Wypadek Beaty Szydło w Oświęcimiu. Prokurator wnosi o uznanie winnym kierowcy seicento
Wraca sprawa wypadku byłej premier Beaty Szydło. We wtorek sąd w Oświęcimiu wysłuchał niejawnej części mów końcowych, a w środę ogłoszone zostaną żądania obrony i prokuratora, który ma wnieść o uznanie kierowcy seicento Sebastiana Kościelnika za winnego spowodowania wypadku z 2017 roku.
08.07.2020 | aktual.: 27.07.2020 08:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Proces z udziałem kierowcy seicento, który uczestniczył w wypadku limuzyny Beaty Szydło, zbliża się ku końcowi. 7 lipca w sądzie wygłoszona została niejawna część mów końcowych, obejmujących materiał zawierający m.in. zeznania Beaty Szydło i funkcjonariuszy byłego Biura Ochrony Rządu.
W środę 8 lipca ogłoszone mają zostać natomiast żądania prokuratora i obrony. Według informacji przekazanych przez reporterkę TVN24 Martę Gordziewicz, prokurator będzie wnioskował, aby Sebastiana Kościelnika uznano za winnego spowodowania wypadku z 2017 roku w Oświęcimiu.
"Prokurator wnosi o uznanie Sebastiana Kościelnika za winnego spowodowania wypadku, w którym ucierpiała ówczesna premier Beata Szydło. Chce wymierzenia Kościelnikowi kary 1 roku ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej, nadzorowanej pracy społecznej" - podała dziennikarka na Twitterze.
Wypadek Beaty Szydło. Sprawa nadal trwa
Do wypadku z udziałem Beaty Szydło doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. Według ustaleń policji rządowa kolumna trzech samochodów, w której jechała ówczesna premier wyprzedzała seicento. 21-letni kierowca miał przepuścić pierwszy pojazd, po czym mężczyzna skręcił w lewo i uderzył w auto Beaty Szydło. Samochód polityk wjechał w drzewo.
Proces w sprawie rozpoczął się w październiku 2018 roku. Kilka miesięcy wcześniej, w marcu, krakowska prokuratura okręgowa wystąpiła do sądu w Oświęcimiu o warunkowe umorzenie postępowania. Śledczy chcieli, aby Sebastian Kościelnik otrzymał okres próby w wysokości roku i zapłacił 1,5 tysiąca złotych nawiązki. Mężczyzna wraz ze swoim obrońcą nie zgodził się na umorzenie, a sprawa trafiła na rozprawę główną.
Wyrok w sprawie ma zapaść 9 lipca - donosi tvn24.pl.