PublicystykaMarcin Makowski: W sprawie reparacji wojennych mamy moralną rację. W polityce to jednak nie wystarcza

Marcin Makowski: W sprawie reparacji wojennych mamy moralną rację. W polityce to jednak nie wystarcza

Czy poza Niemcami, Polska powinna się domagać odszkodowań za II wojnę światową również od Rosji - spadkobierczyni ZSRR? Na tak postawione pytanie, szef MSZ Witold Waszczykowski odpowiada: ”Musimy się zastanowić”. Moralnego prawa Polski do otrzymania realnych reparacji za poniesione krzywdy kwestionować się nie da. W tak delikatnej sprawie wypadałoby się jednak najpierw przygotować do ofensywy, a dopiero potem wytaczać ciężkie działa. Nie na odwrót.

Marcin Makowski: W sprawie reparacji wojennych mamy moralną rację. W polityce to jednak nie wystarcza
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons CC0
Marcin Makowski

04.09.2017 | aktual.: 04.09.2017 17:39

W poniedziałkowej porannej rozmowie w RMF FM Robert Mazurek zapytał Witolda Waszczykowskiego wprost, jakie jest stanowisko jego resortu odnośnie ewentualnych reparacji wojennych. Choć minister odpowiadał wymijająco, że ”sprawa jest niejednoznaczna” oraz ”wykraczająca poza jego prerogatywy” od strony prawnej, w tej chwili trwają prace nad odpowiednimi ekspertyzami. Nie ich zapowiedź była jednak ciekawa, ale odniesienie się do niezrekompensowanych krzywd, które naszemu krajowi wyrządził Związek Sowiecki. A w prostej linii, jego obecna spadkobierczyni, tj. Federacja Rosyjska. ”Czekaliśmy siedemdziesiąt kilka lat na to, żeby wyjaśnić sprawę reparacji, wiele rządów poprzednich umywało ręce albo... pomińmy, co robiono. W związku z tym te kilka tygodni czy nawet kilka miesięcy nas nie zbawi” - odparł szef Ministerstwa Spraw Zagranicznym, tym samym pozostawiając rządowi furtkę otwartą również na wschód.

Mniej dyplomatyczny w tej kwestii jest natomiast poseł Stanisław Pięta, który w wywiadzie z ”Super Expressem” stwierdził, że Polska powinna otrzymać odszkodowania również od Rosji. ”Polacy byli mordowani zarówno przez Niemców, jak i komunistów, którzy są odpowiedzialni za morze polskiej krwi, za zniszczenie wielu dóbr kultury, za wymordowanie setek tysięcy Polaków. (…) Chodzi o biliony złotych, ale dokładna kwota odszkodowań od Rosji powinna zostać skrupulatnie policzona. Powinniśmy oszacować straty i ewentualne roszczenia” - uważa poseł Prawa i Sprawiedliwości. Również jego klubowa koleżanka, Małgorzata Gosiewska, nie ma wątpliwości. ”Zniszczenia wojenne, które spotkały Polskę ze strony Niemiec i Rosji, były potężne, setki tysięcy ludzi zginęły, ich rodziny noszą traumę psychiczną. Poza tym Rosjanie rozkradli przemysł, dzieła kultury. Powinniśmy domagać się od nich reparacji wojennych” - argumentowała wiceszefowa komisji spraw zagranicznych. I tutaj zaczyna się problem, ponieważ narracja partii rządzącej wyraźnie się rozwarstwia. ”Kwestia ewentualnych odszkodowań za straty podczas II wojny światowej nie była poruszana w rozmowach z przedstawicielami Rosji w ostatnich latach. MSZ nie posiada wiedzy o ewentualnych szacunkach dot. kwot ww. odszkodowań” – wyjaśniło Ministerstwo Spraw Zagranicznych w odpowiedzi na zapytanie publiczne jednej z fundacji.

Moralna racja

Gdyby zostawić na boku aktualną politykę i skupić się jedynie na tzw. ”moralnej racji” Polski do uzyskania reparacji wojennych - szczególnie od Niemiec - nie ma żadnych wątpliwości, że jest ona po naszej stronie. II wojna światowa militarnie zakończyła się klęską państw Osi, gdyby jednak spojrzeć na konflikt przez pryzmat strat ludzkich, statystyki nie są już oczywiste. Proporcjonalnie najwięcej obywateli straciła bowiem Polska (17,1 proc.), za nią ZSRR (13,8 proc.), następnie Jugosławia (10,8 proc.), a dopiero na czwartym miejscu – III Rzesza (10,4 proc.). Trzeba jednak pamiętać, że w przeciwieństwie do I wojny światowej, w większości były to ofiary cywilne. Dla kontrastu, łączne straty ostatnich dziewięciu z 16 państw, których ludność ucierpiała w wyniku globalnego konfliktu, są niemal dwukrotnie niższe od zamordowanych obywateli II Rzeczpospolitej. W samym tylko powstaniu warszawskim zginęło około 16 tys. powstańców, 2 tys. żołnierzy armii Berlinga i ok. 150 tys. ludności cywilnej - średnio 317 żołnierzy i 2380 cywilów dziennie. Niespełna 650 tys. mieszkańców zostało deportowanych. Łączne straty Warszawy w latach 1939-1944 wyniosły 850 tysięcy osób. To więcej niż straty Francji na wszystkich frontach. Liczba mieszkańców stolicy sprzed wojny wyrównała się dopiero około 1970 r., w dzielnicach objętych Powstaniem uległo zniszczeniu około 85 proc. budynków mieszkalnych.

