Makowski: ”Żydzi w Getcie walczyli z ’polskim reżimem’? Potworna wpadka amerykańskiej dziennikarki to dla nas lekcja” [OPINIA]
Jedna z czołowych dziennikarek w USA stwierdziła, że Mike Pence uda się pod pomnik powstania w Getcie Warszawskim, ”gdzie Żydzi walczyli z polskim i nazistowskim reżimem”. Obok wyrazów oburzenia, musimy się również nauczyć jak skutecznie prostować takie błędy. Może zamiast rejsów dookoła świata, finansujmy gry o II wojnie?
14.02.2019 | aktual.: 14.02.2019 11:36
Andrea Mitchell to jedna z najbardziej uznanych amerykańskich osobowości medialnych. Wystarczy rzucić okiem na jej CV, żeby zrozumieć, że nie mamy do czynienia z drugą ligą waszyngtońskich korespondentów wysłanych do Warszawy w celu relacjonowania szczytu bliskowschodniego, ale dziennikarką, która kilka dekad budowała swoją pozycję w zawodzie. Szefowa działu zagranicznego telewizji NBC News, prowadząca programy w MSNBC, regularnie relacjonującą najważniejsze wydarzenia krajowe oraz towarzysząca amerykańskim politykom podczas ich służbowych podróży. Na Twitterze jej wpisy śledzi ponad 1,7 mln internautów.
Pomyłka nie do usprawiedliwienia
I właśnie ona, wychowana w żydowskiej rodzinie Cecylii i Sydneya Rubinsteinów w New Rochelle w stanie Nowy Jork, mówiąca na tle miasta zrównanego z ziemią przez Niemców w 1944 r., popełnia tak karygodny błąd na wizji. Mówiąc o planie wizyty wiceprezydenta USA Mike Pence’a, rzuca mimochodem, że złoży on kwiaty przy pomniku powstania w Getcie Warszawskim, gdzie w 1943 r. ”Żydzi walczyli z polskim i nazistowskim reżimem”. Czy mogła nie wiedzieć, jak wyglądała ówczesna sytuacja na okupowanych ziemiach polskich? Że żaden ”reżim” nie istniał, a jeśli ktoś trzymał pod butem mieszkańców Warszawy, to nie tylko przebywających wbrew ich woli w Getcie, ale całą stolicę? I nie byli to naziści, ale Niemcy?
Możemy się oburzać, słusznie domagać przeprosin i uznać - równie słusznie - że podobne rzeczy w przestrzeni publicznej po prostu nie powinny się wydarzyć. Nie na tym poziomie, nie w przypadku dziennikarzy, którzy kształtują opinię publiczną i których obowiązkiem jest przygotowywanie się do wizyt, które relacjonują. Andrea Mitchell, zamiast udawać, że sprawy nie ma i wrzucać na Twittera kilkanaście innych postów, powinna dać jeden krótki, w którym przyznaje się do błędu i go koryguje. Tak jednak nie zrobiła, podobnie jak szef Departamentu Stanu USA Mike Pompeo, chwalący w przemówieniu Franka Blajchmana, człowieka, który po wojnie był stalinowskim oprawcą.
Czego nauczyliśmy się po ustawie o IPN?
W takiej pozycji, rozgrywanego w polityce historycznej a nie rozgrywającego, znajdujemy się jako Polska od dekad. Zeszłoroczna burza wokół ustawy o IPN tylko uświadomiła nam, jak poważny i głęboki jest to problem, oraz jak przepastna skala ignorancji wykształconych przecież ludzi Zachodu, sądzących, że w Polsce podczas wojny działały ”polskie obozy koncentracyjne”, a sami Polacy ramię w ramię działali z hitlerowskimi Niemcami tworząc machinę Holokaustu.
Jak pokazuje przykład Andrei Mitchell, praktycznie żadnych postępów od tego czasu nie poczyniliśmy. Może to cenna lekcja dla rządu, że należy zmienić formę oddziaływania na gruncie historii i polityki i zmienić język, w którym o tych tematach opowiadamy? Póki co mamy kolejną, niepotrzebną burzę na tle historii, łącznie z interperacją posła Stanisława Tyszki o wydalenie dziennikarki z Polski i prostującą kłamstwo reakcją polskiej ambasady.
Gry zamiast rejsów
Niestety, jedyna rzecz, która tak naprawdę miała wpływ na zagraniczną opinię publiczną od stycznia 2018 r., to nie dziesiątki wydarzeń Polskiej Fundacji Narodowej i rejs jachtu dookoła świata - interesujący jedynie dla garstki Polonii. Był nią genialny filmik wyprodukowany przez IPN pt. ”Niezwyciężeni”. Przedstawiona w nim II wojna światowa z perspektywy Polski wywoływała ciarki na plecach zagranicznych YouTuberów.
Wiele rzeczy było dla nich nowych, zaskakujących, heroicznych i bliskich sercu. Bo taka może być historia naszego państwa, i taka była, tylko do tej pory nie umiemy o niej opowiadać masom. Niech to, co się wydarzyło i dzieje przy okazji szczytu bliskowschodniego zainspiruje ludzi pociągających za sznurki, a następnym razem może zamiast zapraszać jakiegoś celebrytę z drugiej ligi żeby nas pochwalił, powinniśmy dofinansować np. grę komputerową o rotmistrzu Witoldzie Pileckim? Tak się dzisiaj walczy w bitwie o pamięć.
Marcin Makowski dla WP Opinie