Marcin Makowski: Politycy nie są od tego, aby ślepo ufać w "tajemnicze" wyroki prezesa. Nawet, jeśli partia ma 50 proc. poparcia
Jak wytłumaczyć ludziom zmianę ”bardzo dobrej pani premier” na ”bardzo dobrego pana premiera”? Jarosław Kaczyński stwierdził w krótkim wywiadzie po expose Mateusza Morawieckiego, że chodzi o takie ”różne okoliczności”, które wynikają z ”pewnej zmiany sytuacji”. I tyle, niech się wyborcy i posłowie głowią. A że niektórzy z nich również nie wiedzą dlaczego, później chodzą po mediach i zamiast konkretów, uciekają w argumentację ”ad prezesum”. Bo prezes tak zadecydował, i ”trzeba ufać w jego mądrość i doświadczenie”. Czyli zawierzyć. Wolałbym, żeby wiara została w kościele. W polityce niech rządzi zimna głowa i rozsądek. Nawet, jeśli partia uzyskuje w sondażach 50 proc. poparcia. Właśnie wtedy najłatwiej oderwać się od ziemi.
13.12.2017 | aktual.: 13.12.2017 15:13
Jarosław Kaczyński powiedział w filmie Teresy Torańskiej ”My, oni i ja” z 1994 roku, że jego polityczne marzenie to rola ”emerytowanego zbawcy narodu”, który jednocześnie piastuje funkcję ”szefa silnej, bardzo wpływowej, współtworzącej albo tworzącej rząd partii”. Dwadzieścia trzy lata później, wszystko zdaje się spełniać. Łącznie z rolą ”zbawcy”.
Bo jak inaczej wytłumaczyć, że po niezrozumiałej dla wielu wyborców i niektórych posłów decyzji o zmianie na stanowisku premiera, zarówno Beata Szydło jak i np. Tadeusz Cymański z Solidarnej Polski, mówią w mediach o ”zdaniu się na mądrość prezesa” czy o ”pewnej tajemniczości” w wyborze Kaczyńskiego? I ta mądrość polityczna faktycznie póki co się sprawdza, a Prawo i Sprawiedliwość w sondażu Kantar Public dla "Faktu" z 11 grudnia uzyskuje 50 proc. prób poparcia, przy następujących wynikach konkurentów: PO 17, Kukiz 11, Nowoczesna 9, SLD 5. Nie jestem tym zaskoczony, bo o podobnym scenariuszu pisałem w sierpiu, ale właśnie w takich chwilach, gdy rzeczowa analiza przyczyn sukcesu zastępowana jest przez wiarę, najłatwiej oderwać się od ziemi. Jak genialny nie byłby prezes, przed Zjednoczoną Prawicą nadal bardzo poważny sprawdzian samorządowy, który może się okazać bolesny zwłaszcza w większych miastach.
Ostatni polityk z krwi i kości
Jakie były prawdziwe przyczyny desygnowania Matusza Morawieckiego na szefa rządu już pisałem, ale powtarzając w telegraficznym skrócie, chodzi o złagodzenie wewnętrznych konfliktów w Zjednoczonej Prawicy i postawienie byłego wicepremiera przed życiowym zadaniem, które jeśli udźwignie i poprowadzi swoje środowisko do wyborów parlamentarnych w 2019 roku, otrzyma namaszczenie prezesa na nowego lidera. Jednym zdaniem i jeszcze bardziej konkretnie: idzie o realną politykę, jej skuteczność i wybór, którego konsekwencję prawica odczuje w perspektywie nie miesięcy, a lat.
Właśnie z tego powodu, Jarosław Kaczyński jest jednym z ostatnich polityków z krwi i kości, którzy kierują się horyzontem odleglejszym niż następna kadencja. Niestety ludzie o takiej specyfice charakteru, choć bywają niesamowicie skuteczni, często zapominają, że skuteczności nie mierzy się jedynie przez pryzmat wcielania w życie wizji, które świetnie wyglądają w głowie lidera, ale niewytłumaczone zapleczu i wyborcom, wydają się pozbawione sensu. Albo właśnie ”tajemnicze”.
Emerytowany zbawca też musi umieć rozmawiać
W podobne koleiny wpadł już wcześniej Józef Piłsudski (za kontynuatora myśli którego lubi się uważać Jarosław Kaczyński) oraz jego sanacyjne otoczenie. W pewnym momencie, zamiast rozważać bilans zysków i strat wynikających z jakiejś decyzji, rzeczy z pozoru szkodliwe, zaczęto akceptować jako element ”dalekosiężnej wizji marszałka”. No bo przecież, skoro w przyszłości tyle razy dobrze odczytywał skąd wieje polityczny wiatr, to i teraz widzi lepiej niż maluczcy. Tym samym polityczny chłopski rozum, zastępowało myślenie magiczne i religijne, które z lidera robiło mędrca. "Zdajemy egzamin z czegoś najważniejszego: z odpowiedzialności i dyscypliny. Żeby cała ta sytuacja nie pozwoliła naszym przeciwnikom nas rozegrać” - powiedział w RMF Tadeusz Cymański odpowiadając na pytanie: dlaczego teraz i dlaczego ten, a nie stara pani premier?
Zdecydowanie wolałbym, żeby politycy nie musieli tłumaczyć decyzji swojego przywódcy pełnym zaufaniem, wizją, a zamiast argumentów, wymigiwać się frazesami o dyscyplinie. Demokracja to system, który trwa dzięki wzajemnej kontroli poszczególnych organów, które nawzajem sprawują nad sobie pieczę i się uzupełniają. Tylko jak w tym układzie kontrolować i weryfikować skuteczność ostatecznej instancji, ”emerytowanego zbawcy”?
Myślę, że Jarosław Kaczyński widzi ten problem, i właśnie dlatego postawił nie na siebie, a na Mateusza Morawieckiego. Problem polega jednak na tym, że niespecjalnie chciał i umiał swoją decyzję wytłumaczyć. A powinien. Dzisiaj ma się 50 proc., jutro można przegrać wybory. Bronisław Komorowski też nie miał z kim przegrać, bo uwierzył, że nie musi rozmawiać ze społeczeństwem.
Marcin Makowski dla WP Opinie