Makowski: "Rząd Tymczasowego Zawieszenia Broni" [OPINIA]
Nowy rząd, choć okrojony o sześć ministerstw, w rzeczywistości nie rozwiązuje kluczowych problemów Zjednoczonej Prawicy. Wicepremier Kaczyński w roli "nadzorcy" Zbigniewa Ziobry to broń obosieczna, działająca również na niekorzyść Mateusza Morawieckiego. Jeśli dodamy do rekonstrukcyjnej układanki umocnioną pozycję Solidarnej Polski oraz silniejszy resort Jarosława Gowina - bilans ze strony PiS-u staje się niejednoznaczny.
30.09.2020 15:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gdy w czerwcu 1919 roku podpisywano traktat wersalski - dokument, który ostatecznie zakończył I wojnę światową - francuski marszałek Ferdinand Foch powiedział, że "to nie pokój, lecz zawieszenie broni na dwadzieścia lat". Trudno nie odnieść wrażenia, że po kolejnym konflikcie w łonie Zjednoczonej Prawicy, zrekonstruowany w bólach rząd konserwuje jedynie status quo, odraczając nieuchronne starcie o prymat na prawicy.
Rekonstrukcja rządu. Próba sił
Skąd taki wniosek? To logiczna konsekwencja wynikająca z rozdźwięku między zapowiedziami polityków PiS-u, a finałem tego przeciągającego się serialu. Jeśli intencją Jarosława Kaczyńskiego oraz jego zaplecza w Prawie i Sprawiedliwości było wyciągnięcie na światło dzienne konfliktu personalnego, który w koalicji tlił się od dawna - ten cel bez wątpienia się udał. Już nie tylko dziennikarze, ale również opinia publiczna dowiedziała się, że poza Jarosławem Gowinem, który sprzeciwił się woli prezesa w sprawie majowego terminu wyborów prezydenckich (i dopiął swego), w Zjednoczonej Prawicy swoją, znacznie groźniejszą grę prowadzi Zbigniew Ziobro.
W ustach marszałka Ryszarda Terleckiego, Joachima Brudzińskiego, Krzysztofa Sobolewskiego czy Marka Suskiego - Solidarna Polska z lojalnego towarzysza broni nagle zamieniła się w "młodszego brata", który wysyła do mediów swoje "wilczki", mieszające w szeregach ideologicznych partii-matki. Równocześnie na jaw wyszła skala sporu ambicjonalnego oraz politycznego między ministrem sprawiedliwości a premierem, których obozy za kulisami mainstreamowego życia politycznego nawzajem wkładają sobie kije w szprychy. Chodzi oczywiście - długodystansowo - o to, jaka będzie przyszłość polskiej prawicy.
To w uproszczeniu spór o to, czy jej kierunek na przyszłe lata wyznaczy europejski, technokratyczny i związany ze spuścizną Solidarności Walczącej Mateusz Morawiecki, czy może Zbigniew Ziobro i jego ludzie, którzy w rozmowach na offie mówią wprost, że obawiają się skrętu w kierunku centrum, odpuszczenia walkowerem wojny cywilizacyjnej oraz zamienienie Zjednoczonej Prawicy w rozwodniony ideologiczne odpowiednik niemieckiej CDU.
Rekonstrukcja rządu. Bilans zysków i strat
I teraz pytanie, co z odsłonięcia kotary i zaproszenia wyborców do kuchni koalicji rządzącej przyszło? Poskromienie apetytu wyrywającej się zbyt często z własnymi inicjatywami Solidarnej Polski? Usunięcie Ziobry z funkcji szefa resortu sprawiedliwości? Okrojenie jego wpływu w prokuraturze albo pozbawienie funkcji prokuratora generalnego? Podział Solidarnej Polski? Znaczne uszczuplenie wpływów w rządzie? A może udało się podzielić Porozumienie, mszcząc się za "non possumus" Gowina z kwietnia i maja?
Zobacz także
Żaden z tych celów nie udał się do końca. Owszem, tzw. "SolPol" traci resort środowiska, ale Ziobro nie ustąpił osobiście o krok, natomiast najprawdopodobniej Michał Woś zasiądzie jako minister w KPRM, odpowiedzialny za "sprawy obywatelskie", które wprost nazywa się sprawami światopoglądowymi oraz frontem "wojowania z Unią". Jarosław Gowin, choć z partii odchodzi niezgadzająca się z jego decyzjami Jadwiga Emilewicz, tracąc Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, wraca na fotel wicepremiera z silniejszym resortem rozwoju, powiększonym o pracę i technologię. Dodatkowo minister Michał Cieślak z Porozumienia będzie odpowiadał przy premierze za kontakty z samorządami. Niezły bilans jak na uniknięcie spod wiszącego nad głowami koalicjantów topora.
Natomiast samo wejście Jarosława Kaczyńskiego do rządu może przynieść tyle samo zysków, co strat. To zerwanie z jego realizowaną konsekwentnie od 2015 r. filozofią władzy z drugiego szeregu oraz wykorzystanie osobistego autorytetu do kontrolowania Ziobry oraz jego niedogaszonego konfliktu z premierem Morawieckim.
Pytanie, czy premier długofalowo zyska na prezesie partii obecnym na posiedzeniach rady ministrów? Od teraz poszczególni politycy będą mieć znacznie ułatwiony kontakt z Jarosławem Kaczyńskim, a Morawieckiemu trudniej będzie robić za uprzywilejowanego pośrednika. Z drugiej strony, przez jakiś czas może być jednak spokojny o poskromienie ambicji Ziobry, do którego elektoratu ma od dzisiaj przemawiać minister Przemysław Czarnek, zabezpieczający prawą flankę PiS-u. Jeśli prezes rady ministrów zda ten test z przywództwa pod okiem swojego partyjnego przełożonego, to on może być niedługo nie tylko wiceprezesem PiS-u, ale w perspektywie lat, kimś znacznie więcej.
Bez względu na to, jak ostatecznie poukłada się dynamika władzy w zrekonstruowanym gabinecie Mateusza Morawieckiego, trudno nie odnieść wrażenia, że to nie pokój, a jedynie zawieszenie broni na (maksymalnie) trzy lata.
Marcin Makowski dla WP Opinie