Straty naszego kraju są zatem bezprecedensowe. Choć Polska otrzymała prawo do ubiegania się o reparacje wojenne od Niemiec podczas konferencji poczdamskiej w 1945 roku, miały one być przyznawane zgodnie z decyzją Wielkiej Trójki przez ZSRR, z czego Warszawa z puli radzieckiej powinna otrzymać 15 proc. świadczeń. ”Swoistym aktem wykonawczym do umowy poczdamskiej była umowa między Polską a ZSRR zawarta prawie 2 tygodnie później. Tam właśnie uregulowano sprawy otrzymywania za pośrednictwem ZSRR reparacji, ale jednocześnie – co jest kluczowe – ówczesny rząd Polski zobowiązał się do wieloletniego dostarczania Związkowi Radzieckiemu bardzo dużych ilości węgla w ’specjalnej cenie umownej’. Ta cena była niekiedy nawet 10-krotnie niższa od cen światowych. To zagadnienie jest o tyle istotne, że korzyścią z reparacji otrzymywanych via ZSRR towarzyszyły poważne straty z tytułu wymuszonych dostaw węgla” - twierdzi prof. Stanisław Żerko w wywiadzie dla Westdeutscher Rundfunk. Również zrzeczenie się przez Polskę w 1953 r. reparacji od Niemiec, a właściwie świeżo utworzonej komunistycznej Niemieckiej Republiki Demokratycznej, nie może być uznawane jako wiążący akt prawny, ze względu na uzależnienie od sowieckich protektorów. ”Pamiętajmy, że to oświadczenie rząd Bieruta przyjął bez dyskusji po zaledwie półgodzinnym jednogłośnie. Tam nie było jakiejkolwiek mowy o kwestionowaniu ’propozycji’” - podkreśla profesor. Po 1989 roku strona niemiecka stała na podobnym stanowisku. ”To było dość bezwzględne wymuszanie na polskich partnerach rzeczy, które są z etycznego, moralnego punktu nie do usprawiedliwienia” - dodaje Stanisław Żerko. Warto dodać, że gdy w 1990 r. w Polsce pojawiły się głosy nawołujące do rozpatrzenia sprawy odszkodowań wojennych, Bundestag podjął uchwałę, w której stwierdzono, że: "rezygnacja Polski z reparacji od Niemiec z 1953 roku zachowuje moc obowiązującą także dla zjednoczonych Niemiec."

Polityczna skuteczność

W tym miejscu dochodzimy do odrębnego zagadnienia, tj. politycznej skuteczności i możliwości wyegzekwowania roszczeń, do których Polska ma moralne prawo. Jest faktem, że Polska nie otrzymała od Niemiec żadnych reparacji, jedynie poszczególni obywatele mogli się ubiegać o odszkodowania z tytułów cywilnoprawnych. Mylą się ci politycy opozycji, którzy wskazując na rzekomą sprzeczność logiczną i nieadekwatność obecnych żądań, wymieniają np. potop szwedzki. ”Największe szkody PL przyniósł Potop. Czyż nie należy żądać reparacji od Szwedów (Finów zresztą też)? Tylko najpierw zawiadomcie Sztokholm!” - ironizował na Twitterze Rafał Trzaskowski z Platformy Obywatelskiej. Zapomniał jednak, że nie są to sytuacje porównywalne zarówno prawnie, jak i historycznie. Rzeczpospolita jako suwerenne państwo zawarła ze Szwecją traktat pokojowy w 1660 r., gdzie dokładnie określono warunki zaprzestania działań wojennych i ich konsekwencje. W 1953 r. Polska państwem suwerennym nie była.

Niestety, bez względu jednak na to, jak silne argumenty stoją za nami w tym sporze, jest on już dzisiaj nie do wygrania w sensie formalnym. Rząd nie przygotował się do debaty, rozproszył komunikację i wysłał do zachodnich sąsiadów wiele sprzecznych głosów. Poza tym, podszedł do reparacji bez wizji osiągnięcia celu politycznego, który wykracza poza zaostrzenie relacji na linii Warszawa-Berlin czy Warszawa-Moskwa. Mając taką broń w zanadrzu, rząd Polski powinien mieć przygotowane wszelkie niezbędne ekspertyzy i przedkładać je niemieckiemu parnerowi, jeśli kiedykolwiek komuś przyjdzie do głowy np. domagać się rekompensaty za ziemie zachodnie, zabrane III Rzeszy i wcielone do Polski. Tak właśnie zrobił Lech Kaczyński w 2004 jako prezydent stolicy. Wycenił straty materialne miasta w kontrze do podnoszonych indywidualnych roszczeń niemieckich, zamykając tym samym temat. Warto wyciągnąć z jego polityki lekcję również dzisiaj.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
niemcyrosjawitold waszczykowski
Zobacz także
Komentarze (0)