PublicystykaMakowski: "Zwykły obywatel w kolizji z państwem? Przypominamy historię kierowcy seicento" [OPINIA]

Makowski: "Zwykły obywatel w kolizji z państwem? Przypominamy historię kierowcy seicento" [OPINIA]

Do zderzenia seicento z kolumną rządową przewożącą premier Beatę Szydło doszło 10 lutego 2017 roku. Osiemnaście miesięcy trwało zbieranie dowodów, które w październiku 2018 pozwoliły rozpocząć proces. Niespełna dwa lata potrzebowali sąd, obrońcy i prokuratura, aby doszło do wyznaczenia terminu wyroku. Padło na czwartek 9 lipca - dzień przed ciszą wyborczą i trzy dni przed II turą wyborów prezydenckich. Na szali rok ograniczenia wolności albo uniewinnienie.

Makowski: "Zwykły obywatel w kolizji z państwem? Przypominamy historię kierowcy seicento" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © East News
Marcin Makowski

09.07.2020 09:01

Gdyby ktoś ze sztabu Rafała Trzaskowskiego mógł wybrać termin zakończenia słynnego procesu dotyczącego kolizji kierowcy seicento z kolumną rządową wiozącą premier Beatę Szydło, lepszego momentu niż finał kampanii prezydenckiej by nie znalazł. W końcu właśnie to zdarzenie zostało obrane przez opozycję oraz dużą część opinii publicznej jako "wzorzec" relacji państwo kontra zwykły obywatel.

Oczywiście cała sprawa jest na tyle wielowątkowa, że nie da się sprowadzić do prostych dychotomii. Jednak to właśnie one sprawiają, że poprzez skojarzenie "to mogło się przydarzyć każdemu" pechowy wieczór w Oświęcimiu i zderzenie starego fiata z rządowym audi wpłynęły zarówno na polską politykę, jak i życie Sebastiana Kościelnika. Tak właśnie nazywa się 20-letni wtedy chłopak, który w toku procesu wyraził zgodę na ujawnienie swojego nazwiska. Jaki los go czeka?

- Wnoszę o uznanie oskarżonego za winnego zarzucanego mu czynu. (…) Wnoszę o wymierzenie oskarżonemu kary 1 roku ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnie dozorowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 20 godzin miesięczne – tymi słowami zakończył swoją przemowę i uzasadnienie wyroku prokurator okręgowy z Krakowa Rafał Babiński. Na rozprawie w środę 8 marca uzasadnił on również, że wina kierowcy, który nie zachował należytej ostrożności na drodze, jest niepodważalna.

Jak stwierdził prokurator, powołując się na wyrok Sądu Najwyższego z 2006 r., bez względu na okoliczności to na kierującym pojazdem, który wykonuje manewr, "ciąży nie tylko obowiązek wyraźnego zasygnalizowania manewru oraz baczenie, by nie zajechać drogi pojazdowi jadącemu z kierunku przeciwnego, ale także obowiązek upewnienia się poprzez spojrzenie w lusterko wsteczne lub boczne, czy pojazd znajdujący się za nim nie uniemożliwia bezpiecznego wykonania manewru". Oskarżyciel, przytaczając analizy dokonane przez ekspertów ruchu drogowego, zaznaczył, że wina kierowcy jest "niepodważalna". Sam Sebastian Kościelnik od początku nie przyznaje się do winy i właśnie takie stanowisko przedstawili jego obrońcy - wnosząc o uniewinnienie klienta.

W całym procesie brało udział kilkadziesiąt osób, wiele posiedzeń zostało objętych tajemnicą państwową, zeznawała również była premier Beata Szydło i kierowca ówczesnego BOR-u, którzy po kolizji spędzili kilkanaście dni w szpitalu. Do tej pory nie jest jednak jasne, jak wyglądał dokładny przebieg zdarzenia.

Według ustaleń policji, rządowa kolumna trzech pojazdów jechała przez ulice Oświęcimia, wysyłając sygnały świetlne. Sebastian Kościelniak przepuścił pierwszy samochód, a następnie, nie zauważając drugiego, chciał skręcić z ul. Powstańców Śląskich w przecznicę na ul. Elizy Orzeszkowej. Kierowca wiozący premier gwałtownie zmienił tor jazdy, uderzając w samochód chłopaka, a następnie w drzewo. Nie udało się jednoznacznie wskazać, czy samochody rządowe miały włączoną w momencie zdarzenia sygnalizację dźwiękową, uszkodzona została również znajdująca się w dowodach płyta CD z zapisem parametrów jazdy.

Gdyby oskarżony zgodził się na wstępne warunki prokuratury, sprawa mogła zostać warunkowo umorzona już wiosną 2018 r. Właśnie wtedy krakowska prokuratura okręgowa wystąpiła do sądu z takim wnioskiem, jednocześnie wnioskując o 1,5 tys. zł nawiązki. Pomimo początkowego przyznania się do zarzutu nieumyślnego spowodowania wypadku, kierowca ostatecznie nie zgodził się jednak na postawienie mu jakichkolwiek zarzutów, konsekwentnie optując za całkowitym uniewinnieniem.

Bez względu na czwartkowy wyrok, sama kolizja rozpaliła nie tylko wyobraźnię opinii publicznej, ale w zmodyfikowanej wersji trafiła również do filmu "Polityka" Patryka Vegi, stając się klamrą spinającą całą historię. Historia sama w sobie w żaden sposób nie jest jednak "filmowa", biorąc pod uwagę choćby wątek poboczny związany ze zbiórką przeprowadzoną przez mieszkającego w Wielkiej Brytanii Rafała B., który zebrał rekordową sumę 150 tys. zł na "nowe seicento" dla młodego kierowcy, a następnie pieniądze wydał na cele osobiste oraz przekazał żonie. Jak zapowiedział sam Sebastian Kościelniak, pieniądze miały trafić po procesie na cele charytatywne. Niestety w tej chwili nie da się już ich odzyskać, sam oszust nie usłyszał również wyroku, ponieważ regulamin serwisu crowdfundingowego zakłada, że zebrane pieniądze są własnością osoby urządzającej zbiórkę.

Premier Beata Szydło stoi z kolei na stanowisku, w którym to ona jest faktyczną poszkodowaną, bowiem gdyby rozpędzone audi A8 nie wykonało manewru, który skierował je na drzewo - tylko staranowało znacznie lżejszego fiata - cała sytuacja mogłaby się skończyć tragicznie. Zamiast tego, w wyniku wspomnianego uderzenia samochodu o drzewo, była premier musiała przechodzić rehabilitację.

Już dzisiaj jednak widać, że każda decyzja, która winą obarczy młodego kierowcę, zostanie użyta również na finiszu kampanii wyborczej. Nie wiem, czy sam Sebastian Kościelniak chciałby być użyty w takiej roli. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", w tej chwili wyprowadził się z Oświęcimia, zamieszkał w Olsztynie, a w przyszłości planuje przenieść się do Warszawy i podjąć wraz z dziewczyną studia prawnicze. Oby to był happy end tej historii.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)