Małżeństwo znęcało się nad ojcem
W Sądzie Okręgowym we Wrocławiu rozpoczął się proces małżeństwa Janiny i Longina C., oskarżonych o znęcanie się fizyczne i psychiczne nad 87-letnim ojcem Longina C. Ponadto, Longin C. oskarżony jest o uduszenie ojca. Oskarżeni nie przyznają się do winy. Żona obarcza winą męża.
Według prokuratury, małżeństwo C. znęcało się nad Adamem C., bijąc i poniżając go, odmawiając mu posiłków, lekarstw, doprowadzając do wyniszczenia jego organizmu.
Małżeństwo C. zajmowało się 87-letnim Adamem C. przez blisko trzy lata. W tym okresie mężczyzna trafiał też do ośrodka opieki, ale emerytura, którą otrzymywał, nie wystarczała na opłaty, więc małżeństwo C. zabierało go do domu, który Adam C. przepisał swoim dwóm synom, w tym Longinowi C. Drugi syn mieszka w USA.
Jak ustaliła prokuratura, podczas jednej z takich wizyt ojca w domu Longin C. udusił 87-letniego mężczyznę. O śmierci ojca powiadomił żonę dopiero następnego dnia. Lekarka pogotowia, która została wezwana, aby stwierdzić zgon, uznała, że coś jest nie tak i wezwała policję.
Janina C. podczas składania wyjaśnień na policji i w prokuraturze (w sądzie poprosiła o odczytanie tych wyjaśnień) przyznała, że zaniedbywała teścia, ale tylko higienicznie. Nigdy się nad nim nie znęcałam. Nigdy go nie wyzywałam. To mąż był agresywny i wiem, że go bił - teść się skarżył - powiedziała kobieta.
Kobieta zeznała, że Adamem C. zajmowała się głównie ona w zamian za emeryturę teścia. Co dwa tygodnie teścia przebierałam i myłam. Raz w miesiącu sprzątałam jego pokój. Raz na dwa miesiące przychodziła fryzjerka i goliła teścia. No i dostawał trzy posiłki - jadł to, co my.
Kobieta wyjaśniła, że Adam C. nie miał problemów z chodzeniem, ale był zamykany na klucz w pokoju. Przyznała, że było kilka kontroli pracowników opieki społecznej, którzy byli zaniepokojeni stanem pokoju, w którym mieszkał mężczyzna i jego wyglądem. Mąż ich wygonił. Nie życzył sobie, żeby go pouczali - powiedziała.
Longin C. przyznał w prokuraturze, że jego ojciec był nieznośny, agresywny, nadużywał alkoholu i nie dało się z nim wytrzymać. W ostatnią niedzielę wróciłem do domu po nocce. Zaniosłem jedzenie. Coś do ojca mówiłem, ale on był zimny. Zszedłem do żony i powiedziałem, że tato nie żyje - zeznał Longin. Tłumaczył, że siniaki, które Adam C. miał na ciele, zwłaszcza na klatce piersiowej, mogły powstać przy upadku ojca, który miał problemy z chodzeniem.