Lubin. Śmierć po interwencji policji. Rodzina zabrała głos
Internet obiegło nagranie z piątkowych wydarzeń w Lubinie (woj. dolnośląskie). Wokół interwencji policji pojawiło się sporo niejasności, w których wyjaśnianie zaangażował się poseł KO Piotr Borys. Teraz w sprawie głos zabrała także rodzina zmarłego mężczyzny.
Do nieszczęśliwego zdarzenia doszło w piątek rano w Lubinie (woj. dolnośląskie). Na numer alarmowy zadzwoniła kobieta, która przekazała, że jej syn jest agresywny i rzuca kamieniami w okna budynków. Poinformowała także, że jej syn może być pod wpływem narkotyków.
"We wskazanym miejscu policjanci zastali agresywnego mężczyznę, którego próbowali uspokoić i wylegitymować. Ten jednak nie reagował na polecenia, był bardzo agresywny i niezwykle pobudzony. Z uwagi na irracjonalne zachowanie mężczyzny użyto wobec niego chwyty obezwładniające oraz kajdanki" - tłumaczy w wydanym komunikacie dolnośląska policja.
Jak informują mundurowi, mężczyzna został przewieziony do szpitala, gdzie po około 2 godzinach zmarł. Ta wersja historii nie zgadza się z ustaleniami posła Piotra Borysa. "Według informacji dyrekcji szpitala zgon młodego lubinianina nastąpił w karetce" - przekazał w sobotę przed południem parlamentarzysta z Koalicji Obywatelskiej.
Tragedia w Lubinie. Rodzina ofiary: Wygląda, jakby został zamordowany
Dziennikarzom "Super Expressu" udało się dotrzeć do rodziny zmarłego mężczyzny. W rozmowie z dziennikiem poinformowała, że "Bartek był narkomanem" i "miał swoje problemy".
- Był jaki był, ale nie zasłużył na to, aby zostać tak potraktowany - mówi rodzina.
Zdaniem bliskich mężczyzny, "policjanci doskonale go znali", a mimo to "znęcali się nad nim pół godziny". - To wygląda, jakby został zamordowany - przekazali w rozmowie z "Super Expressem".
W sprawie trwa prokuratorskie śledztwo, które ma wyjaśnić wszelkie okoliczności piątkowego zdarzenia.