Marcin Makowski: Obrońcy cywilizacji Zachodu czy obrońcy hipokryzji?
Po ataku terrorystycznym dokonanym na społeczności muzułmańskiej w Londynie, wiele osób stanęło przed dylematem Kalego. Potępić czy pochwalić? W końcu ”dostali ciapaci za swoje”, ”zapracowali sobie”. Jeśli ktoś mieni się obrońcą chrześcijaństwa i cywilizacji Zachodu przed radykalnym islamem, powinien wiedzieć, że ostatnią rzeczą do której wspomniane ideały obligują, to radość ze śmierci drugiego człowieka. A tej niestety w internecie nie brakowało. Zło trzeba zawsze nazywać po imieniu, bez względu na to skąd pochodzi. Wymagamy tego w przypadku zamachów islamistów, wymagajmy i teraz. Żaden terroryzm nie ma w sobie cienia usprawiedliwienia.
19.06.2017 | aktual.: 19.06.2017 16:32
Kolejna noc upływa pod znakiem zamachu terrorystycznego w Wielkiej Brytanii i kolejny poranek rozpoczyna się serią ponurych doniesień. Wszystko mamy ”przećwiczone”, a scenariusz powtarza się z brutalną prawidłowością. Samotne wilki, samochód rozjeżdżający bezbronnych ludzi, wieczór w zatłoczonym mieście, podniesienie poziomu zagrożenia, policja na ulicach, potępienie ”potwornego incydentu”, setki teorii kto, dlaczego, co z tego wynika… Tyle, że noc z niedzieli na poniedziałek w londyńskiej dzielnicy Finsbury Park była inna. Po raz pierwszy doszło bowiem do (najprawdopodobniej) ataku odwetowego na społeczności muzułmańskiej.
Zginął starszy mężczyzna, rannych zostało około dziesięć osób modlących się pod lokalnym meczetem. Sprawców było trzech. Jednego, białego 48-latka udało się złapać. Według świadków cytowanych przez brytyjskie media krzyczał, że ”nienawidzi muzułmanów” i prowokował zgromadzonych, aby go zabili. Burmistrz Londynu Sadiq Khan całe zdarzenie błyskawicznie - nie tak jak wcześniej - nazwał "przerażającym atakiem terrorystycznym na niewinnych ludziach”, popłynęła fala komentarzy. Politycy złożyli zwyczajowe kondolencje, celebryci i publicyści - w tym J.K. Rowling - albo błyskawicznie wbijali szpilkę, żądając takiego samego oburzenia, jak w przypadku ataków dokonywanych przez islamistów, albo nabrali wody w usta, ponieważ atak nie pasował do ich poukładanej wizji ”wojny cywilizacji”, w której Europejczycy są jedynie ofiarami. Niestety wiele osób, również w Polsce, straciło fantastyczną okazję, żeby pokazać ideały o które walczą w praktyce. Z kolei lewica i liberałowie natychmiast podłożyli pod zamach kalkę "prawicowego radykalizmu", choć o upraszczanie tematu "islamskiego radykalizmu" oskarżają prawicę właśnie. I to - poza ludzką tragedią - jest najgorsza konsekwencją wczorajszych wydarzeń. Hipokryzja, dwójmyślenie, chodzenie intelektualnymi drogami na skróty.
Samousprawiedliwienie?
Z ogromną łatwością przychodzi nam wrzucanie muzułmanów do jednego worka ”ciapatych”, ”brudnych” i nieasymilujących się wspólnot, które tworząc getta w największych europejskich miastach, rozsadzają naszą kulturę i wartości od środka. Jak w każdym złożonym i wielowątkowym problemie, również w przypadku ekspansji islamu na starym kontynencie nie budziłby on takich emocji, gdyby nie miał oparcia w faktach. A te są następujące: zradykalizowani wyznawcy Allaha od dekad terroryzują cywilizację Zachodu, wysadzając się w powietrze, mordując w biały dzień, rozjeżdżając niewinnych ludzi, atakując dzieci, strzelając do gości w restauracjach i centrach handlowych. Społeczność muzułmańska faktycznie słabo albo wcale nie asymiluje się i nie zamierza wchodzić dyskurs z obcymi dla siebie wartościami.
Równocześnie robi niewiele w celu potępienia osób, które w imię wyznawanej przez nich religii dokonują tak potwornych zbrodni. Marsz muzułmanów przeciwko terroryzmowi miał zgromadzić w Londynie 10 tys. osób - przyszło na niego kilkaset, w tym głównie białych, rdzennych Brytyjczyków. Piłkarska federacja Arabii Saudyjskiej odmówiła uczczenia ofiar ataków terrorystycznych minutą ciszy podczas meczu eliminacji mistrzostw świata. Niektórzy imamowie dopiero pod presją państwa zaczęli odmawiać religijnych pochówków sprawcom zamachów. Mamy prawo wskazywać na te problemy i wymagać ich rozwiązania. Mamy obowiązek piętnować islamskich zamachowców i nazywać ich motywacje po imieniu - zbrodniczymi, a nie religijnymi. Nie zwalnia nas to jednak z odpowiedzialności o dbanie o własne standardy i nie uprawnia do generalizowania na całą, wielomilionową społeczność. Z tym niestety wiele osób jest na bakier. Równocześnie odpowiedzą na zamachy nie może być przecież ta sama broń.
