Są wyniki badań toksykologicznych Bartka z Lubina. 34-latek zmarł po interwencji policji
Prokuratury Okręgowa w Łodzi przekazała w środę wyniki badań toksykologicznych zmarłego po interwencji policji Bartka z Lubina. Według ustaleń biegłych 34-latek był pod wpływem narkotyków.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi przekazał, że "przeprowadzone badanie krwi i moczu wykazało obecność metamfetaminy i amfetaminy w stężeniach toksycznych".
- Jak zaznaczyli biegli, substancje te w takich stężeniach mogą spowodować zaburzenia rytmu serca, również takie, które prowadzą do zaburzenia krążenia i zgonu. Ponadto stwierdzono obecność wielu leków psychotropowych - podkreślił prok. Krzysztof Kopania.
Jak dodał, w ramach śledztwa odbywa się szereg czynności, m.in. planowane są dalsze przesłuchania. Ich szczegóły na razie nie są jednak ujawniane.
Zobacz także: Zgony po interwencjach policji. Wąsik: nie będzie ukrywania winnych
Lubin. Śmierć Bartka
Do śmierci Bartka S. doszło 6 sierpnia 2021 roku w godzinach porannych. O interwencję poprosiła matka mężczyzny, po tym jak rzucał on kamieniami w okna budynku przy ul. Traugutta. Kobieta uprzedziła mundurowych, że jej syn może się znajdować pod wpływem narkotyków.
Funkcjonariusze, którzy przybyli na miejsce, mieli problemy z obezwładnieniem agresywnego mężczyzny, dlatego też zastosowali względem niego chwyty obezwładniające. W trakcie interwencji Bartek S. stracił przytomność.
Z nagrań udostępnionych w internecie wynika, że policjanci nie przeprowadzili akcji reanimacyjnej 34-latka. Zespół pogotowia ratunkowego również tego nie zrobił, gdyż medycy mieli stwierdzić, że mężczyzna już nie żyje. Natomiast policja w oficjalnym komunikacie o wydarzeniach z 6 sierpnia 2021 roku podała, że do śmierci lubinianina doszło dopiero na SOR, do którego został odwieziony karetką z miejsca interwencji.
Posiedzenie komisji
Prokuratura Rejonowa w Lubinie wszczęła śledztwo pod kątem przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy policji oraz nieumyślnego spowodowania śmierci pokrzywdzonego. Następnie sprawa została przekazana Prokuraturze Okręgowej w Łodzi.
Odbyło się też posiedzenie sejmowej komisji, która debatowała nad całym tragicznym zajściem. - Dla mnie to było zwykle morderstwo. Syn raz był nieprzytomny, cuciło się go, znowu na niego siadano, charczał. W tym momencie kiedy był pierwszy raz nieprzytomny, można było go skuć i zabezpieczyć. Z tego co na filmie widać, tak było 2-3 razy. Jeszcze raz powiem: to było zwykle morderstwo - mówił ojciec Bartosza S.
Z kolei poseł KO Piotr Borys, który od początku interesował się tą sprawą, zwrócił uwagę na rozbieżności w wersjach zdarzeń przekazywanych przez policję i rodzinę zmarłego. Zaznaczył jednocześnie, że "komunikaty służb nie pokrywały się z rzeczywistością". - Według nich śmierć Bartosza nastąpiła w ciągu dwóch godzin po przewiezieniu do szpitala. Z kolei według informacji otrzymanych od szpitala wiemy, że 34-latka przewieziono do placówki już nieżywego - dodał polityk.
Oświadczenie wygłosił również komendant główny policji Jarosław Szymczyk. - Chcę wyrazić ubolewanie i żal. Proszę przyjąć wyrazy współczucia - zwrócił się szef policji do obecnych na posiedzeniu rodziców zmarłego Bartosza.
Stwierdził też, że nie jest w stanie jeszcze ustalić, kiedy dokładnie doszło do śmierci 34-latka. - Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wierzę w to, że obiektywnie niezależny organ, jakim jest prokuratura, w ramach prowadzonego postępowania, będzie w stanie na to odpowiedzieć - dodał gen. Szymczyk.
Przedstawiciele MSWiA również jednoznacznie podkreślali, że sprawa wymaga dogłębnego wyjaśnienia, ale na razie trzeba czekać na kolejne ustalenia śledczych.