PublicystykaMarcin Makowski: niezaleczona trauma komunizmu

Marcin Makowski: niezaleczona trauma komunizmu

W sporze o Piotrowicza i Piniora, o stan wojenny i nierozliczone zbrodnie komunizmu jak w soczewce skupiają się dzisiaj polskie traumy. Niestety, tkwiąc głową w przeszłości, polska klasa polityczna prowadzi kraj w ślepą uliczkę. Nie da się stanąć wobec współczesnych kryzysów cywilizacyjnych, samemu zachowując się jak schizofrenik.

Marcin Makowski: niezaleczona trauma komunizmu
Źródło zdjęć: © East News | ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
Marcin Makowski

13.12.2016 | aktual.: 13.12.2016 12:10

Traf chciał, że 12 grudnia przed kolejną rocznicą wprowadzenia stanu wojennego znajomy zza granicy, który stara się interesować polską polityką, zapytał mnie, o co właściwie chodzi w sporze wokół "jakiegoś Piotrowicza". Wiedział, że rząd go broni, opozycja atakuje, ale nie rozumiał ani za co - skoro o jego przeszłości wiadomo było nie od wczoraj, ani dlaczego właśnie teraz. Kiedy próbowałem mu wytłumaczyć zawiłość całej sytuacji, zdałem sobie sprawę, że to, co mówię, brzmi niedorzecznie. Jak gdyby ktoś po 35 latach jedną wizytą u psychologa próbował zaleczyć traumy z dzieciństwa. Proszę odstawić na chwilę rozgadane głowy polityków i na spokojnie posłuchać, jak to brzmi. A przecież w tej sytuacji jak w soczewce skupia się clue obecnej wojny polsko-polskiej.

Korona Himalajów hipokryzji

Były prokurator stanu wojennego, który, według własnych słów, niczym Konrad Wallenrod pod przykrywką chronił opozycjonistów, jest dzisiaj twarzą sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka. Tej samej, która zajmuje się arcyzawiłą kwestią Trybunału Konstytucyjnego, przez opozycję nazywaną "rozmotywaniem demokracji", a przez Prawo i Sprawiedliwość "wprowadzaniem pluralizmu". W międzyczasie służby dokonują zatrzymania i udaremnionej przez sąd próby aresztu byłego opozycjonisty Józefa Piniora, któremu postawiono zarzuty korupcyjne. Traf chciał, że pod aktem oskarżenia wobec innego opozycjonisty - Antoniego Pikula - podczas stanu wojennego podpisał się właśnie prokurator Piotrowicz. Sprawa wraca z akt IPN-u do głównego pasma wiadomości. Piotrowicz twierdzi, że pomagał Pikulowi uniknąć surowego wymiaru kary i sabotował proces, którego sam nie rozpoczął, ten drugi z kolei po latach wszystkiemu zaprzecza. Wcześniej analogie między stanem wojennym a obecną rzeczywistością w świetle kamer, jako były polityk Platformy Obywatelskiej, nakreśla Józef Pinior. Część komentatorów, pomimo śledztwa w jego sprawie rozpoczętego jeszcze za rządów poprzedniej koalicji, uważa próbę aresztu za początek "terroru". I teraz finałowy fragment wytłumaczenia, który ,gdy go wypowiedziałem, przez kolegę został odebrany jako żart.

Jeśli hipokryzja ma swój szczyt, to, co zrobiła w ostatnich tygodniach polska klasa polityczna, jest zdobyciem korony Himalajów. PiS, który chce jednym ostrym cięciem dezubekizować emerytury wszystkim, którzy współpracowali z PRL-owskimi służbami, nagle dokonuje autorefleksji, że przecież nie każdy, który był w tamtych czasach oportunistą musi po dziś dzień dźwigać brzemię swoich grzechów. Z kolei opozycja, z PO na czele, dla której jeszcze niedawno gen. Jaruzelski pochowany z asystą wojska był człowiekiem honoru, dzisiaj tropi komunistyczne życiorysy polityków prawicy. Nowoczesna i KOD stojące "murem za Lechem", co do którego ponad wszelką wątpliwość udowodniono źródłowo współpracę z SB, wzywa do dymisji Stanisława Piotrowicza za podpis pod aktem oskarżenia wobec Antoniego Pikula - tworząc efektowne analogie między tym, co robił prokurator wtedy, i co PiS robi dzisiaj wobec Józefa Piniora. Z tym samym człowiekiem u boku.