”Aż się serce raduje”
Przeglądając komentarze pod informacją o zamachu w polskich mediach, bez problemu można było natrafić na następujące, pisane często pod imieniem i nazwiskiem opinie: ”Super wiadomość, aż serce się raduje!”, ”Dziś pijemy jego zdrowie”, ”Brawo, szkoda, że tylko jeden u Allaha”, ”Terrorysta czy bohater? Czas wziąć sprawy w swoje ręce”, ”W końcu chrześcijanie się obudzili. Dość tej poprawności. Oko za oko, ząb za ząb. Niech zobaczą, że nie są mile widziani w Europie”, ”Weźmy przykład z tych trzech żołnierzy, to oni chcieli robić porządek z tymi ciapatymi tylko ich szybko złapali” czy ”Coś za coś Anglicy to nie p**y jak Niemcy walczyć za swoje”. Nie wiem czy to kwestia lepszej moderacji, czy po prostu innego nastawienia, ale opinie pod informacją o zamachu w brytyjskich mediach - choć ostre - nie wyrażały zadowolenia ze śmierci muzułmanina. Celowo sprawdzałem ”Daily Mail” czy ”Guardiana” a nie ”Ecconomista” i naprawdę różnica w poziomie była zauważalna. I bynajmniej nie polegała na odwracaniu kota ogonem czy zamiataniu problemu pod dywan, tylko na unikaniu jawnej, przypominającej moralność Kalego pochwały zbrodni. Bo ”nasza”, dokonana w słusznym gniewie. Nie tędy droga. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest to problem posiadający konkretną narodowość, ale warto zadać sobie pytanie, czy akceptujemy społecznie podobne zachowania i komentarze?
Oczywiście nie sposób dokładnie ocenić motywacji zamachowców atakujących społeczność muzułmańską, ich poczytalności czy powiązań. Być może była to prowokacja, mająca na celu eskalację przemocy? Być może zwykła zbrodnia podyktowana nienawiścią? A może w samochodzie dostawczym znajdowali się krewni osób, które zostały zamordowane we wcześniejszych zamachach? Jaka nie byłaby podstawa i podbudowa ideowa niedzielnej zbrodni, wiele osób ewidentnie wpadło w sidła stosowanej do tej pory przez muzułmanów logiki.
Co jest naszym dziedzictwem?
Czy można wyciągać z tego wydarzenia wnioski natury ogólnej? Czy należy mówić ”incydent”, a może od razu ”zamach”? Rozjechanie modlących się muzułmanów to islamofobia, a może akt chorych psychicznie ludzi? Czy czynnikiem decydującym były ich poglądy? Jeśli ”oni” zabijają ”nas” - powinniśmy pokazać siłę i odpowiedzieć tym samym? Oko za oko?
Problem polega na tym, że to dziedzictwo Hammurabiego, przejęte przez Żydów w Starym Testamencie nie znajduje potwierdzenia w chrześcijaństwie, które uczy o zgoła innym podchodzeniu do nieprzyjaciół. Nie chodzi o to, aby godzić się na dyktat politycznej poprawności i jak chcą niektóry "przyzwyczajać się do zamachów", ale aby odpowiadać na nie adekwatnie do zagrożenia. Zaostrzyć kontrole, wymagać od imigrantów dostosowania się do życia w cywilizacji łacińskiej, zaprzestać z przymykaniem oczu na radykalnych imamów, etc. To, co wydarzyło się w niedzielę w Londynie nie przybliża nas do rozwiązania problemu, ale jedynie eskaluje przemoc. Niezastąpiony George Orwell opisał w powieści “1984” słynny już stan ”dwójmyślenia”, który polegał na umiejętności wyznawania dwóch sprzecznych poglądów i wiary w oba na raz. Jeśli chcemy bronić chrześcijaństwa i Zachód przez islamskim radykalizmem, ostatnią drogą do tego celu jest wyrażanie radości z zamordowania drugiego człowieka. Nic tego czynu nie usprawiedliwia. Terroryzm ma zawsze tą samą, paskudną twarz, a jego ofiarami są po prostu ludzie. Nie ich poglądy czy wyznanie. Pora, aby zarówno lewica jak i prawica oceniała wydarzenia, używając tych samych kryteriów. Europa musi się bronić, ale rozpędzone ciężarówki to najgorszy sposób na osięgnięcie bezpieczeństwa.
Marcin Makowski dla WP Opinie