pomyśle PSL, żeby obniżyć płace dobrze zarabiającym, żeby pracodawcy nie mogli wrzucać w koszty zarobków powyżej 27 tysięcy złotych miesięcznie? Nie, chyba nigdzie w świecie takiej regulacji nie ma. Tak więc jest to propozycja dosyć taka, bym powiedział, kuriozalna. Panie profesorze, a jak pan ocenia kontakt medialny wicepremiera Kołodki, który kontaktuje się z dziennikarzami poprzez Internet, poprzez sprostowania? Myślę, że wicepremier świadomie wybrał strategię medialną, która rzeczywiście wprowadza w zakłopotanie przede wszystkim media, a nie wicepremiera. A czego może pan pogratulować Grzegorzowi Kołodce, jakich osiągnięć w Ministerstwie Finansów? Że się gospodarka, że tak powiem, rusza. To dzięki ministrowi
finansów się rusza? W jakimś stopniu zawsze. Jakby gospodarka trwała w stagnacji, jakby się coś złego działo, na pewno byście państwo skrupulatnie, skrzętnie powiedzieli, że to przez Kołodkę, Tak więc można powiedzieć, jak gospodarka idzie do przodu... A co takiego zrobił Grzegorz Kołodko, że się gospodarka ruszyła? Tchnął w gospodarkę troszkę optymizmu. A dlaczego pan nie potrafił tchnąć troszkę optymizmu? Widocznie mam w sobie mniejsze pokłady optymizmu. Czyli wystarczył tylko optymizm i od razu gospodarka zaczęła... Zaczynamy żartować w tym programie. Tak naprawdę to, że w gospodarce coś się zaczyna ruszać, dziać dobrego, zostało zapisane już kilka miesięcy wcześniej albo może kilka lat wcześniej. Zarówno spadające stopy procentowe, jak i pewne decyzje gospodarcze, a także po prostu dynamika gospodarcza procesów ekonomicznych decyduje, że gospodarka rusza do przodu. Na poważnie: czego mógłby pan pogratulować Grzegorzowi Kołodce? Fantastycznych wyników w maratonie, w ogóle jestem pełen najszczerszego
uznania. A pamięta pan, który był? Nie, ale wynik w maratonie poniżej czterech godzin to jest po prostu coś niesamowitego. A pan biega? Ale nie na takie dystanse.