Pomieszanie sensów

Dlaczego spór o dziedzictwo komunizmu wybucha akurat teraz? Sprawa oczywiście wydaje się banalna - na naszych oczach trwają ostatnie akordy wojny pokolenia postsolidarnościowego z postkomunistami, którzy w międzyczasie zdążyli kilkakrotnie zmienić szeregi i polityczne barwy. Dlatego często sami gubią się, z jakiej pozycji i kogo atakować. Byli działacze pierwszej „Solidarności” stoją ramię w ramię z PZPR-owskimi decydentami. Byli PZPR-owscy działacze nawołują do rozliczenie współpracowników SB. Jedni drugich nienawidzą często bardziej niż oprawców z epoki stanu wojennego. Czy ktoś to potrafi jeszcze zrozumieć? Czy Polska musi być skazana na chocholi taniec wokół przeszłości, która już dawno powinna być rozliczona i zamknięta?

Sprawa Piotrowicza i Piniora z perspektywy młodego pokolenia przypomina wyciąganie trupów z szafy, możliwych do zidentyfikowania już tylko dla ludzi próbujących na oczach opinii publicznej wyspowiadać się z własnej młodości, kompromisów, wyborów. Minęło więcej niż pokolenie, gdy generał Wojciech Jaruzelski zamiast Teleranka ogłosił wyprowadzenie czołgów na ulicę. A my ciągle mentalnie tkwimy głową w mroźnym poranku 1981 roku. Odmieniamy przez wszystkie przypadki własną przeszłość i wychodząc na ulice w protestach, które przypominają rekonstrukcje historyczną, a nie spór, który dotyczy istoty współczesnych problemów Europy i świata. Jakby tego było mało, robimy to, jedną nogą stojąc w 1989 roku, a drugą w latach 90. W takim rozkroku nie da się długo ustać, a gdy w końcu system polityczny fundowany na wiecznej wojnie "ich" z "onymi" upadnie, tyłki zabolą nas wszystkich.

Naiwnością byłoby twierdzenie, że kolejna rocznica traumy stanu wojennego nie powinna nas po latach emocjonować. Problem polega jednak na tym, że te emocje już od pewnego czasu zaczynają się zamieniać w histerię. Jarosława Kaczyńskiego ubiera się w szaty Wojciecha Jaruzelskiego, Jaruzelskiego z kolei widzi jako figurę uwikłaną w tragizm epoki. PiS chce z chirurgiczną precyzją odciąć od apanaży aparatczyków SB, jednocześnie przez opozycję będąc postrzeganym jako kontynuator stanu wojennego. Który jest jednocześnie - w zależności od tego, komu oddamy głos - gorszy bądź lepszy od czasów, w których żyjemy.

Znajomy kapłan napisał niedawno, że choć ważne jest, co kto robił w PRL-u i w stanie wojennym, „ważne jest także, co robi dziś, Szaweł może stać się Pawłem, a Judasz zdrajcą”. Polska historia nigdy nie była łatwa i nikt nie tworzył jej z myślą o tym, aby zgrabnie układała się w podręcznikach. Czasy się jednak zmieniły, a wraz z nimi wyzwania. Stoimy w obliczu wyzwań cywilizacyjnych; kryzysu migracyjnego, rosnącej potęgi Chin, słabnięcia Ameryki i zagrożenia czyhającego ze strony nieobliczalnej Rosji. Dlatego nie tyle brakiem rozeznania, skąd wieje wiatr dziejów, co po prostu koszmarnym błędem, jest marnowanie sił na wewnętrzne spory o nierozliczoną przeszłość.

Niestety, nie widzę w obecnej klasie politycznej nadziei na szybką zmianę takiego stanu rzeczy. Jedyne, co może dzisiaj Polskę oczyścić i postawić na nogi, to zmiana pokoleniowa u sterów. Jeśli będziemy się okładać po głowach, to przynajmniej w walce o kierunek, w który powinniśmy zmierzać. A nie o drogę, którą przeszliśmy. Na tym polega dojrzała demokracja.

Marcin Makowski dla WP Opinii

Marcin Makowski - dziennikarz i publicysta tygodnika "Do Rzeczy". Współpracuje z Wirtualną Polską, TVP3 Kraków oraz Radiem Kraków. Z wykształcenia historyk i filozof. Twórca projektu "II wojna światowa jakiej nie znacie".

Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.

Źródło artykułu:WP Opinie
Zobacz także
Komentarze (0)