Mamy problem z Wałęsą. To wiele o nas mówi
75. urodziny Lecha Wałęsy pokazały, że my, Polacy, największy problem mamy nie z obcymi, a z innymi Polakami. Wałęsa i to, co się wokół niego przez lata działo, jak w soczewce skupia wszystko to, co pokazuje nam, jacy jesteśmy.
Nic dziwnego, że Wałęsa największym bohaterem jest nie w Polsce, a za oceanem. Bo dla Amerykanów jest uosobieniem ich marzenia o American Dream, gdzie każdy może zostać kimś wielkim. Gdzie każdy, bez względu na pochodzenie, może zmienić bieg historii. Dla Amerykanów tacy bohaterowie to inspiracja, uosobienie ich pragnień i snów. Dla Polaków to najczęściej powód do kpin.
Nie lubimy zauważać osiągnięć, zazwyczaj odzywa się w nas poczucie, że to my bylibyśmy lepszymi bohaterami. Że ktoś bohaterem został przez przypadek, po znajomości, z układów, na pewno niesłusznie. A skoro tak, to przecież nie ma czego podziwiać, ani tym bardziej szanować. Lepiej się skupić na tym, by obniżać rangę bohaterstwa, dyskredytować osiągnięcia i szukać usprawiedliwienia dla swojego tchórzostwa lub lenistwa. I mówić, jakby to było lepiej, gdyby to nam w udziale przypadło bycie bohaterem.
Wałęsa, otoczony podczas urodzin wieloma ludźmi, pokazuje też to, że niezwykle łatwo potrafimy się jednoczyć przeciwko czemuś lub przeciwko komuś. Najlepiej na złość. Przecież wśród tych, którzy teraz tak chętnie składali życzenia, nie brakło tych, którzy swego czasu głosowali przeciwko niemu, popierając Kwaśniewskiego.
Nie oszukujmy się. Nikt z nich nie zapałał nagłą miłością do noblisty. Są teraz przy nim, tylko dlatego, że jest on wrogiem Kaczyńskiego i całego obozu politycznego, na którego czele stanął prezes PiS. Tym bardziej, że dokładnie tego samego dnia to Kaczyński właśnie, udając, że ktoś taki jak Wałęsa nie istnieje, nawoływał w Poznaniu do tego, że "musimy budować jedność polskiego społeczeństwa".
Zobacz: Żakowski dystansuje się do Wałęsy. "Na takie osoby trzeba patrzeć w specyficzny sposób"
A wiadomo nie od dziś, że jedność będzie wtedy jednością, gdy nie pojednamy się z naszymi narodowymi bohaterami, tylko zrobimy wszystko, by bohaterami być przestali, ustępując miejsca tym, którzy wcale na bohaterstwo nie zasłużyli, ale za to są przekonani o tym, że taki tytuł im się należy. Nic dziwnego zatem, że i premier, który na każdym spotkaniu mówi o budowie wielkiej Polski, wielkich Polaków nie zauważa, bo przecież jest przekonany, że większe uznanie należy się jego ojcu. Bo my, Polacy, tak mamy. Racja jest tylko wtedy, gdy jest naszą racją.
Najsmutniejsze jest jednak to, że, patrząc na świętującego Wałęsę, wcale nie ma powodów do radości. Kolejny raz my, Polacy, pokazaliśmy sobie, że najbardziej lubujemy się w podziałach. Aby, jak to napisał jeden z internautów, "od razu było wiadomo, kto jest kim". Ja to widzę. Bez względu na to, kto był gdzie tego dnia, pokazał, że jest jak Wałęsa, bezwzględnie przekonany o swojej nieomylności w ocenie innych.