PublicystykaMarcin Makowski: Być może Sąd Najwyższy ”chciał dobrze”, ale otworzył prawną puszkę Pandory

Marcin Makowski: Być może Sąd Najwyższy ”chciał dobrze”, ale otworzył prawną puszkę Pandory

W poniedziałek Sąd Najwyższy przesłał do unijnego Trybunału Sprawiedliwości pięć pytań, dotyczących m.in. wieku emerytalnego sędziów oraz ich niezawisłości. Mógł to zrobić, jak wszystkie sądy krajowe. Problem? Bezprecedensowo zawiesił obowiązywanie ustaw do czasu uzyskania odpowiedzi. To droga w bardzo niebezpiecznym kierunku.

Marcin Makowski: Być może Sąd Najwyższy ”chciał dobrze”, ale otworzył prawną puszkę Pandory
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara
Marcin Makowski

Drugiego sierpnia, dosłownie wszystkie serwisy informacyjne zdominowała informacja o decyzji Sądu Najwyższego, który powołując się na art. 755 kodeksu postępowania cywilnego, zabezpieczył część przepisów ustawy o Sądzie Najwyższym - de facto zawieszając ich stosowanie. Równocześnie sformułowano pięć tzw. pytań prejudycjalnych, przesłanych w poniedziałek do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu (TSUE). Dotyczyły one kontrowersyjnych przepisów określających zasady przechodzenia sędziów w stan spoczynku oraz regulowania ich wieku emerytalnego.

Trybunał Sprawiedliwości UE wkracza do akcji

W jakimś sensie SN nie zrobił niczego nowego. Ot, zgłaszanie się do TSUE z wątpliwościami dotyczącymi ”wykładni Traktatów, ważności i wykładni aktów przyjętych przez instytucje, organy lub jednostki organizacyjne Unii” zapisane jest w dokumentach akcesyjnych do wspólnoty. Może to zrobić każdy sąd krajowy, jeśli nie jest pewien w jaki sposób interpretować stosowanie prawa krajowego w kontekście aktów unijnego prawa pochodnego.

W takich przypadkach Trybunał rozpatruje pytania i wydaje orzeczenie wstępne, w którym doprecyzowuje i interpretuje stosowanie prawa unijnego. Co istotne dla obecnej sytuacji, orzeczenia mają moc wiążącą również dla polskich sądów krajowych, oczywiście z możliwością odwołania się od decyzji. I właśnie w tym momencie zaczynają się schody.

Sąd Najwyższy, szukając ucieczki przed szkodliwym jego zdaniem prawem, zastosował precedens, który może zagrozić stabilność systemu, który chce bronić. Mówiąc obrazowo, sędziowie chcieli wyleczyć dżumę cholerą, bez świadomości konsekwencji, które powodują dla całego organizmu. Zdaniem wielu prawników i konstytucjonalistów - niekoniecznie sprzyjających rządowi - o ile nikt nie kwestionuje zasadności zgłoszenia się o interpretację przepisów do TSUE i raczej trudno bez łamania prawa unijnego byłoby rządowi zignorować orzeczenie wstępne płynące z Luksemburga, o tyle zabezpieczenie konkretnych przepisów ustaw jest rażącym wykroczeniem poza kompetencje SN.

Które prawo jest nadrzędne?

”Ludzie szukają w Konstytucji prawa SN do zawieszenia działania ustawy - proponuję zajrzeć do art. 91, który wskazuje, że prawo UE wynikające z umowy międzynarodowej ma pierwszeństwo w stosowaniu przed ustawami, z którymi nie da się go pogodzić” - napisał na swoim koncie na Twitterze prof. Marcin Marczak. W swojej interpretacji decyzji sądu nie wyjaśnił jednak, na podstawie których zapisów konstytucji albo kodeksu postępowania cywilnego, zawiesza się działanie ustawy do czasu rozpatrzenia jej przez unijny trybunał? Gdyby tak działał mechanizm pytań prejudycjalnych, podobny zapis byłby uwzględniony na gruncie UE, a nie stworzonego do innych celów art. 755 KPC.

Wyciągając pełne konsekwencje z decyzji Sądu Najwyższego, można uznać, że od teraz każdy sąd krajowy i każdy sędzia takiej instytucji, będzie w stanie zawiesić działanie dowolnej ustawy podejrzewanej o konflikt z prawem unijnym, na czas wydania orzeczenie wstępnego. Takie pytanie rzecznikowi SN zadali dziennikarze ”Dziennika Gazety Prawnej”. - Zapytany przez nas o to, czy zdaniem SN każdy sędzia w Polsce może zawiesić stosowanie wybranej ustawy, rzecznik sądu Michał Laskowski stwierdził, że trudno mu odpowiedzieć na tak skomplikowane pytanie. I że za oficjalną wykładnię należy uznawać jedynie orzeczenia oraz komunikaty publikowane przez SN. Ale – jak dodał – taka interpretacja „wydaje się możliwa” - czytamy.

Sędziowie muszą brać odpowiedzialność za swoje decyzje

Oczywiście można powiedzieć, że SN działa w przypadku wyższej konieczności, przenoszenie sędziów w stan spoczynku i skracanie kadencji I Prezes stanowi rodzaj personalnej zemsty ze strony partii, i tak dalej. Trudno jednak zrozumieć, dlaczego działając ”w dobrej wierze”, przedstawiciele Sądu Najwyższego nie wzięli pod uwagę, jaką puszkę Pandory otwierają. Wystarczy dodać, że TSUE przynajmniej do końca sierpnia działa w trybie urlopowym, a nawet, gdy pracuje w pełnym wymiarze godzin, na orzeczenia czeka się miesiącami. Wyobraźmy sobie teraz, że za Polską podążają inne państwa, i mamy paraliż prawny UE do spółki z supertrybunałem, którym nagle miałby być TSUE, powołany do oceny jedynie najbardziej skrajnych i niejednoznacznych przypadków.

Co ciekawe, samo zawieszenia części punktów uchwalonych ustaw nie rozstrzyga, co dalej z sędziami mającymi przejść w stan spoczynku. – Na razie sędziowie ci w większości przebywają na urlopach. Trudno mi teraz stwierdzić, czy po powrocie będą włączani do składów orzekających, choć teoretycznie nie ma ku temu przeszkód. To jednak będzie zależało od decyzji, jakie podejmą prezesi izb, w których sędziowie ci orzekają – wyjaśnia w ”Dzienniku Gazecie Prawnej” rzecznik prasowy SN. I tutaj wracamy do punktu wyjścia. Jeśli nawet Sąd Najwyższy nie wie do końca co uchwala i wydaje się nie brać odpowiedzialności za konsekwencje swoich decyzji - kto ma być punktem odniesienia i wzorem cnót wobec rządu? "Arcymistrzowie prawa wpakowali nas w sytuację rodem z greckiej tragedii i podłożyli bombę atomową pod polski system prawny, nie zastanowiwszy się nad podstawowymi konsekwencjami" - napisał Bartłomiej Radziejewski, naczelny "Nowej Konfederacji". Oby ktoś tę bombę umiał rozbroić.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)