Marcin Makowski: Na konflikt z Izraelem ruszyliśmy jak z dyplomatyczną "szabelką na czołgi". Sabotowani przez własnych żołnierzy
Izrael póki co medialnie wygrywa z Polską konflikt dyplomatyczny. Nie tylko ze względu na nieudolność MSZ-tu czy językowe potknięcia premiera. Nawet w ogniu krytyki Netanyahu, groźby przedterminowych wyborów i równie ostrego konfliktu partyjnego, Jerozolima zna starą dyplomatyczną prawdę, o której nasza klasa polityczna zapomina. W sprawach racji stanu za granicą mówi się jednym głosem, albo milczy.
Nie będzie na dniach żadnego cudownego ”wygaszenia konfliktu polsko-izraelskiego”. Prawda mówiona na Zachodzie prosto w twarz nikogo nie wyzwoli, bo w dyplomacji nie wygrywa prawda, tylko skuteczność. Bez względu na to, jak słowa te byłyby nieprzyjemne, trzeba je dzisiaj powiedzieć na głos, zrozumieć i wyciągnąć wnioski. Do starcia z Izraelem ruszyliśmy jak z dyplomatyczną "szabelką na czołgi". Absolutnie nieświadomi skali zagrożenia oraz tendencji odśrodkowych we własnych szeregach. To błąd, ale możliwy do naprawienia.
"Zawiódł nas instynkt"
Jakiś czas temu rozmawiałem z ważnym politykiem prawicy. Zapytałem go, jak to możliwe, że jako państwo uchwalając nowelizację ustawy o IPN, nie byliśmy przygotowani na skalę wyzwania, które na nas czeka. Odpowiedział gorzko, ale prawdziwie: ”Nie wiem, jak to się stało, że MSZ i polskie służby przed niczym nas nie ostrzegały. Na co idą te miliardy, skoro nikt nie miał świadomości reakcji Zachodu oraz konsekwencji? Przecież ustawa była dyskutowana przez prawie dwa lata”. Jego diagnozę potwierdził właśnie Ryszard Terlecki w wywiadzie z tygodnikiem „Sieci”. - Zawiódł nas instynkt, który powinien nas ostrzec, że coś takiego może wybuchnąć; nikt nie pomyślał o tym, że dzień głosowania ws. noweli ustawy o IPN zbiega się z rocznicą wyzwolenia Auschwitz - stwierdził klubu PiS. Ale to nie instynkt powinien nas ostrzegać, a zaprojektowany właśnie do tego celu system dyplomatycznego wczesnego ostrzegania.
Czy nam się to podoba, czy nie, ale tak wygląda obecnie punkt wyjścia w relacjach Polska-reszta świata. Zagraniczne media właściwie w całości powielają nieprawdziwe informacje na temat ustawy, premier Mateusz Morawiecki zamiast o flance wschodniej NATO, musi odpowiadać na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium o II wojnie światowej, anglojęzyczny profil Polskiej Fundacji Narodowej na Twitterze ma niespełna 340 obserwujących, a od 8 lutego opublikował… cztery wpisy. Aby uzmysłowić sobie skalę problemu, wystarczy wymienić jeden przykład. O "polskich Żydach przerażonych erupcją antysemityzmu", pisze nawet amerykański prawicowo-populistyczy portal Breitbart. Do tej pory niezwykle przychylny rządowi Prawa i Sprawiedliwości. Tekst natomiast ilustruje zdjęciem zdewastowanego cmentarza żydowskiego... zrobionym kilkanaście lat temu we Francji.
Opozycja dolewa oliwy do ognia
Na domiar złego, absolutnie nieodpowiedzialnie zachowuje się Polska opozycja. Choć w Izraelu partyjne napięcie sięga zenitu, premier Benjamin Netanyahu oskarżany jest o skandal korupcyjny i mówi się o przedterminowych wyborach - na zewnątrz panuje inna, stara zasada, której w Polsce nie rozumiemy. W kwestiach racji stanu poza krajem mówi się albo jednym głosem, albo milczy. Yair Lapid, najpoważniejszy pretendent do objęcia fotelu premiera Izraela po Netanyahu, choć w kraju walczy z nim równie ostro, jak dajmy na to Schetyna z Kaczyńskim, w sprawie pamięci historycznej jota w jotę podpisuje się pod stanowiskiem rządu i premiera. Mało tego, lokalni polityki właściwie ścigają się na radykalizm w atakowaniu polskiego rządu, nie jeżdżą natomiast na wywiadu do Warszawy, mówiąc, jak to Netanyahu stara się zatrzeć fatalne wrażenie oskarżeń korupcyjnych.
W tym samym czasie Michał Kamiński w ”Jerusalem Post” wyraża nadzieję, że ”jego premier jest tylko głupi, a nie bezwzględny”, odnosząc się do odpowiedzi premiera Morawieckiego na pytanie dziennikarza Ronena Bergmana w Monachium. - Głęboko wierzę, że Kaczyński i Morawiecki nie są antysemitami, ale to kwestia głupoty. Oni nie są świadomi, jak działa świat - dodaje, trafiając na czołówki gazety. Równocześnie unijna komisarz Elżbieta Bieńkowska, dodaje w wywiadzie dla Dziennika Zachodniego, że ”Polski rząd premiera Morawieckiego ma w Brukseli reputację gorszą, niż silnik diesla”. To jest powód do radości dla opozycji? Choć instynkt podpowiada, że upadek przeciwnika jest szansą do wykorzystania, są takie momenty, w których za zewnątrz trzeba wykazać się jednością. Bo cierpi wizerunek Polski, a nie tego czy innego polityka.
Rozliczenia, wnioski i plany naprawcze konstruujmy na użytek wewnętrzny. W obliczu najpoważniejszego kryzysu dyplomatycznego III RP (gdy pisałem o tym pod koniec stycznia, niewiele osób w to wierzyło), cała klasa polityczna musi zdać egzamin z dojrzałości. Bo jeśli przegramy, to wszyscy, a nie premier Morawiecki czy prezes Kaczyński.
Marcin Makowski dla WP Opinie